Reklama

Ekstraklasa dla koneserów. Dziś to hasło brzmi najprawdziwiej

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

25 października 2014, 11:49 • 4 min czytania 0 komentarzy

Pogoń Szczecin kontra Cracovia. Nie mamy wątpliwości, ten mecz może przejść do historii. Dlaczego? Nie, nie chodzi nam o debiut ławce trenerskiej „Portowców” Jana Kociana, strzelajcie dalej. Podpowiemy: o tej samej godzinie na murawę Estadio Santiago Bernabeu wybiegną piłkarze Realu Madryt i FC Barcelony. Wśród tych drugich debiutujący Luis Suarez. Skoro ustaliliśmy już, że cały świat będzie spoglądał na stolicę Hiszpanii, to kto w takim razie rzuci okiem na Szczecin? Ten mecz może być najrzadziej oglądaną transmisją w historii NC+. Z drugiej strony, w pewnym sensie oddzieli chłopców od mężczyzn… Sześć kwadransów dla fanów alternatywy, dla prawdziwych koneserów Ekstraklasy.

Ekstraklasa dla koneserów. Dziś to hasło brzmi najprawdziwiej

Zanim jednak zawitamy do Szczecina, czekają nas wycieczki: do Gliwic, gdzie Piast zagra z Jagiellonią i do Gdańska, na potyczkę Lechii ze Śląskiem. Zapowiada się nie najgorzej. Powiemy nawet więcej, wygląda to na solidny „before”. Oto kilka rzeczy, które powodują, że warto na niego wpaść.

Mila wraca do Gdańska…
…do domu, znaczy się. Pomocnik Śląska pochodzi co prawda z Koszalina, ale właśnie gdańska Lechia była trampoliną, z której odbił się, by podbijać świat. Wyszło czy nie, obustronny szacunek pozostał. W każdym meczu na przedramieniu Mili znajduje się słynna już frotka, a kibice klubu z Trójmiasta honorują go jak tylko mogą. W czasach, w których piłkarz potrafi co rundę całować inny herb, jest to warte podkreślenia. Na boisku jednak nie ma miejsca na takie sentymenty. Pamiętacie chociażby ten powrót Mili do Gdańska?

Przydałaby się powtórka z rozrywki. Przede wszystkim Sebastianowi, bo teraz – gdy zaistniał w świadomości przeciętnego Kowalskiego – poprzeczka jest dla niego zawieszona zdecydowanie wyżej. W pierwszym meczu po kadrze zagrał przyzwoicie, trzeba iść za ciosem. My również nie pogardzilibyśmy takim spotkaniem.

Reklama

Bruno Nazario może nie okazać się tzw. „Copacabana player”
Jeden z trzystu czterdziestu ośmiu piłkarzy, którzy zimą zasilili szeregi Lechii Gdańsk pokazał ostatnio, że może coś z niego być. A to postraszył Kuciaka, a to zakręcił obrońcami Legii, generalnie wyglądał nam na piłkarza, co w przypadku wyżej wymienionego „naboru” nie jest przecież regułą. Poczytaliśmy o nim trochę więcej, sprawa wygląda całkiem poważnie – w młodym wieku zadebiutował w najwyżej klasie rozgrywkowej w Brazylii, Hoffenheim obserwowało go kilka miesięcy i wyłożyło półtorej dużej bańki, by sprowadzić do siebie. Z nadzieją, że wyłowili prawdziwą perełkę. Dyrektor sportowy „Wieśniaków” powtarzał na prawo i lewo, że to wręcz „wybitny talent”. Potem były problemy z aklimatyzacją, zderzenie się z zupełnie inną piłką, ledwie kilkanaście minut w Bundeslidze w końcówce sezonu i wypożyczenie. Historia jakich wiele, ale z drugiej strony – chłopak ma dopiero 19 lat, absolutnie wszystko przed nim.

W meczu z Legią zabrakło mu skuteczności. Teraz zapowiada poprawę. No to czekamy.

Piątkowski jak walec bez hamulców…
…miażdży i nie może się zatrzymać. Dla nas to w dalszym ciągu piłkarz-zagadka. Próbowaliśmy ją niedawno rozwikłać (TUTAJ), ale w takich przypadkach nigdy nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Dlaczego zaskoczył dopiero teraz, chwilę przed trzydziestką? Nie zmienia to faktu, że po prostu go lubimy. Dlaczego? Bo – mówiąc wprost – zapierdala.

Naturalnym jest, że po takich wyczynach pojawia się w jego kontekście słowo: reprezentacja. A skromny zazwyczaj Piątkowski tym razem nie zaprzecza i nie chowa się za utartymi sloganami typu: „pokornie czekam”, „to decyzja trenera”. I raczej nie ma w tym nic złego. Umówmy się:
a) nikt nie zabrania marzyć. Wolimy, gdy ambicje napastnika sięgają kadry niż 10 goli w sezonie
b) 11 goli w 11 meczach to wystarczający powód, by nabrać pewności siebie
c) skoro szansę debiutu dostał swego czasu Grzegorz Piechna (ten sam wiek, podobna historia), to nie ma co zamykać przed nim tych drzwi. Zresztą Nawałka powołał już pół ligi, nominacja dla Piątkowskiego nie będzie więc wielkim precedensem.

Reklama

U siebie Piast ostatnio tylko wygrywa…
…i to całkiem wysoko, trzeba przyznać. Pierwsze dwa mecze w tym sezonie na własnym stadionie podopieczni Angela Pereza Garcii przegrali, ale niedawno karta się odwróciła:

3-0 z Zawiszą Bydgoszcz
4-2 z Cracovią
3-1 z Legią Warszawa

Trzy mecze, dziewięć punktów, bilans bramek 10-3. Robi wrażenie, prawda? Teoretycznie to rozpędzona Jagiellonia powinna przystępować do tego meczu z pozycji faworyta, ale po tej statystyce zapala nam się czerwona lampka. Może być ciekawie.

Kocian posiada czarodziejską różdżkę?
Powiedzieć, że w zeszłym sezonie odmienił Ruch Chorzów, to nic powiedzieć. On wziął rozklekotanego Golfa II i uczynił z niego sportowe auto, którym naprawdę nie wstyd ruszyć na podbój salonów. Przejmował drużynę, która w siedmiu meczach zdobyła sześć punktów i w dodatku była kompletnie rozbita po 6-0 w Białymstoku, a dotarł z nią do podium Ekstraklasy. Pierwszy mecz jako szkoleniowiec Ruchu przegrał dopiero po dziewięciu kolejkach (4-2 z Lechem w Poznaniu), po drodze zaliczając cztery zwycięstwa i cztery remisy.

Na podobny rozwój wypadków liczą zapewne w Szczecinie. Potencjał, jaki Kocian zastanie w szatni Pogoni jest raczej minimalnie wyższy od tego, z czego lepił w zeszłym sezonie w Chorzowie. Teoretycznie powinno być łatwiej. Teoretycznie,

Obrona Cracovii zagrała (prawie) bezbłędnie…
…może to powtórzyć? Mecz z Ruchem naprawdę był wyjątkowy. Rymaniak otrzymał od nas najwyższą notę w tym sezonie (6), Żytko – ta sama historia (6), Jaroszyński dostał piątkę, ale ta ocena również oznaczała jego najlepszy występ.

Czyżby ustawienie „Pilarz-5-2” odchodziło do lamusa?

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...