Reklama

Andrzej Czyżniewski – to on zbudował obecny zespół Lecha

redakcja

Autor:redakcja

18 listopada 2008, 03:25 • 11 min czytania 0 komentarzy

Kto zbudował potęgę Lecha Poznań? Franciszek Smuda? Po części. Ale nie tylko on i też nie głównie on. Przede wszystkim zrobił to człowiek z cienia. Ktoś, o kim w ogóle się nie mówi – Andrzej Czyżniewski. To on sprowadził wynalazł i sprowadził do klubu takich piłkarzy jak Djurdjević, Murawski, Rengifo, Bandrowski, Lewandowski, Stilić, Peszko. Mało? Siedmiu, na jedenastu występujących w pierwszym składzie „Kolejorza”. Dlatego właśnie przeprowadziliśmy wywiad z szefem scoutingu Lecha. To, że transfery poznaniaków okazały się udane, na pewno nie było przypadkiem…

WESZŁO: Czuje się pan cichym bohaterem tego sezonu?

ANDRZEJ CZYŁ»NIEWSKI: Nie czuję się żadnym bohaterem, po prostu wykonuję swoją pracę. A już mam taki charakter, że jeśli się za coś biorę, to na poważnie. Powierzono mi zadanie stworzenia od podstaw działu scoutingu w Lechu. Wywiązałem się z tego na tyle, na ile potrafiłem. Musiały powstać odpowiednie procedury, musieliśmy zatrudnić ludzi. Nikt nie robił i długo nie będzie robił tego na taką skalę, jak Lech. Organizujemy szkolenia dla naszych etatowych scoutów – tak, aby ujednolić kryteria, pokazać, na co należy zwracać uwagę, jakich piłkarzy szukamy.

No to jakich szukacie?

Przede wszystkim w Polsce piłkarza, który ma 24 lata wciąż uważa się za talent. To bzdura. Taki zawodnik jest już w pełni ukształtowany. Skupiamy się na młodszych. Poza tym często u nas się mówi, że ktoś jest „ciekawy”. Co to znaczy „ciekawy”? Jak ktoś jest „ciekawy”, to zazwyczaj ma wszystko i nic. U nas piłkarz musi być rozłożony na czynniki pierwsze. To zadanie scoutów, których mamy na Bałkanach, na Słowacji, na Białorusi, wkrótce też w Albanii i w kilku innych krajach.

Pan jest „mózgiem” całej operacji.

Sam bym tego nie zrobił. Siła tkwi w zespole. Praca każdego z nas zostaje poddana weryfikacji. Scouci, którzy się nie sprawdzają, zostają wymienieni. Szukamy ludzi lepszych, skuteczniejszych. Na początku z Piotrem Rutkowskim, synem prezesa, jeździliśmy po klubach Bundesligi, byliśmy w Arsenalu Londyn, teraz Piotr pojedzie do Ajaksu. Wszędzie podglądaliśmy, jak to jest zrobione. I wszędzie mówiono nam, że dział scoutingu jest najważniejszy w klubie. Tak ma być właśnie u nas. Mało kto wie, że mamy swoją bazę internetową. Każdy zawodnik, który jest przez nas obserwowany, trafia do takiej bazy. Tam regularnie dopisywane są wszystkie informacje na jego temat, po każdym meczu, w którym zagrał. Wnioski, obserwacje, są prowadzone listy rankingowe.

Scout nie może wam wcisnąć słabego piłkarza? Albo trener?

Nie ma takiej możliwości. W polskiej piłce przez lata trenerzy byli od wszystkiego. Trener odpowiadał za transfery, przeprowadzał je, szkoleniowcy mieli powiązania z menedżerami, nie zawsze czyste. Dlatego w Lechu powołany do życia został komitet transferowy, w skład którego wchodzą prezes Rutkowski, prezes Kadziński, dyrektor sportowy Marek Pogorzelczyk, trener Franciszek Smuda i moja skromna osoba. Tam, poprzez głosowanie, zapadają wszystkie decyzje. Jest tylko jedna możliwość, że Lech sprowadza piłkarza, który nie zdobywa trzech głosów komitetu transferowego – jeśli uprze się prezes Rutkowski, powie: „to są moje pieniądze, chcę go kupić”.

Kogo teraz kupujecie?

Musimy myśleć długofalowo. Musimy mieć już zawodnika na miejsce Stilicia, na miejsce Rengifo. Newralgiczną pozycją jest lewa obrona, co jest w ogóle bolączką polskich klubów.NAJBARDZIEJ OPŁACA SIĘ GRAĆ NA STRONIE GAMEBOOKERS.COM – KLIKNIJ

Kiedy pan zajął się wyszukiwaniem talentów?

Maciej Skorża zaczął współpracę z Maciejem Szczęsnym jako trenerem bramkarzy, a mnie przesunął do wyszukiwania piłkarzy. Efektem tego było – przyznaję, że po namowie Waldka Fornalika – sprowadzenie Rafała Murawskiego do Amiki. O tym chłopaku wielu trenerów na Wybrzeżu mówiło, że wszystko powyżej drugiej ligi to dla niego za wysokie progi. A potem piłkarzy, których gdzieś tam obserwowałem i co zakończyło się transferem, było wielu – Djurdjević, Rengifo, Bandrowski, Lewandowski, Stilić, Peszko…

Miał pan przekonanie, że Lewandowski będzie strzelał tyle goli?

Dziś wyczytałem, że Lewandowskiego odkrył trener Kaczmarek. Jestem zaskoczony, niedługo się okaże, że to on go polecał do Lecha. Tymczasem Lewandowskiego obserwowaliśmy już dwa lata temu. Osobiście oglądałem go w meczu przeciwko Ceramice Paradyż. Najlepiej w Zniczu grał wtedy Radosław Majewski, którego też chcieliśmy pozyskać. Ale tydzień po tym spotkaniu Groclin grał w Pucharze Polski przeciwko Zniczowi. No i niestety, od razu na miejscu wzięli chłopaka i podpisali z nim umowę, wiedząc, że i my jesteśmy nim zainteresowani. Chociaż może wyszło mu to na dobre – wtedy druga linia w Amice była bardzo silna i przy Murawskim, Bartczaku i Simrze mógłby za dużo się nie nagrać. A co do Lewandowskiego… Śledziliśmy każdy jego ruch. Chcieliśmy go nawet pozyskać dużo wcześniej, ale nie wyrażał na to zgody prezes Znicza. I wiedział co robi, bo wartość tego napastnika stale rosła. Aż doszło do tego, że zaczęło walczyć o tego chłopaka większość klubów.

Jan Urban też go oglądał i powiedział, że chłopak tylko dostawia nogę i strzela do pustej bramki.

Haha! Nie, Lewandowski ma zupełnie inne cechy, które zadecydowały o tym, że się na nim skoncentrowaliśmy. Przede wszystkim z dużo swobodą porusza się po boisku, świetnie operuje piłką. A kiedy jest już w polu karnym, praktycznie nie zdarza mu się nie trafić w światło bramki. Zawsze powtarzam – zawodnik, który strzeli 40 bramek w trzeciej lidze, w drugiej strzeli 30, a pierwszej – 15. Ma instynkt. Jeśli jednak ktoś w trzeciej lidze strzela dwie czy trzy bramki, to w drugiej lidze nie zdobędzie żadnej, a o ekstraklasie może zapomnieć. Lewandowski ma właśnie niewyuczalny instynkt strzelecki. To jest jak z bramkarzami. Bramkarz pewne rzeczy robi instynktownie. Nie da się tego wyszkolić. Są bramkarze świetni w treningu, ale w meczu do niczego. Bo nie wystarczy przyswoić rzemiosła, jeśli nie ma się zmysłu.

Efekt taki, że Lewandowski jest u was, a w Legii genialni Hiszpanie. Arruabarrena chociażby.

My przede wszystkim szukamy piłkarzy w Polsce. Jeśli wydamy 300 tysięcy euro, wolimy, by te pieniądze zostały w polskiej piłce i by tu je wydano.

Za największe objawienie uchodzi Stilić. Jak to z nim było?

Musieliśmy działać szybko. Już raz dostaliśmy nauczkę z Sestakiem. Byliśmy bardzo, bardzo blisko pozyskania tego piłkarza, praktycznie był już w Lechu. W ostatniej chwili naszą ofertę przebiło Bochum. My dawaliśmy 600 tysięcy euro, Bochum zapłaciło 850 tysięcy. Teraz wyceniany jest na 6 milionów euro. Nauczeni doświadczeniem, nie przeciągaliśmy sprawy Semira. Na jego mecz pojechałem razem z trenerem Małowiejskim. Pamiętam, że w tym spotkaniu grał chyba na trzech pozycjach, był cały czas przestawiany. Ale widać było, że potrafi rozgrywać w sposób bardzo niekonwencjonalny. W czasie tej obserwacji potwierdził to, co wiedziałem o nim na podstawie zapisu video. Od razu było dla mnie jasne, że ma większy potencjał niż Quinteros, który był już Polską trochę znudzony. Później pojawiły się kolosalne problemy, ponieważ klub nie chciał wydać certyfikatu. Oczekiwał od nas większej sumy. Ale my wiedzieliśmy, że Stilić ma w kontrakcie wpisaną kwotę odstępnego. Na pięć minut przed terminem zgłaszania piłkarzy do europejskich pucharów, dzięki dyrektorowi Pogorzelczykowi, udało się nam go potwierdzić.

Wiedział pan, że Stilić będzie aż tak dobry?

Jest to dla mnie zaskoczenie, że aż tak szybko się wprowadził. Niektórzy mówili: „za dwa lata, potrzebuje czasu, ma potencjał, ale nie na dziś”. A boisko pokazało, że jest gotowy już teraz. Chociaż kiedy przyjechał na pierwszy trening do Polski, przez moment byłem załamany. Zastanawiałem się – czy to brat bliźniak tamtego piłkarza? W ogóle nie pokazywał tego, co o nim wiedziałem. Byłem już skłonny przyznać, że się kompletnie pomyliłem. Naprawdę, prezentował się fatalnie. A już było wszystko zapłacone… Teraz gra już znakomicie, chociaż ja wiem, że nie pokazał kilku swoich firmowych zagrań. Wciąż na nie czekam. No, jedno widziałem w ostatnim meczu – to przerzucenie piłki nad obrońcą i strzał z powietrza. Ale nie było jeszcze podwójnego zakosu lewą nogą, z uderzeniem…

Interesował się nim Arsenal Londyn czy nie?

Może to sprawdzę? Zadzwonię do Steve Rowleya, szefa scoutingu w Arsenalu. Obiecał mi kiedyś, że jeśli jakiś zawodnik będzie troszeczkę za słaby na Arsenal, to podeśle go do mnie. Ale do dziś żadnego nie podesłał. Ale zadzwonię, sprawdzę kwestię Stilicia tak z ciekawości.

A żałuje pan wyjątkowo jakiegoś piłkarza, którego nie udało się sprowadzić?

W Vojvodinie mieliśmy chłopaka, 16 lat. Cudowne dziecko. Gdybyśmy byli bardziej zdecydowali, szybsi, byłby u nas. Ale się minimalnie spóźniliśmy – dziś cena za niego to 3 miliony euro…

Andrzej Czyżniewski – to on zbudował obecny zespół Lecha

NAWET 500 DOLARÓW BONUSU! GRAJ W POKERA NA PARTYPOKER.COM

Jak wygląda proces obserwacji?

Na różne mecze jadą różne osoby, bo jedna się może pomylić. Całościowej oceny materiału dokonuję ja i to ja rekomenduję zawodnika komitetowi transferowemu, wraz ze wszystkimi informacjami – na temat ceny, wysokości kontraktu, prowizji dla menedżera. Wiele osób sądzi, że Lech miał szczęście z transferami. Ale to jest kilka tysięcy przejechanych samochodem kilometrów, godziny spędzone w samolotach. W naszym zespole staramy się, aby piłkarze przez nas sprowadzani byli autentycznymi wzmocnieniami. Wiele osób pytało: jak można było puścić Marcina Zająca? A okazuje się, że dziś mamy Peszkę, który jest powoływany do kadry. I tego Peszkę pozyskaliśmy za darmo. To też jest ważne – gromadzimy informacje, kiedy jakiemu zawodnikowi kończy się umowa, kto jest jego menedżerem, jaka jest suma odstępnego, jaki jest profil charakterologiczny takiego piłkarza. Czy jest boiskowym przywódcą, czy „kurczakiem”… Inni próbują nas naśladować. Ekstraklasa zorganizowała szkolenie poświęcone scautingowi. Przyjechali ludzie z Udinese, opowiadali… Miałem wrażenie, że traktują nas, jak byśmy dopiero zeszli z drzew. Aż miałem ochotę wstać i powiedzieć, jak my to robimy w Lechu. Wiadomo, że nie możemy się równać z Ajaksem, ale w Polsce jesteśmy bezkonkurencyjni. Na przykład u nas każdy rocznik ma swojego mentora. Taki człowiek musi wiedzieć wszystko o każdym piłkarzu, na każdej pozycji. Jeśli ktoś jest odpowiedzialny za rocznik 1992, to ma obowiązek w każdej chwili wymienić trzech najlepszych lewych obrońców w tym wieku. Albo pięciu.

To jak to jest z tym „nosem Smudy”? Bo wszyscy teraz mówią, że Smuda to ma nos do transferów…

Trener ma się skoncentrować na prowadzeniu zespołu. Oczywiście jego opinia jest ważna, ale nie jedyna. Do tej pory tak było, że trenerzy decydowali o transferach. Potem odchodzili, a klub zostawał z całą zbieraniną zawodników, którym trzeba było płacić… Chociaż trener Smuda bardzo obstawał przy transferze Arboledy i okazało się, że miał rację, mimo że niektórzy członkowie komitetu podchodzili do tego sceptycznie. Jak sobie przypomnę ile razy jeździłem do Lubina i z powrotem…

I nikt o tym nie wie.

Miałem swój czas, kiedy byłem na pierwszych stronach gazet – jako zawodnik, jako sędzia. Teraz przyszedł czas na spokojną pracę, która daje mi wielką satysfakcję. Z przykrością muszę tylko stwierdzić, że już chyba nie zrealizuję swojego wielkiego marzenia zostania trenerem. Chociaż może to i dobrze? W Polsce stworzono system, w którym promowano miernoty trenerskie, sędziowskie, zawodnicze. Działał układ. Kiedy mówiłem o tym głośno, wyrzucono mnie z organizacji sędziowskiej, mówiono, że szkaluję dobre imię PZPN. Wyszło na moje. Teraz jestem trochę z boku i czuję się z tym dobrze.

Pan sprowadza piłkarzy, a klub ich zaraz będzie sprzedawał. To frustrujące?

Jeśli Stilić czy Lewandowski będą tak dalej grali, może będzie trudno ich utrzymać. Ale po to jest dział scoutingu, że pewnego dnia prezes może mnie spytać: „Czyżyk, czy jeśli sprzedamy Stilicia, to mamy kogoś na jego miejsce?” A ja powiem, że tak – mamy piłkarza, któremu przyglądamy się od dwóch lat i który robi systematyczne postępy.

A macie?

Jest w Polsce chłopak, który moim zdaniem ma papiery na duże granie. Na razie gra z przebłyskami. Dziesięć czy piętnaście minut genialnie, potem znika. Ale nie występuje w ekstraklasie, tylko niżej.

Oj, to nie macie szans – na pewno wynajdzie go Bogusław Kaczmarek.

Haha! Tak, wiem, on odkrył wszystkich piłkarzy w pierwszej lidze. Ja niestety takich osiągnięć nie mam, wszystkich nie odkryłem.

Kaczmarek mówi, że w Polsce nie ma talentów. Tylko jacyś wieśniacy strzelają w drzwi od stodoły.

Są piłkarze utalentowani. Ale talent to nie wszystko. Podam przykład. Półtora roku temu Amica zdobyła mistrzostwo Polski juniorów. W jednym z meczów przeciwko sobie grała Amica i SMS Łódź. Amica wygrała. W środku pola Machaj całkowicie przyćmił Cetnarskiego, obaj są piłkarzami o takich samych parametrach. Dziś Cetnarski zaczyna mecze w podstawowym składzie Bełchatowa, a o Machaju nikt nie słyszał. Bo samo znalezienie talentu to połowa roboty. Musi być jeszcze trener, który go odpowiednio poprowadzi. Kiedy byłem na stażu w Arsenalu, akurat trafił tam Theo Walcott. Trener, który się nim zajmował indywidualnie, dostał zadanie – wyznaczono mu termin, do kiedy ma tego zawodnika przygotować do gry w pierwszym zespole. Teraz gra w reprezentacji Anglii.

U nas się niszczy utalentowanych graczy?

Polska myśl szkoleniowa – co to jest? Rąbaj, siekaj i uciekaj. Jak wyjazd – Boże Święty, może się uda nie stracić gola. Jak gramy u siebie – jakoś to będzie… Poza tym muszę dodać, że wiele talentów przepada nie u nas, ale zagranicą. Rodzice są zafascynowani, że ktoś z Zachodu przygląda się ich synowi. Wysyłają go. A potem chłopak wraca, bo nie przeszedł następnego etapu. Ale wcześniej przerwał szkołę i tak dalej… Ja chcę doprowadzić do sytuacji, w której każdy młody zawodnik w Polsce będzie chciał trafić nie do zachodniego klubu, tylko najpierw do Lecha, wiedząc, że to w nim zrobi się z niego gwiazdę.

FOT. W. Sierakowski FOTO SPORT

Najnowsze

Piłka ręczna

Thriller w Lidze Mistrzów! Kielczanie odpadają po rzutach karnych

redakcja
0
Thriller w Lidze Mistrzów! Kielczanie odpadają po rzutach karnych

Komentarze

0 komentarzy

Loading...