Reklama

Pożegnanie z Milą, czyli słów kilka o kochliwym i płaczliwym Sebastianie

redakcja

Autor:redakcja

24 stycznia 2015, 01:41 • 3 min czytania 0 komentarzy

Sebastian Mila pożegnał się wczoraj ze Śląskiem Wrocław – w ładnym stylu. Kto nie widział tej wzruszającej konferencji, ten powinien nadrobić zaległości i kliknąć tutaj…

Pożegnanie z Milą, czyli słów kilka o kochliwym i płaczliwym Sebastianie

Odszedł wieloletni kapitan zespołu i współtwórca złotej ery Śląska, uwieńczonej zdobyciem mistrzostwa Polski. Za lat dziesięć czy dwadzieścia, jeśli historia okaże się sprawiedliwa, będzie uważany za jednego z najwybitniejszych piłkarzy w dziejach klubu. Warto bowiem pamiętać, że wrocławianie wcześniej tylko raz wygrali ligę – w 1977 roku, a Ryszardowi Tarasiewiczowi, nie bez przyczyn uważanego za ikonę Śląska, nigdy nie było to dane.

Teraz więc z Wrocławia odchodzi po prostu Mila, ale gdy ten Mila będzie miał 50 lat i spory brzuszek, wówczas witany będzie na stadionie Śląska jako symbol. Dopiero odpowiednia perspektywa czasowa pozwoli kibicom docenić, jak niezwykłe momenty przeżywali, gdy to właśnie ten zawodnik biegał z kapitańską opaską, strzelał gole i notował asysty.

Łzy Mili były szczere – to oczywiste. Chciał odejść do Lechii, tak sobie zaplanował karierę i życie w ogóle, że w końcu wyląduje w Gdańsku, ale jednak serce mu pękało, że jednocześnie musi opuścić klub, z którym bardzo się zżył.

Reklama

A dlaczego o tym piszemy?

Ponieważ ostatnio sporo komentarzy – że ten cały Mila jest jakiś sztuczny, podobnie jak sztuczne są jego sympatie do kolejnych klubów, że to wszystko pic na wodę. Bo jakże to można podczas całej kariery głośno deklarować sympatię do Lechii, Legii, Groclinu i Śląska. Tylko… co w tym dziwnego?

Gdy Mila zaczynał grać w piłkę, seniorska Lechia praktycznie nie istniała i mało kto wówczas wierzył, że ten klub w niedalekiej przyszłości zostanie naprawdę odbudowany i dojdzie do poziomu ekstraklasy. Lechia – tak zgadujemy – była dla Mili domem, z którego jednak trzeba było się wyrwać, by zrobić karierę. A jeśli się wyrwać, to dokąd, jeśli nie do Legii, którą 15-letni Sebastian oglądał w Lidze Mistrzów i która go – nastolatka – zafascynowała. Dodatkowo w Warszawie mieszkała jego siostra, więc bywał w tym mieście regularnie. Cóż więc dziwnego w tym, że ktoś mógł równocześnie czuć olbrzymią chemię i do Lechii, i do Legii? Jaki to niby interes miał Mila w tym, by jako zawodnik Orlenu Płock opowiadać w wywiadach, że gra na Łazienkowskiej to jego wielkie marzenie? Że niby w ten sposób zyskiwał przychylność w Płocku? Łatwiej mu się żyło? Wolne żarty.

Groclin i Śląsk to kluby, w których przeżył najlepsze sportowe lata. Tam gra sprawiała mu przyjemność i tam zarabiał godne pieniądze. Niechże ktoś rozsądny nam wytłumaczy: czy to naprawdę takie nienormalne, że podczas tak długiej kariery Mila deklarował sympatię do czterech klubów: Lechii, Legii, Groclinu i Śląska? W którym momencie czuć fałsz? Kiedy powinien ugryźć się w język? Gdyby jeszcze w wywiadach słodził Austrii Wiedeń, Valerendze, Orlenowi Płock i ŁKS-owi, to zgoda – byłoby to aż niesmaczne. Ale tego nie robi. Cóż więc niesmacznego jest w jego postawie?

To jest normalny, często emocjonalnie reagujący chłopak. Rozkleił się podczas pożegnalnej konferencji Śląska i tym samym pokazał, że nie było to dla niego po prostu miejsce pracy, tylko też miejsce, w którym żył pełnią życia. On pewnie przeczuwa, że nic lepszego w sportowej karierze już mu się nie przytrafi. Raczej nie poprowadzi Lechii do mistrzostwa, ale nawet jeśli – i tak wspomnień z Wrocławia nie wymaże. Szmat życia spędził na Dolnym Śląsku, tam na świat przyszła jego córka. Stamtąd wyrwała go reprezentacja Polski, dzięki czemu znowu poczuł, jak to jest być na szczycie.

Teraz Lechia, czyli powrót do domu. To naprawdę świetna sprawa, że będzie dane Mili spiąć karierę klamrą, dokładnie tak, jak wymarzył. I pewnie gdy już przyjdzie mu żegnać się także z gdańską publicznością, znowu się rozbeczy. I bardzo dobrze.

Reklama

A jak komuś to przeszkadza, niech dalej ogląda facjaty tych wszystkich najemników, którzy łezkę uronić mogą tylko wówczas, gdy spóźnia się przelew.

Najnowsze

Niemcy

Mistrzowie dramaturgii. Dlaczego Bayer jest tak dobry w końcówkach?

0
Mistrzowie dramaturgii. Dlaczego Bayer jest tak dobry w końcówkach?
1 liga

Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem

Bartek Wylęgała
7
Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem

Komentarze

0 komentarzy

Loading...