Reklama

Cud w Eibar. Górski kopciuszek w La Liga

redakcja

Autor:redakcja

26 maja 2014, 14:44 • 4 min czytania 0 komentarzy

Wszyscy mieszkańcy Eibar zmieściliby się na trybunach przy Łazienkowskiej. Wątpimy, by do Warszawy kiedykolwiek szły z tego rejonu pielgrzymki, ale na pewno jest w tym miasteczku jeden gość, ktory stolicę zna całkiem przyzwoicie – to Mikel Arruabarrena. Tak, ten sam facet, który ponoć zablokował drogę Lewemu do składu Legii. Mirek Trzeciak ma dziś swoje święto. Eibar, z Arruabareną w drużynie, i to noszącym na plecach dumną dziesiątkę, właśnie awansował do La Liga.

Cud w Eibar. Górski kopciuszek w La Liga

Hiszpański futbol obfituje w tym roku w romantyczne historie. Banda Simeone zwycięska w La Liga. Athletic Bilbao z szansami na przyszłoroczną Ligę Mistrzów. Eibar to też piękna opowieść: w Segunda Division nie ma klubu z mniejszego miasta. Nie ma klubu z mniejszym stadionem (skromny kilkutysięcznik), nie ma też w konsekwencji klubu z niższą frekwencją. Ale najważniejsze, nie ma klubu, który miałby niższy budżet i który płaciłby mniej. Teoretycznie, w dzisiejszym rządzonym przez wielkie pieniądze futbolu, to nie mogło się udać. A przecież Eibar awansował przed końcem rozgrywek! I póki co jest liderem ligi, przed samym Deportivo.

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Miasteczko Eibar swoje lata chwały przeżywało w latach osiemdziesiątych. Słynęło z produkcji wysokiej jakości rowerów oraz… pistoletów. Nawet wtedy jednak liczyło wyłącznie 40.000 mieszkańców, dziś to około jedną czwartą mniej. Piłkarsko na swoim szczycie byli dziesięć lat temu. Do dziś kibice wspominają, że do awansu brakło dziesięciu minut.

Tamtą drużynę prowadził José Luis Mendilíbar, później trener Bilbao, Valladolid, Osasuny. W składzie był Joseba Llorente, Gorka Iraizoz, bynajmniej nie anonimowi gracze. Z przodu szalał natomiast pewien nastolatek z Wysp Kanaryjskich. Osiemnastoletni David Silva.

Image and video hosting by TinyPic

Nie znamy się tak dokładnie na historii drugiej ligi hiszpańskiej. Albo plotka głosi, że w jednym z kluczowych meczów, Silva zamiast pójść z dobrze zapowiadającą się akcją, wybił piłkę na aut bo jeden z rywali leżał na boisku. Wszystko wydarzyło się w 91 minucie, mecz zakończył się remise, tych punktów, które można było zdobyć, na koniec brakło w tabeli. Silva poszedł dalej w świat, Eibar zostało w drugiej lidze. Jego partnerem z drużyny był wtedy Gaizka Garitano, dzisiejszy trener Eibar. Brak sukcesu wówczas, powetował sobie w tym sezonie.

Garitano doskonale wie jaka od lat jest filozofia klubu. Może nieco z przesadą, ale możemy to odwołać do polskiego przysłowia – jednostka niczym, drużyna wszystkim. Tu nie ma i nigdy nie było gwiazd, nawet, gdy ktoś wyróżnia się umiejętnościami, nie nosi głowy wysoko. Wie, że sam nic nie osiągnie, Eibar ma być zgrany, zespołowy. Polityka transferowa jest więc jasna – bierzemy graczy, którzy zrozumieją tę filozofię, będą potrafili dodać coś nie tylko pod względem boiskowych zdolności, ale i charakteru.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Ipurua dziś…

Image and video hosting by TinyPic

I wczoraj. Gigantycznych zmian nie ma

Jak przy tak małym budżecie dało się odnieść sukces? Wierzcie lub nie, ale finansowo Eibar to jeden z najbardziej poukładanych klubów w Hiszpanii. Normą jest w La Liga wydawanie wirtualnych pieniędzy i życie na kredyt, tego nie uświadczymy jednak w baskijskim klubie. Wydają tylko to co mają, nigdy nie przekraczają budżetu, dzięki czemu finanse są zbilansowane, a piłkarze otrzymują pieniądze na czas. Wszystko działa jak w zegarku. Paradoksalnie jednak teraz, po pierwszym w historii awansie do La Liga (i to rok po promocji z Segunda B) może się to zemścić.

Otóż warunkiem gdy w Primera Division jest posiadanie odpowiednio wysokiego budżetu. Ten minimalny pułap wylicza się obliczając pewien procent z budżetów wszystkich klubów, i w tym momencie, jak łatwo się domyśleć, maleńki Eibar standardów nie spełnia. Mamy do czynienia z paradoksem – w La Liga mogą spokojnie grać kluby zadłużające się na potęgę, mające problemy z płatnościami, a pod każdym względem zdrowy ekonomicznie beniaminek nie. Eibar musiałby złamać swoje zasady, zapożyczyć się, albo też liczyć na inwestora z zewnątrz – w klubie jednak zdecydowanie odżegnują się od takich rozwiązań, to nie w ich stylu.

Image and video hosting by TinyPic

Graffiti nieopodal stadionu. Symbolizuje przyjaźń Eibaru z kibicami ze Szkocji. Więź powstała spontanicznie, grupa fanów Eibar pewnego razu na mistrzostwach Rugby była zafascynowana atmosferą na meczu Szkotów. Od flaszki do flaszki słowa do słowa i Szkoci odwiedzili też stadion Eibar, teraz jedna i druga strona odwiedzają się na starciach regularnie, co najmniej raz w roku

Image and video hosting by TinyPic

To się nazywa szpaler!

Dlatego ruszyła akcja www.defiendealeibar.com, która pomaga zbierać pieniądze dla klubu – potrzebne jest 1.7 miliona euro. Każdy może zostać udziałowcem Eibar, jedna akcja kosztuje około 50 euro. Pamiętajmy, że klub ten z frekwencją 3000 na meczach nie może liczyć na to, że jego kibice podołają wyzwaniu, musi liczyć na innych. I póki co odzew jest, akcję pomógł wypromować choćby Xabi Alonso, dawniej piłkarz Eibar (był tu wypożyczony).

Image and video hosting by TinyPic

Prezes Eibar mówi wprost: najważniejszy mecz ciągle przed nami. Zrobiliśmy tak wiele, ale wciąż bardzo wiele do zrobienia. Zegar tyka, czas mają do 7 sierpnia. Póki co uzbierali około 25% potrzebnej kwoty.

Tak Eibar świętowało awans. „Nieco” inny klimat niż na fecie po decimie Realu

LESZEK MILEWSKI

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...