Reklama

Brak Fabregasa i pucharowe harce w nogach. Chelsea bez gazu

redakcja

Autor:redakcja

31 stycznia 2015, 20:26 • 2 min czytania 0 komentarzy

Ivanović zagrał piłkę o jaką Ivanovicia byśmy nie posądzili. Hazard wykonał „magic touch”. Całość wykończył Loic Remy, który w końcu zagrał od początku i pokładane nadzieje spełnił. Ale jednego Chelsea dziś brakowało. Nazywa się Cesc Fabregas. W tym sezonie zaliczył 20 asyst i być może właśnie w sobotnie popołudnie dołożyłby do tego dorobku coś extra, coś, co przechyliłoby szalę zwycięstwa na korzyść The Blues. Hit zawiódł. Rozbudził apetyt na początku, ale potem mocno wyhamował. Remis z Manchesterem City to zwyczajne danie sobie po twarzy i spokojne rozejście się spać.

Brak Fabregasa i pucharowe harce w nogach. Chelsea bez gazu

Nadzieje były spore. Nawet na końcu gdzieś tliła się nadzieje, że będzie jak rok temu. Niestety – nie było. Pamiętacie te 2:1? Nieporozumienie między Hartem z Nastasiciem i gol Torresa. Wtedy triumfowała Chelsea, dzisiaj bliżsi zwycięstwa byli piłkarze Pellegriniego. To oni częściej dyktowali tempo gry, to u nich szalał Silva, a po boku śmigał Navas. W Chelsea niestety widać było, że momentami brakuje pary. Pucharowe harce z Liverpoolem mocno musiały odbić się na zawodnikach Mourinho, zresztą on sam pod koniec spotkania wyglądał, jakby czekał na koniec.

The Blues zabrano serce. Fabregas wraz z zawieszonym Diego Costą uśmiechał się z trybun, a jego następcę zlokalizować było trudno. Frank Lampard biegał w koszulce rywala. Owację dostał zacną, ale szału z jego strony też nie było. Zachowawczo. Cierpliwie. Tak grały dziś obie drużyny. W pierwszej połowie można było powiedzieć, że to porywające widowisko. City błyskawicznie odpowiedziało na gola Chelsea. Ale potem cisza. Tak jakby ktoś odciął prąd albo przemówił w szatni, że najlepiej będzie zachować status quo, bo przecież to dopiero styczeń, a meczów rozstrzygających mistrzostwo trochę jeszcze będzie.

Zapamiętamy z tego sobotniego popołudnia na pewno Kurta Zoumę, fantastycznie grającego w defensywie, ze wślizgami 10 na 10. No i oczywiście Lamparda. Dziwny to widok, gdy wchodził na boisku. Gdy dookoła anturaż Stamford Bridge, a on w koszulce City. No i jeszcze to przywitanie z Mourinho. Sami przyznacie, że niezbyt wylewne…

Zrzut ekranu 2015-01-31 o 20.03.50

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...