Reklama

Ćwiąkała z Rio: Słupek znów na celowniku – dlaczego Brazylii brakuje napastników?

redakcja

Autor:redakcja

08 lipca 2014, 02:24 • 7 min czytania 0 komentarzy

Przed mistrzostwami zapowiadał, że czuje się, jak Rambo, a media tylko pompowały tę presję. Przypominały wyczyny Ronaldo czy Romario, wspominały nawet o możliwym transferze do Barcelony. Po miesiącu wszystko się odwróciło. Miał być herói, a jest vilao. Szydzi z niego cały kraj. W każdym barze słychać słowo „Fredzi”. Wszyscy zastanawiają się i zadają proste pytania – jak to możliwe, że Brazylia nie doczekała się pół poważnego napastnika? Co się stało z systemem szkolenia, że ten – zamiast produkować craques – wypuszcza co roku wybitnych obrońców? I wreszcie – dlaczego Fred, otoczony wybitnymi piłkarzami, gra tak beznadziejnie? Dlaczego snajper reprezentacji nosi przydomek „słupek”?

Ćwiąkała z Rio: Słupek znów na celowniku – dlaczego Brazylii brakuje napastników?

Na przełomie lat 90. i XXI wieku była ich cała masa. Selekcjoner mógł przebierać w napastnikach, jak kibic grający Manchesterem City w Football Managera. Każdy był albo wybitny, albo bardzo dobry. Każdy gwarantował poziom. Każdy był urodzonym goleadorem i nie było potrzeby zwracać uwagi na takie postaci, jak Mario Jardel (10A), Giovane Elber (15A), Marcio Amoroso (19A) czy Sonny Anderson (7A). Ronaldo i Romario zmonopolizowali reprezentację i jeśli już komuś pozwolili się do niej wepchnąć, to tylko na chwilkę. Innym zostawały ochłapy. Ławka w Copa America (Christian lub Ewerthon) lub na mistrzostwach świata (Edilson lub Luizao). Wszyscy ci zawodnicy w swoich klubach byli absolutnymi gwiazdami. Dziurawili siatki niemal wszędzie, gdzie się pojawiali.

– W moich czasach musiałem walczyć o miejsce z Ronaldo, Romario, Mullerem, Edmundo, Caio, Violą i Luizao, a teraz zamartwiamy się jednym zawodnikiem, Fredem. Nasz futbol znalazł się w przerażającym położeniu – opowiada Edilson, a jego słowa potwierdza Mario Jardel. – Czy łapałbym się do jedenastki? Byłyby na to duże szanse. Zasługiwałem na to, ale w tamtym okresie było bardzo ciężko. Na kadrę zawsze przyjeżdżali Ronaldo i Romario, a ja latałem na zgrupowania, by usiąść na ławce.

– Brakuje ci mundialu w CV? – dopytuje dziennikarz „Lance”.

Reklama

– Brakuje. Ale nie narzekam, śmieję się. Felipao w 2002 roku powołał Luizao i – choć to rozumiałem – było mi bardzo smutno. Byłem najlepszym strzelcem Europy i świata, a nie pojechałem na mistrzostwa. W każdym innym kraju bym pojechał.

1996 – Gremio – 13 (10)

1997 – Porto – 31 (30)

1998 – Porto – 30 (26)

1999 – Porto – 32 (36)

2000 – Porto – 32 (27)

Reklama

2001 – Galatasaray – 24 (22)

2002 – Sporting – 30 (42).

Tyle bramek nie wystarczyło, by załapać się na ławkę.

Brazylijscy dziennikarze pytani o to, co się stało z napastnikami, nie potrafią udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Dominują w zasadzie dwa poglądy:

a) pojawiło się pokolenie beztalenci

b) zmieniono priorytety w szkoleniu.

– Kreatywność i instynkt ustąpiły miejsca grze o wynik, tymczasem dzieciaki powinny się skupiać na rozwoju swoich podstawowych umiejętności. A najgorsze jest to, że akademie wolą wybierać zawodników według wzrostu, a nie talentu – Zico jest zwolennikiem drugiej teorii, a Giovane Elber  na antenie SporTV zwraca uwagę na jeszcze inny aspekt: – Pozycja napastnika umiera. Za moich czasów „dziewiątka” była w większym ruchu. Wtedy graliśmy, a dziś napastnikowi trzeba przygotować piłkę.

fred_amistoso3-reu_95

Kiedy jednak w Brazylii doszło do całkowitego ich wymarcia? – W momencie, gdy karierę zakończył Ronaldo. Luis Fabiano ani Adriano nie byli craques. Byli goleadorami, a to zasadnicza różnica – Alberto Gomes z Globo Esporte nie ma wątpliwości. Fred nie należy zaś do ani jednej z tych grup. Gwiazdą bywa jedynie poza boiskiem – to zapalony imprezowicz – a bramki częściej strzelają od niego obrońcy. Tryb życia snajpera (?) Fluminense to w ogóle temat na oddzielny tekst. Białe winko, imprezy w Leblonie, gole – powiedzmy – zdobywane poza boiskiem – to najbardziej wyraziste cechy Freda i nic dziwnego, że od kiedy w 2009 wrócił do Flu, doznał blisko dziesięciu kontuzji. Od ośmiu miesięcy – jak przekonuje – nie wyskoczył jednak na żadną dyskotekę i pilnuje się jak nigdy. Przestrzega indywidualnego planu treningowego i reżimu żywieniowego. Owoce jednak nie przychodzą, a selekcjoner nie potrafi się bez niego obyć.

Gdy Felipao obejmował reprezentację, zakomunikował już na starcie: jeśli chcecie, żebym grał po katalońsku, to dajcie mi Messiego. Jeśli nie – pozostanę przy moim stylu. Efekt jest jednak taki, że Fred strzela na mundialu 0,2 gola na mecz, a teraz – przy absencji Neymara – spadnie na niego jeszcze większa odpowiedzialność za wyniki. – Mówisz poważnie? Oj, stary… Jestem smutny, bo… Ech… – wideo z wypowiedzią rozklejającego się Freda po tym, jak dowiedział się o kontuzji kolegi, bije rekordy oglądalności na Youtube.

Zdecydowana większość ekspertów bierze go jednak w obronę, a ich argumenty ograniczają się do jednego – napastnik, który nie dostaje piłek, nie ma z kim grać. – Fred cierpi, bo jest uzależniony od kolektywu, a kiedy ten nie funkcjonuje, jak należy, to nie będzie efektu – twierdzi jego trener z Fluminense, Cristovao Borges, z którym zgadza się Careca: – Reprezentacja potrzebuje więcej ruchu na środku pola, by pomóc Fredowi. To wielki napastnik, ale na razie jest za bardzo odizolowany – tłumaczy jeden z ostatnich wybitnych brazylijskich napastników. – Arsene Wenger powiedział mi podczas kolacji ważną rzecz: by strzelać gole, napastnik potrzebuje podań. Dokładnych podań. A to nie problem Freda tylko tych, którzy go otaczają. Nie wspierają go należycie. Np. Hulk przesadza z indywidualnymi akcjami, a musi grać częściej z Fredem – dodaje Fabio Cannavaro.

Co na to wszystko sam zainteresowany? – Jestem dojrzałym zawodnikiem i muszę wykorzystywać swoje najlepsze cechy. Nie ma sensu, żebym wychodził z pola karnego i szedł w drybling z trzema przeciwnikami. Też czytamy, słuchamy, wiemy, co się dzieje poza zgrupowaniem.  Do nas również dociera ta dyskusja pt. „Fred nie dostaje piłek”. Wiem, że muszę brać aktywniejszy udział w meczu, ale przeciwko zamkniętym drużynom ciężko jest wychodzić z własnej strefy. Nie ma sensu, bym się cofał i podawał do Luiza Gustavo – wyjaśnił na konferencji po starciu z Kamerunem.

To był dobry moment na spotkanie z dziennikarzami. Jedyny, w którym „Fredzi” miał trochę oddechu. Po kolejnych „dyskretnych” konfrontacjach presja jednak wróciła. Fred nie strzela – nikt nie oszczędza Freda. – Zareaguj albo będzie gorzej! – apeluje wczorajsze wydanie „Lance”, dodając, że Frederico wyrasta na najgorszego brazylijskiego napastnika w historii mundiali. Gorszego nawet od Serginho Chulapy. – Fred swoim spektakularnym występem na Pucharze Konfederacji udowodnił, że jest najlepszą opcją i nie ma alternatyw. Nieważne teraz, czy strzeli jeszcze pięć goli. Niech zdobędzie bramkę w ważnym meczu – opowiada kozioł ofiarny z 1982 roku. – Niech myśli: „kurwa, muszę strzelić gola”. Zraniony napastnik staje się bardziej niebezpieczny. – W meczu z Kolumbią brał udział w wielu akcjach. Dał nam dzięki temu wsparcie choćby przy pojedynkach powietrznych. Niezależnie, kto trafia do siatki Fred był dla nas bardzo ważny – stwierdził Scolari po ostatnim meczu, a jego słowa potwierdza wyłącznie jedna statystyka:

– Fred to piąty napastnik mistrzostw pod względem liczby przebiegniętych kilometrów (40,3 przez 402 minuty).

Inne liczby są już druzgocące.

– w pięciu meczach brał udział w 62 akcjach, czyli o 30 mniej niż podczas Pucharu Konfederacji

– uczestniczył w trzech golach reprezentacji.

Alternatywy jednak faktycznie nie ma. By Fred w końcu wypadł z kadry, w jego miejscu musiałby zagrać albo jeszcze gorszy Jo, albo ktoś z poniższej listy:

– Luis Fabiano – Sao Paulo

– Leandro Damiao – Santos

– Walter – Fluminense

– Hernane – Flamengo

– Diego Tardelli – Atletico Mineiro

– Alan Kardec – Sao Paulo

– Alexandre Pato – Sao Paulo.

Jedyne nazwiska, które robią jakiekolwiek wrażenie – Luis Fabiano, Walter czy Alexandre Pato – mają jednak bardziej lub mniej ukryte defekty. Pierwszy ma już 33 lata, drugi notorycznie jest spasiony, a trzeci od dawna odcina już kupony. Ci, którym kiedyś przewidywano błysk podczas mundialu – Keirrison i Dentinho – przepadli już na amen. Ostał się jedynie nieszczęsny Fred. – Wręczę mu książkę o życiu Zidane’a. W 1998 dostał czerwoną kartkę z Arabią Saudyjską, pauzował w dwóch meczach, a Francja niemal odpadła z Paragwajem w 1/8 finału. Wrócił na Włochy i nie zagrał dobrze. Z Chorwacją też. W finale strzelił dwa gole i stał się narodowym bohaterem. Może to zainspiruje Freda – błyszczy kreatywnością Andre Rizek ze SporTV.

Problem Brazylii nie ogranicza się jednak tylko do napastnika. Czasem, przy mocnych skrzydłach i niezłej „dyszce”, wystarczy w polu karnym postawić właśnie „słupek”, a bramki zaczną wpadać same. Selecao nie doczekała się jednak następcy Kaki, Oscar notorycznie zawodzi, a skrzydła są notorycznie beznadziejne. Na ćwierćfinał wystarczyło. Po 1/2 mogą się pojawić kolejne orędzia do narodu. I kto wie, czy Julio Cesar nie zapłacze, jak w RPA. Nie ze szczęścia. Chyba, że Fred w końcu się obudzi. Tylko kto w to jeszcze wierzy?

Image and video hosting by TinyPic


Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...