Reklama

Jeśli nawet Kosecki strzela głową to znak, że Legia znów się bawi

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

21 listopada 2014, 22:59 • 3 min czytania 0 komentarzy

Legia nie przestaje traktować rozrywkowo rozgrywek ekstraklasy. Czasem bawi się mało efektownie, nie zawsze ciekawie dla kibiców, nieraz te zabawy przerwie taki mecz, jak w poprzedniej kolejce z Pogonią, ale ciągle nie zmienia to faktu, że  z dużą swobodą, bez względu na skład personalny, zbiera kolejne punkty i od tygodni utrzymuje pozycję lidera. Dziś pewnie wygrała na wyjeździe, nie tracąc gola, chociaż lista nieobecnych musiała zmieścić, poza Radoviciem, całą śmietankę defensywną: Brzyskiego, Dossę Juniora, Brozia czy Jodłowca. 

Jeśli nawet Kosecki strzela głową to znak, że Legia znów się bawi

Tylko raz w tym sezonie po porażce lub remisie legionistom nie udało się od razu zrehabilitować kolejnym zwycięstwem. Tym razem bez żadnego problemu na ich rozkładzie znalazł się GKS Bełchatów, co przed pierwszym gwizdkiem, patrząc na szereg faktów i statystyk, wcale nie musiało być aż takie oczywiste. Bełchatów to dla nas trochę taka drużyna – zagadka. Patrząc na nazwiska – Mójty, Baranowskiego, Szymańskiego, Prokicia, Wacławczyka, Komołowa – personalnie mocno przeciętna, za to zaskakująco dobrze poukładana przez niemogącego narzekać na ciągłość pracy Kamila Kieresia. Ostatnio grająca trochę w kratkę, ale jednak przystępująca do dzisiejszego spotkania jako…

a) zespół mogący pochwalić się najlepszą defensywą w całej lidze, z dwunastoma golami straconymi w piętnastu spotkaniach (przy czym aż pięć z nich wpadło Bełchatowowi w jednym meczu z Lechem),

b) zespół mający już w tym sezonie na rozkładzie wszystkie ekipy ścisłej czołówki tabeli,

c) zespół, który jako jedyny ograł Legię na jej terenie.

Reklama

Szybko przekonaliśmy się, ile te wyliczenia były warte…

O ile przez dwa pierwsze kwadranse można było jeszcze przykładać do nich jakąś wagę  – bo Legia grała „typowo ligowo”, nie kwapiła się do skutecznych ataków i próbowała zagrażać Malarzowi tylko strzałami z dystansu (niecelnymi – Dudy i Żyry), to o tyle w kolejnym  stało się już jasne, że statystyki dziś nadają się wyłącznie do śmieci. Wystarczyło, że Legia przyspieszała, ruszała do przodu większą liczbą piłkarzy, sprawnie wymieniając podania i od razu robiło się groźnie. Pierwsze ostrzeżenie wysłał Pinto, powstrzymany jeszcze przez Malarza, ale już dwie kolejne akcje musiały przynieść bramki.

Trójkę ludzi – Koseckiego, Dudę i Guilherme – wypada za nie wyróżnić szczególnie. Kosecki nie strzelał w lidze od czwartej, czyli jeszcze sierpniowej kolejki, przegrywał rywalizację z Kucharczykiem, ale dziś jak taki mały szczurek przemknął gdzieś pod nogami rywali i korzystając z celnej centry Dudy, strzelił gola GŁOWĄ. Słowakowi pochwały należą się podwójnie, bo tuż przed przerwą wykończył jeszcze doskonałe dośrodkowanie Guilherme, idealnie wymierzone tak, aby ani Baranowski, ani Mójta nie zdążyli do piłki. Brazylijczyk, sprowadzany do Legii jako skrzydłowy, całkiem skutecznie udowadnia, że przynajmniej w warunkach ligowych jako ten przypadkowy obrońca jest w stanie się sprawdzić.

O drugiej połowie nie ma sensu szerzej pisać. Bełchatów nieudolnie próbował zmienić wynik, ale trzecią bramkę dołożyła Legia -po wrzutce z rogu Pinto i główce Rzeźniczaka. Było przy niej trochę kontrowersji, czy Saganowski nie był na pozycji spalonej, czy nie należy uznać, że utrudniał interwencję Malarzowi – z pewnością jeszcze się nad tym faktem pochylimy, chociaż w ogólnym rozrachunku to prawie bez znaczenia. Była 75. minuta i 2:0, które Legia i tak pewnie i zasłużenie dowiozła by do końca.

W efektowny sposób zainaugurowała dziś kolejkę rewanżową, zwiększyła przewagę nad drugim Śląskiem i przez cały nadchodzący weekend nie musi już oglądać się na rywali.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...