Reklama

STANOWSKI: rekordowe pieniądze dla polskich klubów. Pęknie 200 milionów?!

redakcja

Autor:redakcja

09 września 2014, 21:31 • 7 min czytania 0 komentarzy

Jeśli wierzyć wyliczeniom „La Gazetta dello sport” (a nie ma powodów, by nie wierzyć) wielu piłkarzy polskiej ligi pod względem zarobków nie różni się od zawodników z włoskiej Serie A. Oczywiście, od tych najsłabszych i najmniej potrzebnych w klubach, ale lat temu dwadzieścia taka sytuacja była nie do pomyślenia, lat temu dziesięć też nie mieściła się w głowie. W dużej mierze jest to efekt kryzysu, jaki dotknął Włochy oraz tego, że Serie A znacznie wytraciła swoją prędkość. Gdy zaczynałem interesować się futbolem, była to liga pierwszego wyboru, absolutny top topów. Dzisiaj wciąż rozgrywki z TOP5, ale już raczej nie z TOP3.

STANOWSKI: rekordowe pieniądze dla polskich klubów. Pęknie 200 milionów?!

My z kolei, jako kraj i co za tym idzie – jako liga, poczyniliśmy wielki skok ewolucyjny. Stadiony to już dzisiaj nie kurniki na cztery tysiące miejsc, jupitery nie są zarezerwowane| dla największych miast, podgrzewane murawy stanowią standard, a i czysty kibel da się znaleźć tu i ówdzie. Wszystko wskazuje, że będzie tylko lepiej. Jest całkiem możliwe, że Ekstraklasa SA – czyli firma, której współudziałowcami są wszystkie kluby ekstraklasy – zarobi w przyszłym sezonie 200 milionów złotych lub więcej. Jest to granica, która jeśli nie pęknie za rok, to pewnie pęknie za dwa albo i trzy. Stanie się to szybciej niż później. Zanim się obejrzycie.

O prawach telewizyjnych – czyli największej części przychodów Ekstraklasy – mówi się często, ale w sposób mało zrozumiały (przesadne nagromadzenie faktów i branżowej terminologii), albo niefachowy. Ja postaram się przystępnie wytłumaczyć wam, co się wydarzyło w ostatnich dniach. A wydarzyło się sporo, ponieważ umową pomiędzy Ekstraklasą SA oraz jej nowym partnerem – firmą MP&Silva jest swego rodzaju przełomem. MP&Silva, światowy gigant z branży praw TV, został doradcą ESA na okres sześciu lat. Ale nie jest to zwykłe doradzanie, tylko doradzanie połączone z poważną odpowiedzialnością finansową.

Dwa sezony temu kluby za sprzedaż praw telewizyjnych otrzymywały 86 milionów złotych do podziału. W tym sezonie jest to już 117 milionów złotych. Natomiast kontrakt z MP&Silva skonstruowany jest następująco: firma ta gwarantuje Ekstraklasie, że sprzeda prawa telewizyjne za minimum 150 milionów. Jeśli jej się to nie uda – będzie musiała dopłacić różnicę. Jeśli natomiast sprzeda drożej, otrzyma część nadwyżki i wypracuje zysk. Mówiąc krótko: do poziomu 150 milionów MP&Silva może tylko stracić, przy 150 milionach jest na zero, sytuacja „win – win” (jak lubią mówić menedżerowie) następuje po przekroczeniu tej magicznej granicy. Wtedy część pieniędzy idzie do Ekstraklasy SA, a część do jej partnera. O jakich procentach mowa – tego niestety nie wiem. Jak się dowiem, to wam powiem.

Bez względu na to, kto przystąpi do przetargu i ile zaoferuje, Ekstraklasa SA zagwarantowała sobie przez najbliższe sześć lat wpływ na poziomie minimum 150 milionów, co powinno dać klubom olbrzymi komfort i bezpieczeństwo. Suma może oraz powinna wzrosnąć (MP&Silva po coś przecież wkroczył na rynek, na pewno nie po to, by Ekstraklasie SA dopłacać), a do niej oczywiście dochodzą też inne umowy sponsorskie. Stąd ta możliwa do przekroczenia bariera w wysokości 200 milionów. Na tle Europy – ciągle nie jest to bardzo dużo, wciąż jesteśmy za Belgią czy Holandią, ale tak jak dystans do Zachodu musimy nadrabiać na innych polach, tak w futbolu. Ważne, że ruszyliśmy w pościg i to w dobrym tempie. Anglią, która sprzedaje prawa nie za miliony, ale za miliardy, nie dogonimy nigdy.

Reklama

Nie każdemu jednak takie tempo tego pościgu pasuje, co mogliście ostatnio wyczytać w wywiadzie z Radkiem Osuchem – on od razu mierzy wysoko i chciałby, by nasza liga była dla telewizji wyceniana bardziej jak francuska, ale bądźmy poważni. Różnica między ligą francuską a ligą polską jest jak różnica między Orlando Sa i Zlatanem Ibrahimoviciem. Zamożność społeczeństwa, a więc wartość każdej sprzedawanej przy okazji futbolu reklamy, też prezentuje się skrajnie inaczej. Zamiast więc patrzeć na Francuzów, lepiej spoglądać np. w stronę Greków, do których się właśnie zbliżamy (albo nawet mijamy).

Sprzedawać ligę drożej i drożej – po osiągnięciu już ceny rynkowej, bo w przeszłości chyba bywało za tanio – można tylko pod jednym warunkiem: że ta liga będzie się właściwie rozwijać, a to z kolei wymaga właściwej dystrybucji pieniędzy już wewnątrz klubów. Bo za dystrybucją pieniędzy idzie i wynik sportowy, i marketing. Kolejne podwyżki wyceny praw telewizyjnych są możliwe, ale też będą coraz trudniejsze, o ile nasze kluby po prostu nie zaczną grać w piłkę. Żeby Greków naprawdę odsadzić, żeby dogonić Belgów, to jednak trzeba czasami coś ugrać w pucharach, stworzyć wokół futbolu pozytywny PR, podnieść wpływy z klubowego marketingu i zainwestować we właściwych piłkarzy, może i w jakieś przebrzmiałe gwiazdy, dla rozruszania interesu.

Myślę, że władze Ekstraklasy SA wykonują dobrą robotę, w ciągu dwóch lat nowi ludzie – z prezesem Bogusławem Biszofem – wygenerowali dodatkowe 50 milionów złotych, mimo że pierwszy rok już był w zasadzie sponsorsko sprzedany. Kiedy więc weźmiemy te dane pod uwagę, dodamy bardzo obiecujący kontrakt z MP&Silva, to naprawdę przestaje mnie interesować, ile pan Biszof zarabia (chociaż zapewnia, że mniej niż 80 tysięcy miesięcznie i mówi, że żona pyta, gdzie ta kasa, skoro nie na koncie). Logiczne, że chcąc rozkręcać biznes i przejmując menedżera wysokiej klasy, który wcześniej realizował się np. w firmie Heineken, nie będzie on pracował za 12 tysięcy brutto i że nie będzie prowadził firmy z dwupokojowego mieszkania na Ursynowie. Trzeba wydać, żeby później były efekty. No i efekty są. Czasami jak oglądam polską ligę, to myślę, że 150 milionów za te rozgrywki to o jakieś 149,5 za dużo. Nie jest łatwo handlować takim produktem i jeszcze regularnie podnosić cenę.

I teraz wracamy do punktu wyjścia: do zarobków piłkarzy, które są oczywiście zbyt duże. Wyjazd do Serie A – nawet do słabego klubu – powinien być dla naszych zawodników marzeniem sportowym, a także awansem finansowym. Tymczasem wielu zawodników idąc do Empoli albo Ceseny musiałoby się liczyć nie tyle z podwyżką, ale obniżką. To pokazuje, że zarządzanie funduszami jest u nas na kiepskim poziomie. Najłatwiej wziąć kasę od telewizji i ją potem rozdać na lewo i prawo, aż zabraknie. Trudniej to wszystko tak pospinać, by zbudować coś trwałego. Spółka zarządzająca rozgrywkami trochę jak matka do dzieci jadących na kolonię – daje kasę i mówi: tylko nie wydajcie już pierwszego dnia. Teraz da o trzydzieści czy czterdzieści procent więcej. Ciekawe, czy niektórym wreszcie zacznie starczać do pierwszego? Czy może znowu się zacznie: Małecki za 50 tysięcy, a jakiś Witkowski w Górniku – za 30 tysięcy? No to kontrakty od trzydzieści albo czterdzieści procent w górę! A co, przecież mamy! Z telewizji! Od teraz: Małecki – 65 tysięcy, Witkowski – 39 tysięcy! Tak to można się bawić do usranej śmierci i nie wygrać niczego. Można płacić jak we Włoszech, a grać jak w Polsce.

Minimum 150 milionów do podziału na kluby – a może 160 czy 170. Da się za tą cenę robić futbol. Kto nie zepnie budżetu, ten niedojda albo złodziej. Komu nie starczy na szkolenie lub skauting – ten baran.

* * *

Reklama

Radek Osuch w wywiadzie dla Weszło przejechał się po Ekstraklasie SA. W ESA oczywiście wściekli. Że wcale nie wydają 200 tysięcy rocznie na flotę samochodową, bo samochody leasingują tylko dwa. I że raport Ernst&Young nie kosztował 600 tysięcy złotych, tylko 20 000, ale to suma za druk, skład i dystrybucję, bo sama firma E&Y nie wzięła złotówki. No i wreszcie: roczne koszty spółki to 3 procent jej przychodów (przy aktualnych przychodach, a będzie mniej), a to nijak nie daje 12 milionów.

Myślę, że Radek – jako współwłaściciel Zawiszy, a więc przy okazji współwłaściciel Ekstraklasy SA – ma prawo stawiać wymagania. Ale muszą to być też wymagania rozsądne i obiektywne. Ponadto Radek – który, co muszę podkreślić, z Zawiszą osiągnął największy sukces w historii klubu i powinien być tam noszony na rękach – musi zrozumieć, że puste trybuny w Bydgoszczy psują ten telewizyjny biznes. Jeden taki klub żadnego dealu nie wywróci, natomiast siedem cichych stadionów już tak. Powinien więc się cieszyć, że za transmisje z bydgoskiej stypy dostanie zdecydowanie więcej pieniędzy niż do tej pory. Gdyby chciał takie widowiska sprzedać osobno, a nie w pakiecie z innymi klubami – to i za pięć złotych byłoby trudno.

KRZYSZTOF STANOWSKI

Najnowsze

Polecane

Grają o mistrzostwo w szkolnej hali. ”Słyszę to od 10 lat. To musi się zmienić”

Jakub Radomski
1
Grają o mistrzostwo w szkolnej hali. ”Słyszę to od 10 lat. To musi się zmienić”
Piłka nożna

Rekord Ruchu na tle Europy – wynik nieosiągalny dla PSG, Bayeru czy Lipska

AbsurDB
3
Rekord Ruchu na tle Europy – wynik nieosiągalny dla PSG, Bayeru czy Lipska

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?

Piotr Rzepecki
8
Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?
1 liga

Czyczkan, Kuczko i problemy białoruskich piłkarzy. Dlaczego transfery spoza UE są trudne?

Szymon Janczyk
3
Czyczkan, Kuczko i problemy białoruskich piłkarzy. Dlaczego transfery spoza UE są trudne?
Ekstraklasa

Vusković, czyli pieniądze w piłce nie grają [KOZACY I BADZIEWIACY]

Jakub Białek
17
Vusković, czyli pieniądze w piłce nie grają [KOZACY I BADZIEWIACY]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...