Reklama

Celtic jest dziś jak fotomontaż potwora z Loch Ness

redakcja

Autor:redakcja

29 lipca 2014, 17:42 • 3 min czytania 0 komentarzy

Im bliżej środowego meczu Legii, tym mocniej zastanawiam się, czy faktycznie skończy się gwałtem, jak to szumnie zapowiadał Wojtek Kowalczyk. Serio, z każdym dniem mam coraz mniej obaw. Bo przecież coś tu ewidentnie jest nie tak. Dla mnie Celtic to Henrik Larsson, a nie klocowaty Anthony Stokes. Na ławce wolałbym widzieć Gordona Strachana zamiast jakiegoś Ronny’ego Deili. Mówimy: dobrze, że nie gra Scott Brown, on to by nas przeorał. Boże, kim jest Scott Brown? Aż tak nisko upadliśmy, że oddychamy z ulgą na myśl o reprezentancie Szkocji, który skasował kiedyś Neymara, bo nie mógł za nim nadążyć? Nawet jeśli świetnie zagrał z Polską, to sorry, ale nie jest to najpopularniejszy Brown, jakiego znam. Stawiam, że nie zmieściłby się nawet do pierwszej dziesiątki. 

Celtic jest dziś jak fotomontaż potwora z Loch Ness

Nie grzeje mnie ten Celtic. Pewnie większość z nas nie robi dziś wielkiego wow, choć przyjęło się mówić, że Legia taka słaba, a oni legendarni. Ja wiem, że często gloryfikujemy zawodników z przeszłości. Przypisujemy im nadzwyczajne cechy. Ale akurat przy Celtiku ta zasada nie działa, bo wystarczy spojrzeć jak wygląda liga po degradacji Rangersów i że ten Balde w jedenastce, to nie ten bydlak z Gwinei, który na Celtic Park rozegrał prawie dwieście meczów.

Kilka lat temu regularnie oglądałem ligę szkocką. Zerkałem na Celtic, gdy grał tam Żurawski i Boruc. Lubiłem klimat derbów Glasgow, nawet jeśli transmitowano je w jakości z Sopcasta w TVP Sport. To, co wryło mi się w pamięć to błysk Nakamury (gole w derbach, miód) i charyzma Stiliana Petrowa. Maloney poruszał się po boisku jak mały samochodzik na pilot, to samo McGeady. Hartson przestawiał obrońców jak szafy w Ikei, a my mówiliśmy: polski klub, bo przecież skoro grali też tam nasi, to i zespół był nasz, chyba tylko po to, żeby poczuć się lepiej.

Szkocja miała wtedy twarz Celticu. Nie kraciastych spódnic, nie zamku na pocztówce i na pewno nie potwora z Loch Ness. Tak sobie myślę, co by musiało się stać, żebym jak dawniej włączył mecz ligi szkockiej. Szczerze? Nie wiem. Nie bawią mnie już te słynne historie, że jakiś klub przypadkowo zatrudnił kelnera, a inny wziął Duńczyka, który wcześniej robił w branży porno. Rok temu czasem szukałem meczów Dundee United, bo słyszałem, że rewelacją jest młody Ryan Gauld, a dziś jak patrzę na skład Celtiku (jeden przegrany mecz w sezonie),to tylko utwierdzam się w przekonaniu, że nie warto. No chyba, że ktoś jest fanem talentu Czecha Filipa Twardzika, bo tak ogólnie to magnesów za wiele tam nie ma.

Celtic…

Reklama

Lennon zrezygnował z posady trenera, bo męczyły go zawirowania z pieniędzmi. Samaras nie dostał nowej umowy, a na transfery klub od dwóch lat wydaje połowę tego, co najpierw sprzedał. Ja wiem, że nowy trener stawia na młodzież, że być może wśród nich są jakieś perełki. Pamiętam, jak niedłużnej niż dwa lata temu Celtic dzięki świetnej organizacji ograł Barcelonę. Tylko że potem ciągle mi się coś nie zgadza. Dalej mam ciary przy „You’ll never walk alone”, dalej chciałbym oglądać Henrika Larssona z koniczynką albo chociaż cofnąć się do czasów Magica, ale to już nie takie proste, więc wcale nie dziwią mnie wypowiedzi Radovicia, że Celtic jest w zasięgu Legii.

Jasne – dzisiaj łatwiej jest mówić, że skończy się dramatem. Łatwiej jest narzekać na naszą piłką i pisać, jak bardzo nie dorastamy do pięt Szkotom. Ale to przecież tylko Szkoci, najsłabszy mistrz od lat. Nie pompujmy balona, ale też nie dramatyzujmy. Celtic przypomina tego wspomnianego  potwora z Loch Ness, który kiedyś straszył i roztaczał legendę, a potem okazało się, że to zwykły fotomontaż. Kilka gałęzi drzew rzuconych do wody. Zdjęcia dinozaurów na pocztówkach.

PAWEŁ GRABOWSKI

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...