Reklama

Chrapek: Był młodociany oldboj, jest poprzeczna

redakcja

Autor:redakcja

14 marca 2014, 16:40 • 12 min czytania 0 komentarzy

– Mam taką przemianę materii, że muszę się pilnować. Nie mogę odpuścić sobie zdrowego żywienia, bo od razu to wychodzi i potrafię szybko przytyć. Od pamiętnego zdjęcia współpracuję z dietetykiem (śmiech). Chłopaki nie dali mi żyć i od zimy wziąłem się do roboty. Bardzo mobilizujące zdjęcie… Najbardziej cisnął mi „Głowa”. Standard. Mieliśmy śniadanie o 10:30, ja schodziłem o 10 i miałem już posiłek przygotowany. Wszyscy czekali, aż przyjdę, a tam wiesz… Sałata, wszystko zielone i beka – opowiada Michał Chrapek w najdłuższym wywiadzie, jakiego do tej pory udzielił w karierze.

Chrapek: Był młodociany oldboj, jest poprzeczna

Który piłkarz Ekstraklasy zrobił największy postęp przez ostatnie dwa lata?
Największe wrażenie zrobił na mnie Radović. Jeden z najlepszych zawodników naszej ligi. Podoba mi się u niego ta swoboda – dużo rzeczy wykonuje na totalnym spokoju, co szczególnie cenię u zawodników.

A w Wiśle?
Hmm… Ciężkie pytanie (śmiech).

Już miałeś na końcu języka.
Tamten sezon był do dupy i nie mieliśmy typowego lidera. Teraz mógłbym wymienić Arka, ale w końcu wszyscy się poprawili. Ale kto zrobił największy skok? Nie potrafię odpowiedzieć.

A nie ty?
W tamtym sezonie grałem w kratkę – raz wychodziłem na boisko, raz siedziałem. Cieszę się po prostu, że teraz występuję w każdym meczu. I faktycznie, trochę się rozwijam.

Reklama

Zastanawiam się, z czego wynika tak duża różnica między twoim poziomem sprzed, powiedzmy, roku a obecnym. Wtedy oczekiwania były wobec ciebie duże, a ich nie spełniałeś.
Trener Smuda trafił pode mnie z treningami – dlatego wystrzeliłem szybciej niż przed rokiem. Zdaję sobie jednak sprawę, że mam spore zaległości pod względem motorycznym. Widzę to na boisku. Powiem po piłkarsku: brakuje mi gazu. Może nie widać tego na meczach aż tak, gdy gram na środku pola jednym tempem, bez przyspieszeń, ale sam widzę, że mam te braki.

Powiedziałeś kiedyś w „PS“, że tego ci brakuje do wyjazdu za granicę.
Bo wyjazd po to, żeby nie grać, nie ma sensu. Chcę być pewny w stu procentach, że jestem gotowy na transfer. Teraz mam jednak za duże braki, więc muszę jeszcze poczekać. Mentalnie jestem gotowy, motorycznie jeszcze nie. Wiele było nazwisk, które wyjeżdżały po pół roku gry, bo później mogłyby takich ofert nie dostać. Nie można odmawiać sobie za każdym razem, ale myślę, że jeżeli będę dobry, to prędzej czy później po prostu wyjadę. Wyjazd po pieniądze mnie nie interesuje. Liczy się gra.

To ilu klubom odmówiłeś?
Konkretów tak wiele nie było, ale zapytania się pojawiały. Pytali po prostu, czy chciałbym już wyjechać. Sam jednak zasugerowałem menedżerowi, że nie jestem jeszcze na to gotowy. Mam jeszcze dwa lata kontraktu z Wisłą i gram regularnie – to dla mnie najważniejsze, ale temat Catanii był bardzo poważny. Wiem, że oni nalegali i dalej nalegają na transfer. Jestem jednak jeszcze za słaby na taki poziom.

Pieniądze nie kusiły?
Pieniądze wcale nie były rewelacyjne, a Catania zajmuje ostatnie miejsce w Serie A i będzie się biła o utrzymanie. W takim klubie byłoby mi dużo ciężej, ale zawsze fajnie usłyszeć, że ktoś się tobą interesuje. Poczułem się doceniony.

Skauci Porto pytali też o ciebie Clebera, bo podobno zajmujesz któreś miejsce na ich liście.
„Clebi” mówił, że mnie obserwują… Porto to już mega klub i gdyby przyszła bardzo dobra oferta, to raczej bym się skusił. Drużynom tej klasy się nie odmawia. Tym bardziej, że tam zajęliby się tą moją motoryką. Chciałbym też trafić do zespołu, który gra piłką, atakiem pozycyjnym. Gra z kontry nie do końca mi odpowiada, ale najważniejsze, żebym mógł regularnie występować. Przez trzy lata przyzwyczaiłem się do tego i dziś nie wiem już, jak smakuje ławka. Na boisku jestem spełniony. Siedzenie na ławce przez kilka miesięcy zabiłoby mnie. Dusiłbym to w sobie. Byłyby w środku gorzkie żale.

Rozmawiałeś z trenerem Smudą na temat transferu?
Jak Cleber nagadał coś o Porto, to trener śmiał się, że zrobił ze mnie piłkarza. O transferze nie rozmawialiśmy, ale myślę, że byłby zadowolony, gdybym trafił do większego klubu. Trener postawił na mnie od razu, choć początki mieliśmy średnie. Dobrze to pamiętam… Był czwarty dzień jego pracy, przez trzy dni mieliśmy badania, upał 30 stopni i podczas gierki byłem tak zmęczony, że po prostu człapałem. Trener wziął nas wszystkich do środka, powiedział parę „miłych” słów i dodał, że wyglądam jak młodociany oldboj. Słyszałem wcześniej od kolegów, że trener Smuda nie stawia na młodych i po tym treningu byłem tak zdenerwowany, że od razu zadzwoniłem do menedżera i powiedziałem, że chyba nic z tego nie będzie. Prosiłem go nawet, żeby zaczął się rozglądać za nowym klubem. Potem sytuacja odwróciła się o 180 stopni.

Reklama

I masz już nową ksywkę?
Ostatnio dostałem nową. „Poprzeczna”. Często zagrywałem na treningach poprzeczne piłki do bocznych obrońców, przez co łatwiej przeciwnikowi o odbiór i kontrę. Trener zakazał mi takich podań. Powiedział nawet, że dostanę ładną karę. Muszę grać do przodu albo do tyłu, ale nie w poprzek, bo ryzyko kontry jest za duże. Sam jednak mam taką zasadę, że pierwsza piłka zawsze do przodu.

Po przesunięciu na defensywną pomoc będzie ci o to trudniej.
Bardziej spełniony czuję się grając wyżej, kombinacyjnie. Ciągnie mnie do przodu. Zawsze wolałem atakować, zapominając o obronie, więc teraz muszę się pilnować. Wychodzę jednak z założenia, że skoro gram, to nie mogę narzekać na pozycję. Najbardziej optymalnie czuję się jednak na „ósemce“. Można odebrać, ale też się podłączyć do ataku.

Smuda powiedział o tobie: „Nie oszukujmy się, że nagle stanie się innym zawodnikiem. Braki motoryczne w tym wieku można poprawić o 15 procent, nie więcej”.
Dobrze trener powiedział. Mogę poprawić start do piłki, trochę szybkości, ale z takim naturalnym gazem trzeba się urodzić. W przeciwnym razie trzeba wszystko robić na pełnej szybkości – wtedy można tę motorykę poprawić.

To o ile procent poprawiłeś?
Chyba wiem, do czego zmierzasz (śmiech). Mam taką przemianę materii, że muszę się pilnować. Nie mogę odpuścić sobie zdrowego żywienia, bo od razu to wychodzi i potrafię szybko przytyć. Od pamiętnego zdjęcia współpracuję z dietetykiem. Chłopaki nie dali mi żyć i od zimy wziąłem się do roboty. Bardzo mobilizujące zdjęcie… Najbardziej cisnął mi „Głowa”. Standard. Mieliśmy śniadanie o 10:30, ja schodziłem o 10 i miałem już posiłek przygotowany. Wszyscy czekali, aż przyjdę, a tam wiesz… Sałata, wszystko zielone i beka. Ale dużo mi to dało, bo naprawdę wziąłem się za siebie, współpracuję z dietetykiem i chyba widać efekty.

Z kogo była większa beka – z ciebie czy z Guerriera?
Ze mnie, bo leżącego się już nie kopie. Mogło być w szatni dużo głośniej na ten temat. Mnie dostało się bardziej… Leżałem na jakimś zgrupowaniu w pokoju, Bunoza chodził sobie po Weszło, znalazł jakiś link do komentarza, włączył i… nagle na korytarzu zaczęło się robić coraz głośniej. Myślę sobie: „nie wiem, o co chodzi. Dobra, leżę dalej”. Za 15 minut mieliśmy jednak odprawę, a tam już totalna beka. Paweł Brożek pokazał to zdjęcie trenerowi Smudzie, a ten stwierdził, że nie podoba mu się tylko biały strój. Do sylwetki nie miał żadnych uwag (śmiech). Chłopaki wbijali jednak szpileczki przez dwa-trzy miesiące.

Jaki miałeś procent tkanki tłuszczowej?
Nie wiem, bo nie ważymy się w klubie tak często. Z samą tkanką nie mam jednak takiego problemu. Jasne, miałem zaległości, ale bardziej chodzi o moją budowę. Kiedy jednak zobaczyłem tamto zdjęcie, naprawdę się wystraszyłem i nie mogłem w to uwierzyć. Żaden fotomontaż. Ważyłem wtedy 75 kilo, teraz 72 – trzy kilo nadwagi mogłem mieć. Dietetyk teraz mi mówił, że sama waga jest OK, ale najważniejsze, żebym zamienił to wszystko w mięśnie. Sam chciałem jednak trochę zrzucić, żeby lżej się czuć na boisku. To przekłada się też na motorykę. W krótkim okresie nie mogę jednak stracić zbyt wielu kilogramów, bo czułbym się za słabo.

Jak ci się zmieniły nawyki żywieniowe?
Jem pięć posiłków, co trzy godziny. Kiedy trenujemy raz dziennie, spędzam w kuchni połowę dnia na przygotowywaniu jedzenia. Kończę jeden posiłek, a trzeba robić drugi. Fajnie, że pomaga mi w tym żona, ale największy problem mam ze śniadaniami. Wcześniej z przyzwyczajenia ich nie jadałem, a teraz wstaję o 7:30, żeby całkiem sporo zjeść. Płatki owsiane, sałata, pomidor, do tego odżywki… Na razie jest dobrze, efektu jojo nie mam.

Trener Cecherz z Kolejarza miał do ciebie pretensje o jedzenie fast-foodu.
Może nie pretensje, ale lubił sobie ze mnie pożartować i dla mojego dobra sugerował, żebym coś z tym zrobił.

Chyba niekoniecznie się tym przejmowałeś.
Hmm…

Zdjęcie ma większą siłę przebicia?
Na pewno. Przyznaję: choć zagrałem w Kolejarzu dwie dobre rundy, nie traktowałem piłki tak poważnie. Miałem 19 lat i nie wiedziałem, czy wrócę do Wisły i czy cokolwiek z tego będzie. Zostałem przesunięty do Młodej Ekstraklasy, czułem, że nie wszystko idzie w dobrym kierunku, więc wyjechałem do Kolejarza. Byłem zdeterminowany, żeby w końcu się pokazać, ale po pierwszym treningu mi się odechciało. Awaryjna sytuacja, jeden z pierwszych treningów, nasze boisko było zalane i pojechaliśmy na jakieś wynajęte przy szkole. Było w takim stanie, że myślałem tylko o tym, by sobie nie zrobić krzywdy, a przez 15 minut łowiłem piłkę z rzeki. Każdy miał swoją podpisaną piłkę, a moja wyleciała za bramkę i wpadła na wały. Nie musiałem wskakiwać do wody, bo było dość głęboko, ale „prosiłem“ tę piłkę, żeby dopłynęła do brzegu. Nie nastawiałem się na super bazę w Stróżach, trochę mnie to przestraszyło, ale po dwóch tygodniach czułem się tam, jak u siebie.

Ale w Stróżach nie chciałeś mieszkać.
Miałem taką możliwość, ale od razu zrezygnowałem, bo chyba bym tam umarł. Wolałem pomieszkać w większym mieście i zdecydowałem się na Nowy Sącz, skąd dojeżdżało wielu chłopaków. Dojazdy z Krakowa wchodziły w grę, ale nie miałem jeszcze samochodu i musiałbym dojeżdżać dwie godziny Szwagropolem. Nie było mi to na rękę.

Kolejarz to większy test charakteru niż umiejętności?
Raczej tak. Nie byłem przekonany, czy sobie poradzę i jak mnie chłopaki przyjmą. Bałem się, czy nie zginę w tej walce fizycznej, bo w Młodej Ekstraklasie przeciwnika nie było czuć tak bardzo. Nabrałem pewności, że mogę przepychać się z każdym. Przede wszystkim grałem też na dziesiątce i miałem sporo asyst.

Wracając z Kolejarza, miałeś przekonanie, że wybijesz się w Wiśle?
Inaczej – po przejściu do Kolejarza myślałem sobie: „kurczę, czemu ja nie zostałem w Krakowie?”. Trener Moskal przejął drużynę, miałem z nim bardzo dobry kontakt, na pewno dostałbym szansę… Widziałem, jak radzi sobie mój przyjaciel Misiek Czekaj i trochę mu zazdrościłem. Już po pół roku chciałem wrócić, ale wypożyczenie trwało cały sezon. Widziałem też, że w Wiśle jest mały kryzys, więc może będzie szansa powalczyć, bo w poprzednich latach młodsi zawodnicy raczej w tym klubie nie grali. Czasem ktoś wchodził i tyle.

Po odejściu Stolarskiego jesteś praktycznie jedynym wychowankiem, na którym Wisła może cokolwiek zarobić.
Nie zawracam sobie z tym głowy.

A z tym Czekajem co się stało? Na jakim etapie leczenia jest, bo wielu zdążyło już zapomnieć, że ktoś taki istnieje.
Chora sprawa, kiedy chłopak nie gra przez rok. Wisła sporo traci, że go nie ma. Misiek idzie jednak w coraz lepszym kierunku. Zaczął trenować z drugą drużyną, powoli dochodzi do siebie i pewnie w ciągu miesiąca wróci do zajęć z dorosłym zespołem. Dla mnie osobiście to jeden z najlepszych stoperów z rocznika 1992 w Polsce.

Bo to twój kolega?
Nie, nie dlatego. Ostatnio byliśmy na młodzieżówce, tak sobie siedzimy w pokoju, rozmawiamy, że mamy mocną kadrę i sami koledzy rzucili temat, co by było, gdybyśmy mogli liczyć na „Czekiego“. Michał ma porównywalny potencjał do „Kamyka“ i myślę, że gdyby nie kontuzje, to byłby dziś na podobnym etapie jak Marcin. Kwestia, czy dojdzie do takiej dyspozycji, jak kiedyś.

Z wszystkich młodych zawodników, którzy przewinęli się przez Wisłę, kto miał największe papiery?
Największym talentem był Sebastian Leszczak. Dziwny charakter, ale nie da się go nie lubić. W naszym roczniku był naprawdę najlepszy w Polsce. Mega potencjał. Wtedy przewyższał wszystkich o dwie klasy. Gdyby obrał dobrą drogę dla piłkarza, dziś grałby w dobrym europejskim klubie. Grałby, nie siedział. Mieszkaliśmy wtedy w internacie z Sebastianem, Adrianem Stankiem i Adrianem Ligienzą, trochę przygód zaliczyliśmy, ale częściej mu odmawiałem niż się zgadzałem. Nie miał myślenia czysto piłkarskiego. Cieszył się życiem. My woleliśmy zostawać w pokoju, odpalaliśmy jakiegoś managera i siedzieliśmy. Nieźle zapowiadał się też Sebastian Janik, fajna lewa nóżka, ale prawdziwym mega talentem był Andy Rios. Masakra, jaki zawodnik. Co on wyprawiał z piłką… Nie wiem, dlaczego w ogóle nie grał. Walił takie bramki z przewrotki, że kopara nam spadała na boisku. To był największy talent z obcokrajowców, jacy się tu przewinęli. Miał smykałkę do takich rzeczy… Był inny.

Nie brakowało mu tego, co tobie, czyli gazu?
Nie powiedziałbym. Może nie grało coś pod kątem psychicznym? W Ekstraklasie nie pokazywał wszystkiego, co potrafił. Na pewno był ode mnie szybszy. Teraz śmiejemy się w klubie, że jestem przedostatni, bo wolniejszy jest ode mnie tylko Miśkiewicz.

A kto jest najszybszy?
Nie ma szybszego od Sarkiego. Dynamit. Śmieję się czasami, że jakby mi oddał odrobinkę od siebie, to miałbym za co dziękować. Masakra, jakie możliwości ma ten chłopak. Wypuszczając piłkę do przodu, wygrałby chyba wszystkie pojedynki. Nie wiem, czy w Ekstraklasie ktoś jest od niego szybszy, choć Ojamaa też mi imponuje. Też ma mega odejście.

Muszę ci zadać to pytanie, w końcu niedawno zakończył się okres przygotowawczy – ile razy lądowałeś rzygać w krzakach?
Mnie na tym pamiętnym obozie w Grodzisku się upiekło. Akurat zjadłem delikatne śniadanko, ale pamiętam, że Paweł Stolarski wylądował w krzaczkach, a Damian Buras nawet tego wahadła nie dokończył. Z pięciu chłopaków miało problemy, ale nazwisk nie pamiętam. Samego treningu raczej nie zapomnę. Podczas ostatniego obozu chłopaki bardziej się już pilnowali i wiedzieli, co jeść na śniadanie.

Na koniec wypada zapytać o twoje zdanie na temat tego całego zamieszania z kibicami i rac.
Każdy konflikt jest przykrą sprawą, ale co my, zawodnicy, możemy zrobić? Od tego jest rada drużyny, nie jestem w temacie.

Jak, rozgrywając mecz, odbiera się spadające z nieba race?
Dziwne uczucie… Gramy, a nagle z nieba coś leci. W pewnym momencie pomyślałem sobie, żebym tylko gdzieś w głowę nie dostał. Niektóre gasły jeszcze w locie i na ciemnym tle nieba nie było ich widać. Dziwne, naprawdę dziwne…

Rozmawiał TOMASZ ĆWIĄKAŁA


Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...