Reklama

Jan Urban na prostej. Zakręt wziął dość brawurowo

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

26 stycznia 2015, 18:38 • 3 min czytania 0 komentarzy

Nie śledzimy na co dzień rozgrywek Segunda Division, wybaczcie – mamy ciekawsze rzeczy do roboty, ale ze względu na osobę Jana Urbana czasami zerkamy na zaplecze La Liga. Gdy robiliśmy to ostatni raz, polski trener dość mocno walczył o posadę. Będąc bardziej precyzyjnym, akurat trwało chwilowe zawieszenie broni, bo po pierwsze – udało się Osasunie wygrać mecz z mocnym rywalem, a po drugie – zaczynał się okres świąteczny. Dziś akcje Urbana stoją dość wysoko. I to nie tylko u kibiców, którzy uwielbiają go od czasów kariery piłkarskiej. 

Jan Urban na prostej. Zakręt wziął dość brawurowo

Przypomnijmy, nerwowo zaczęło się robić w listopadzie. W trzech meczach Osasuna ugrała ledwie punkt i właśnie taki dystans dzielił ją od strefy spadkowej. Po przegranym spotkaniu z Albacete Balompie, w tamtym momencie czerwoną latarnią ligi, sprawa Urbana stała się „medialna”. Władze klubu upubliczniły informacje o tym, że polski trener trafił na dywanik i „ma zaproponować nowe rozwiązania”. Lokalni dziennikarze zaczęli wyliczać wtedy jego błędy (również na naszych łamach). Słowem: niewesoło.

Ale od tamtego czasu…

– remis z Gironą (0-0)
– przegrana z Mirandes (1-0)
– wygrana z Realem Valladolid (2-1)
– wygrana z Las Palmas (1-2)
– wygrana z CD Leganes (2-1)
– remis z Recreativo Huelva (1-1)
– remis z CE Sadabell (0-0)
– wygrana z Barceloną B (0-1)

Początek okresu, w którym Urbanowi wszyscy patrzyli na ręce, był bardzo słaby. Po przegranej z Mirandes – co dość ważne, na wyjeździe, pod tym względem Osasuna była jedną z najsłabszych ekip w lidze – już wydawało się, że Polak może powoli sprawdzać rozkład lotów powrotnych do kraju. A potem przyszedł mecz z Valladolid (czołówka Segunda Division) i karta się odwróciła. W następnej serii gier W KOŃCU udało się Urbanowi wygrać na boisku rywala (18. kolejka!), w dodatku znów z ekipą z czuba tabeli. Ogółem w ostatnich sześciu meczach zdobył 14 punktów na 18 możliwych.

Reklama

Dziś Urban, gdy otwiera gazetę i patrzy na tabelę, może się lekko uśmiechnąć – 8 punktów przewagi nad strefą spadkową i 5 oczek straty do miejsca zapewniającego udział w barażach o awans do Primera Division. Drużyna zaczęła wygrywać w najmniej spodziewanym momencie, pod nieobecność pięciu piłkarzy z Afryki i Azji, którzy wyjechali na mistrzostwa swoich kontynentów. Mało kto wierzył w taki rozwój sytuacji. Dokładniej rzecz ujmując – władze klubu wręcz kalkulowały gorszą postawę zespołu w tym okresie. Stąd listopadowe naciski na Urbana, by ugrał jak najwięcej, zanim ci piłkarze opuszczą Pampelunę.

W hiszpańskiej prasie – laurki dla byłego szkoleniowca Legii. Oczywiście dziś  sporo się pisze również  o tym, że w meczu z Barceloną B Urban wyleciał na trybuny za niestosowne zachowanie, ale raczej nie są to krytyczne komentarze. Można nawet powiedzieć, że Hiszpanie doceniają jego zaangażowanie. Za to dużo dobrego mówi się np. w kontekście wprowadzonej do drużyny młodzieży (szczególnie doceniani są 18-letni Mikel Merido i Miguel Olavide).

Sielanka. Do tego stopnia, że można już zauważyć – na razie delikatne – nawiązania do celów stawianych przed Osasuną na początku sezonu. Awans do La Liga. Nie jest to odkrywczy wniosek, ale zaprawdę wesołe jest życie trenera. W dwa miesiące od zera do bohatera. Oczywiście nie życzymy Urbanowi źle (wręcz przeciwnie), ale ciekawi jesteśmy, gdzie będzie za kolejne dwa miesiące. Nie jest tajemnicą, że Segunda Division to rozgrywki dość nieprzewidywalne. Nie zdziwilibyśmy specjalnie, gdyby znów pokonał wspomniany powyżej dystans, tym razem w przeciwnym kierunku.

Najnowsze

Hiszpania

Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Antoni Figlewicz
1
Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Hiszpania

Hiszpania

Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Antoni Figlewicz
1
Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Komentarze

0 komentarzy

Loading...