Reklama

„Papież” robi porządki w wieży Babel. Cała Lechia ma mówić po polsku

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

21 listopada 2014, 10:59 • 14 min czytania 0 komentarzy

Brzęczek dostał pseudonim Papież. W reprezentacji olimpijskiej stanął przed zadaniem poskromienia trudnych charakterów, których ego wirowało po szatni. Jako jedynego z piłkarzy słuchał go Janusz Wójcik, który z natury nie słucha nikogo. – Ciekawe, że trener, któremu daleko do świętego, właśnie „Papieża” wybrał jako swoją prawą rękę – dodaje Wojciech Kowalczyk. Po objęciu sterów w Lechii, Brzęczek zarządził, że wszyscy zawodnicy mają nauczyć się języka polskiego. – Grając w Austrii, byłem w stanie nauczyć się szybko obcego języka. To bardzo pomocne przy omawianiu taktyki. Chcę namówić klub, żeby moi piłkarze od przyszłego tygodnia intensywnie zaczęli uczyć się języka polskiego. Wiem, że nasz język jest trudny, ale wystarczą dwa, trzy miesiące, aby potrafić się w nim komunikować – mówi na łamach Przeglądu Sportowego. Sprawdźcie razem z nami, co znajdziecie w dzisiejszej prasie.

„Papież” robi porządki w wieży Babel. Cała Lechia ma mówić po polsku

FAKT

Trzy strony piłki mamy dziś w otwierającym nasz przegląd Fakcie. Co może lekko dziwić, wydanie otwiera Krystian Bielik, 16-latek, który przekonuje, że nie przyszedł do Legii dla pieniędzy.

W Poznaniu mówią: Bielik się sprzedał.
– Osoby, które twierdzą, że poszedłem do Legii dla pieniędzy, opowiadają bzdury. Sprzedał się, liczy się dla niego tylko kasa” – czytałem takie opinie. Nie wiem, jakim trzeba być człowiekiem, żeby w ten sposób myśleć. Pieniądze są ważne, pomagają w życiu, ale to nie był element, który przeważył. Zdecydowałem się na transfer przede wszystkim dlatego, że od razu zostałem włączony do kadry pierwszej drużyny. W wielu wywiadach wspominałem, że wielkim problemem dla mnie byłyby treningi na sztucznej murawie. 

Dlaczego?
– Miałem bardzo ciężką kontuzję. W trzy miesiące urosłem o 10 centymetrów i moje kolana nie wytrzymały. Na szczęście obeszło się bez operacji, ale siedem miesięcy przechodziłem rehabilitację. Wszystko stało się tuż po przejściu z Górnika Konin do akademii Lecha. Pograłem miesiąc, a później musiałem rozpocząć leczenie. Dojeżdżałem codziennie do szkoły i patrzyłem tylko, jak chłopaki trenują. Widziałem ich uśmiechy i było mi ciężko. Nie rozumiałem, dlaczego to mnie przytrafiła się ta kontuzja. Na szczęście to były tylko momenty. Później ból zniknął i do dzisiaj nie miałem już żadnych urazów.

Reklama

Czy agent Mandziara pociągnie Wisłę na dno? Pisaliśmy o sprawie dwa dni temu.

10 lat temu Mandziara był bardzo blisko Wisły. Przeprowadzał niemal wszystkie transfery. To on stał za sprowadzeniem takich zawodników jak Tomasz Kłos (41 l.), Radosław Majdan (42 l.), Mariusz Kukiełka (38 l.), czy wcześniej Igor Sypniewski (40 l.). Brał udział także w ruchach w drugą stronę – zaczął od pośrednictwa w transferze Radosława Kałużnego (40 l.) do Energie Cottbus. Na tym nie koniec. W 2005, po tym jak Bogusław Cupiał (58 l.) ogłosił, że sprzedaje klub, Mandziara znalazł niemieckiego kontrahenta i ustalono praktycznie wszystkie szczegóły przejęcia klubu, ostatecznie Cupiał wycofał się z tego pomysłu. Współpraca z Mandziarą została wtedy zerwana, a do klubu zaczęły trafiać kolejne faktury. Na niektóre patrzono w klubie z podejrzliwością, ale ze słów menedżera wynika, że klub nie płacił…

W ramkach:

Piłkarze Śląska poszli do ZOO
– Kasperczak jednak awansował do PNA
– Ruch spłacił swoje długi

Reklama

Z kolei na ostatniej stronie wzmianka o tym, jak Grosicki leczy się w Szczecinie.

Piłkarz niefortunnie upadł na rękę w niegroźnej sytuacji w drugiej połowie meczu w Tbilisi. Wyrok okazał się najgorszy z możliwych. Skomplikowane złamanie kości promieniowej i uszkodzenie więzadeł łokcia. To oznacza około dwumiesięczną przerwę. – Obecnie przebywam w rodzinnym Szczecinie. Klub pozwolił mi się leczyć w Polsce. Mam bardzo dobrą opiekę. Chciałem podziękować pielęgniarkom, które przez dwa dni w szpitalu bardzo dobrze się mną zajęły – zdradza zawodnik Rennes. Za tydzień Grosik wraca do Francji, ale zimę spędzi na rehabilitacji w Polsce. Działacze zgodzili się, aby przechodził leczenie w ojczyźnie. – Ręka boli. Na razie nic nie mogę robić. W poniedziałek mam badania. Wtedy okaże się…

I to już wszystko w dzisiejszym numerze.

GAZETA WYBORCZA

Na łamach Wyborczej futbol dziś schodzi na dalszy plan. Mamy tylko rozmówkę z Jackiem Bąkiem.

Rok temu po sparingu Polska – Słowacja (0:2) opowiadał pan, że planował wypicie lampki wina, ale gra kadry w debiucie Adama Nawałki była tak fatalna, że wysuszył pan całą butelkę. 
– Pamiętam, jak patrzyłem wtedy na skład obrony: „Kurde, Kamiński z Jędrzejczykiem, nie ma Glika, coś tu nie pasuje”. Tak słabego meczu reprezentacji, oddanego bez walki, nie pamiętałem. Źle wyglądał debiut Nawałki, ludzie żartowali sobie, mówiąc mi: „Jacek, to ciebie brakuje w obronie”. Minął rok i drużyna nie ma słabych punktów. Jak burza idzie przez eliminacje. Pojawili się w każdej formacji liderzy. W bramce Szczęsny, w obronie Glik, w pomocy Krychowiak, a w ataku Lewandowski. Widać, że coś się rodzi. Nawet w ostatnim sparingu ze Szwajcarami każda akcja była pchana do przodu po coś. Akcje toczyły się z polotem, nie pamiętam meczu towarzyskiego rozegranego w takim stylu. A będzie lepiej.

Czyli jak?
– Myślę, że możemy dużo zrobić na Euro 2016 we Francji. Coś, co nie udało się poprzednim reprezentacjom, które wygrywały eliminacje, ale potem zawodziły w finałach. Nie byliśmy faworytami teraz, ale każdy kolejny mecz napędza tych chłopaków. To się czuje, że oni będą lepsi.Nawałka ma młodych zawodników, takich po 25-26 lat, do tego jest Milik, który tak naprawdę dopiero teraz zaczyna grać w poważną piłkę. Gdy my awansowaliśmy na mundial w Korei i Japonii w 2002 roku, mieliśmy po 29-30 lat i czuło się, że to nasz maksymalny pułap. Niepowtarzalnym liderem obecnej młodej grupy jest Lewandowski, ale z każdym meczem rodzą się kolejni. W kadrze Engela byli Świerczewski, Kłos, Hajto, Bąk, Dudek, Iwan, tutaj już jest to samo, ale chyba rodzi się coś większego. Ta reprezentacja będzie piłkarsko mocniejsza od tej sprzed 12 lat. Wielu jej piłkarzy potrafi wznieść się na najwyższy wysiłek po 70. min gry, są wytrenowani w największych europejskich klubach.

SPORT

Po raz pierwszy od kilku dni liga na okładce Sportu.

Ale na początek jeszcze Arek Milik i rozmowa o kadrze.

Cztery spotkania, cztery gole. Strzelasz w reprezentacji jak na zawołanie.
– Ostatnie mecze są dla mnie może nie bardzo dobre, ale bardzo przyzwoite. Zdobywam bramki, forma strzelecka od kilku tygodni się utrzymuje i z tego bardzo się cieszę. Ze Szwajcarami tego wolnego miał pierwotnie uderzać Robert Lewandowski. To sektor, do którego jest przypisany. Jego nieszczęście, że musiał akurat wtedy zejść z boiska, a szczęście dla nas, bo wywalczył tego wolnego, po którym padł gol.

Kiedy ostatnio trafiłeś z rzutu wolnego?
 – W meczu Jagiellonia – Górnik. Minęły dwa lata… Wiadomo – w Niemczech nie strzelałem wolnych. W Ajaksie jestem wyznaczony, ale jeszcze nie było takiego stałego fragmentu z mojej strefy. Dużo takich strzałów oddaję na treningach. Praktycznie co dwa dni zostaję po zajęciach, by ćwiczyć. Od dwóch miesięcy czekałem na tego wolnego. No i się doczekałem.

Cieszy, że kadra częściej zdobywa bramki po stałych fragmentach gry niż pięknych akcjach?
– To supersprawa, że wykorzystujemy stałe fragmenty. Z Gruzją strzeliliśmy dwa gole, czym ustawiliśmy sobie mecz. Ze Szwajcarią też mogliśmy dzięki temu wygrać. Warto ćwiczyć ten element…

Na kolejkę ligową zaprasza Marcin Mięciel. Jest sceptyczny – nie wierzy, że dobre wyniki reprezentacji mogą spowodować jakąkolwiek modę na ekstraklasę. Najwyżej na pracę u podstaw i większe zainteresowanie grą dzieciaków. Kluby rozwijają europejskie puchary – tak twierdzi. Główny i jak najbardziej słuszny wniosek jest taki, że ta liga jest tak niestabilna, że w miarę pewnym można być wyłącznie Legii, ale zgadnąć np. jak będzie się prezentował Ruch – jedna wielka zagadka.

Dalej zapowiedzi ligowe:

– Legia chce się zrewanżować na Bełchatowie
– Wisła zbiera ciosy z każdej strony
– przełomowa runda Bartosza Kapustki

Bartosz Szeliga, czyli góral z fantazją.

Szeliga w drużynie z Gliwic jest od dwóch lat. W poprzednim sezonie do gry wchodził głównie z ławki rezerwowych. Trener Marcin Brosz jeśli już sprawdzał zawodnika, to wystawiał go na boku obrony. Jego następca Angel Perez Garcia też miał taki zamiar, lecz szybko zmienił zdanie. – W zeszłym sezonie grałem na prawej i lewej obronie. Oczywiście lepiej się czułem na prawej, bo lewa noga nie jest moją dominującą. Pod względem taktycznym wyglądało to dosyć dobrze, ale za trenera Pereza Garcii już tak dobrze nie było. Dziwnie do tego podszedłem, za wszelką cenę chciałem grać ofensywnie, zapominając o obronie, więc doszliśmy od wniosku z trenerami, że to jeszcze nie ten moment, abym grał w obronie. Podobno mam predyspozycje do tej pozycji, więc może kiedyś… Obecnie nie lubię, gdy ktoś mnie kiwa, wolę ja okiwać kogoś – opowiada wychowanek Sandecji Nowy Sącz. Szeliga zdecydowanie bardziej woli grać w środkowej linii. Hiszpański szkoleniowiec Piasta wystawiał go zarówno na bokach, jak i w roli wysuniętego pomocnika. 21-letniemu zawodnikowi to się podoba, bo lubi uczestniczyć w akcjach ofensywnych. – W rozgrywkach o Puchar Polski wcieliłem się w rolę cofniętego napastnika. Trener powiedział, że w razie czego, gdy zajdzie taka potrzeba będę tam grał. Na razie kieruje mną młodzieńcza fantazja. Jak widać padają z tego bramki, czasem udaje się przeprowadzić fajne akcje. 

Można przeczytać ewentualnie o trójce przyjaciół z boiska: Wleciałowskim, Surmie i Tomaszu Fornaliku. Ale generalnie Sport nie jest dziś atrakcyjną propozycją i nie będziemy go szerzej cytować.

W ostatnim okresie mojej gry w Ruchu trapiły mnie kontuzje i powoli wycofywałem się w cień. Dlatego jako kapitan namaściłem Łukasza na nowego kapitana i to on mną dowodził – uśmiecha się Wleciałowski, dodając, że mimo upływu lat ich relacje nadal są bardzo dobre. – Prywatnie jesteśmy przyjaciółmi i zdrowe są także nasze relacje służbowe. Zresztą nie ukrywam, że kibicuję Łukaszowi. Na początku w Chorzowie popełniał błędy młodości, ale Ruch był dla niego trampoliną do piłki na wysokim poziomie.

SUPER EXPRESS

Bardzo niewiele piłki znajdziemy dziś w Super Expressie. Paweł Cibicki z Malmo FF czeka na powołanie do kadry Nawałki. Rozmowa jest bardzo krótka i jakby trochę… niekompletna.

Nie jest tajemnicą, że interesują się tobą również trenerzy reprezentacji Szwecji…
– To prawda. Ale rozmawiałem z trenerem kadry U 21 Hakanem Ericsonem i powiedziałem mu, że będę grał dla Polski.

Dopóki nie zagrałeś w pioerwszej reprezentacji w meczu o punkty, to klamka jeszcze nie zapadła. Czujesz się na siłach zagrać w dorosłej reprezentacji Polski?
– Może trochę za wcześnie, żebym zagrał, lecz nie za wcześnie, żeby mnie do niej powołać. Ale to nie zależy ode mnie. Ja robię na boisku to, co do mnie należy i może doczekam się powołania.

Skąd pochodzą twoi rodzice?
– Oboje z Konstancina. Ojciec wyjechał 30 lat temu do Szwecji, a mama 10 lat później, poznali się i pobrali w Szwecji. Co roku przyjeżdżam na wakacje do babci w Konstancinie. Kiedyś nawet trenowałem przez tydzień z chłopakami z Kosy Konstancin.

Cieszynka Jędrzejczyka robi furorę – to w ramce. A obok Tadeusz Pawłowski o „milomanii”.

Podobno na początku doszło między wami do spięcia…
Tak, pamiętam to jak dziś. W środę na pierwszym treningu Sebastian zgłosił kontuzję, zapowiedział, że dwa dni odpocznie i w sobotę zagra w meczu z Cracovią. Zdziwił się, gdy mu oznajmiłem, że widzę to inaczej. Zaprosiłem na rozmowę, to była męska wymiana zdań. Gdy odebrałem mu opaskę kapitana, dąsał się dwa dni, ale zrozumiał, że chcę dla niego dobrze. Teraz jest jednym z najpopularniejszych piłkarzy w kraju, powstają o nim filmy, można już mówić o „milomanii”.

Przywróci mu pan opaskę?
Chłop ma swoje lata, po co mu latanie po gabinetach i wykłócanie się o premie? Mówiąc poważnie to nie wykluczam tego, ale na pewno nie teraz, kiedy trwa sezon. Kapitanem jest Flavio Paixao, a gdy po kontuzji wróci jego brat Marco, to on dostanie opaskę. 

PRZEGLĄD SPORTOWY

Niektórzy pewnie będą się zastanawiać, kim jest Grzegorz Bociek.

Piłkarskie tematy dziś zaczynają się od drobiazgów. O Grosickim, którego cytowaliśmy z Faktu i o awansie Henryka Kasperczaka na Puchar Narodów Afryki – rzutem na taśmę. Przechodzimy od razu do licznych tematów ligowych. Jerzy Brzęczek zaprowadza porządek w wieży Babel.

Jerzy Brzęczek zarządził, że wszyscy w jego drużynie mają mówić w języku polskim. – Jeżeli komuś nie podoba się moje postanowienie, to będzie musiał poszukać sobie nowego klubu – zapowiada nowy szkoleniowiec. – Z własnego doświadczenia wiem, jak nieznajomość języka utrudnia życie nie tylko trenerowi, ale i zawodnikom. Spędziłem wiele lat za granicą i rozumiem sytuację obcokrajowców. Niech pamiętają jednak, że liczą się dla mnie przede wszystkim ich umiejętności i chęci do gry w danym klubie. Mam nadzieję, że mi je pokażą. I to także poza boiskiem – kontynuuje trener. – Grając w Austrii, byłem w stanie nauczyć się szybko obcego języka. To bardzo pomocne przy omawianiu taktyki. Chcę namówić klub, żeby moi piłkarze od przyszłego tygodnia intensywnie zaczęli uczyć się języka polskiego. Wiem, że nasz język jest trudny, ale wystarczą dwa, trzy miesiące, aby potrafić się w nim komunikować.

Jako papieża, który został trenerem Brzęczka przedstawiają Olkowicz i Wołosik.

Nawet porywczy Aleksander Kłak nie może sobie przypomnieć jakiegokolwiek zatargu z kapitanem.  – W ogóle nie pamiętam konfliktów z jego udziałem. Budził szacunek stanowczością i poważnym podejściem do życia. Nie było w nim żadnej agresji, zresztą warunki fizyczne Jurka, umówmy się, nie pomogłyby mu, gdyby próbował wymusić coś krzykiem i dążyć do zwarcia – opowiada bramkarz. Andrzej Juskowiak dodaje: – Coraz mniej tak oczywistych kandydatów na kapitana, pod tym względem jest posucha. Brzęczek dostał pseudonim Papież. W reprezentacji olimpijskiej stanął przed zadaniem poskromienia trudnych charakterów, których ego wirowało po szatni. Jako jedynego z piłkarzy słuchał go Janusz Wójcik, który z natury nie słucha nikogo. – Ciekawe, że trener, któremu daleko do świętego, właśnie „Papieża” wybrał jako swoją prawą rękę – dodaje Wojciech Kowalczyk.

Mamy dziś kilka większych tekstów i parę drobiazgów:

– Bełchatów nie leży Legii
– Trałka chce zdobyć mistrza z Lechem
– W Piaście eksperymentują z ustawieniem Szeligi
– Garguła walczy o nowy kontrakt

Lewczuk nie zamierza uciekać z Legii.

statnio pojawiły się spekulacje, że wypożyczeniem go zainteresowane są Zawisza (skąd trafił do stolicy) i Cracovia. – Nic na ten temat nie słyszałem, czytając to – tylko się uśmiecham. Nie ma takiego tematu – mówi zawodnik. Pierwsza runda przy Łazienkowskiej nie przebiegła tak, jak sobie zaplanował, ale nie ma zamiaru składać broni. – Pół roku to zdecydowanie za mało. Szczególnie, że jak pokazują przykłady z przeszłości, niektórzy z polskich zawodników potrzebują trochę czasu. Ja na pewno z Legii nie będę uciekał, nie złożę broni. Chyba że trener Berg przyjdzie do mnie i zakomunikuje, że jestem niepotrzebny.

Mystkowski, czyli wielki diament w szeregach Jagiellonii.

16-latek wie, że jak dzwoni agent to ma podać numer do ojca i zakończyć rozmowę. – Od półtora roku odbieram mnóstwo telefonów. Odbieram, słucham obietnic, ale zawsze kończy się tak samo – dziękuję za zainteresowanie. Oczywiście liczę się z tym, że za jakiś czas ktoś poprowadzi Przemka. Teraz nie widzę takiej potrzeby – podkreśla. Uniósł się tylko raz, kiedy namolny pośrednik zaczął wykrzykiwać bez ładu i składu. „Już zarezerwowałem bilety do Palermo, tam jest ciepło, Przemek się będzie rozwijać, państwo też polecą”. Ojciec nie wytrzymał i potraktował agenta mocnym słowem (…) Przemysław Mystkowski, rocznik 1998. Smykałkę do piłki pokazywał już jako pięciolatek. Staruszki przesiadujące na ławce pod blokiem nie mogły się nachwalić. „Ale ten chłopczyk fajnie kopie”. W końcu poprosił ojca…

Patryk Tuszyński przyjeżdża do Gdańska w nowej roli. Dla wychowanka Marcinki Kępno niedzielne spotkanie z Lechią będzie pierwszą wizytą na PGE Arenie od czasu zmiany klubu.

– Nie zwracam uwagi na takie sprawy. Jeżeli coś się uda trafić, radość będzie spontaniczna. Niczego na pewno nie będę manifestował, bo nie mam do tego powodów, ale też z pewnością nie będę niczego ukrywał – stwierdza strzelec czterech goli w 15 meczach ekstraklasy rozegranych w tym sezonie.Po zmianach własnościowych w gdańskim klubie latem zrezygnowano z usług niespełna 25-letniego napastnika. Tuszyński trafił do Białegostoku jako część rozliczenia za transfer w drugą stronę Adama Dźwigały. – Grasz tam, gdzie cię chcą. Biorąc pod uwagę to, co dzieje się w tym sezonie w Lechii, cieszę się, że zmieniłem klub. W Jagiellonii jest stabilizacja, regularnie gram, jestem wiodącą postacią zespołu, a w Lechii od strony organizacyjnej dzieją się teraz różne dziwne rzeczy – podkreśla.

Możecie poczytać jeszcze o Marcinie Molku, który piętnaście lat temu uchodził za wielki talent, ale wszystko przerwała paskudna kontuzja. Możecie również o Przemysławie Kaźmierczaku – ten z kolei na razie porusza się o kulach i do piłki wróci za niespełna pół roku. My jednak na koniec zacytujemy jeszcze fragment rozmowy z młodym legionistą Krystianem Bielikiem.

Kiedy pierwszy raz dowiedział się pan o zainteresowaniu ze strony działaczy Legii?
– Najpierw zadzwonił do mnie pan Czarek Kucharski i zaproponował współpracę. W akademii Lecha były jednak inne zasady. Juniorzy nie mogli mieć swoich menedżerów, wymagano od nas całkowitego zaufania do klubu. Mimo tego zdecydowałem się podpisać umowę z panem Kucharskim. Tak naprawdę… to miało nie wyjść na jaw, ale władze Lecha i trenerzy jakoś się dowiedzieli. Wybuchło małe zamieszanie, a w tym czasie agent poinformował mnie, że jest zainteresowanie przedstawicieli Legii. 

W Lechu nie było perspektyw na rozwój?
– Z tym było różnie. Raz na jakiś czas mieliśmy indywidualne rozmowy z dyrektorem akademii Markiem Śledziem. Przekonywał, że każdy z nas ma zaplanowaną ścieżkę rozwoju. Na specjalnej tablicy podawał każdemu rok, w którym mielibyśmy zadebiutować w pierwszej drużynie. A przecież tak naprawdę tego nikt nie może zagwarantować. Zdarzają się kontuzje, choroby czy słabsza dyspozycja. Mnie wydawało się to trochę śmieszne. W Lechu nie marzyłem nawet o tym, by przebić się do zespołu rezerw. Kiedy grałem w drużynie juniorów młodszych, tylko jeden chłopak awansował w trakcie sezonu do juniorów starszych. Obietnic było bardzo dużo, ale nie zostawały one spełnione.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...