Reklama

Droga na szczyt, depresja i… Marcin Szulik. 10 scen z życia Buffona

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

25 grudnia 2014, 22:08 • 10 min czytania 0 komentarzy

Mimo, że zawodowo skazany jest na nierówne pojedynki z napastnikami przeciwnych drużyn, swoje największe starcie stoczył poza boiskiem – z samym sobą. Jedną z pierwszych i zarazem największych piłkarskich porażek w karierze przeżył przez Marcina Szulika. Nawet gdy grał w Parmie, nadal jeździł na mecze ulubionych włoskich zespołów. Potrafił powiedzieć ‘nie’ najlepszym i wesprzeć swój klub w momencie, gdy ten najbardziej go potrzebował. Mistrz Świata i wielokrotny Mistrz Włoch. Kogo dotyczy ta wyliczanka? Tak, tak, mowa o Gianluigim Buffonie. 

Droga na szczyt, depresja i… Marcin Szulik. 10 scen z życia Buffona

Włoski bramkarz dwa miesiące temu zaliczył 500. występ w barwach Juve. Później trafił do jedenastki roku Serie A. Kilkanaście lat na topie. Może to największy banał, ale jakże prawdziwy: jest jak wino – im starszy, tym lepszy. Oto dziesięć scen z jego bogatej kariery.

1. Fascynacja Kamerunem i N’Kono

Buffon między słupki trafił dopiero w wieku 12 lat. Spory wpływ miał na to niczego nieświadomy Thomas N’Kono, bramkarz reprezentacji Kamerunu podczas Mistrzostw Świata w 1990 roku. To właśnie jemu i jego drużynie narodowej kibicował Gigi – Kamerun ujął go tym, że karty z piłkarzami tej kadry (do słynnych albumów Panini) różniły się od reszty. Buffon uważał, że to niesprawiedliwie, iż na jednej karcie umieszczano po dwóch zawodników Kamerunu. Było mu też ich żal, gdy myślał o tym, jak gorąco musi być czarnoskórym piłkarzom ubranym we frotowe stroje. Sam N’Kono to bardzo ważna postać w życiu Buffona – znał go już wcześniej z gry dla Espanyolu, który w 1987 roku wyeliminował z Pucharu UEFA prowadzony przez Arrigo Sacchiego AC Milan. Przez lata N’Kono był piłkarskim idolem włoskiego bramkarza. Do tego stopnia, że Gigi postanowił na jego cześć dać swojemu synowi na imię Thomas. Na zmianę pozycji Włocha namówił tata, Adriano. Zasugerował mu, by spróbował się w tej roli przez rok, a  – zafascynowany N’Kono – Buffon uznał, że to niegłupi pomysł. Dziś wiemy, że to chyba najlepsza decyzja, jaką podjął w swoim życiu.

2. Marcin Szulik i pierwsza wielka porażka

Reklama

W 1993 roku Gigi reprezentował już Azzurrich w kadrze u-16, z którą udał się na młodzieżowe Mistrzostwa Europy do  Turcji. To właśnie po tym turnieju nazwisko Buffon przestało być we Włoszech anonimowe. Został bohaterem spotkań z Hiszpanią i Czechami – w obu meczach doszło do serii rzutów karnych, a on obronił dwa w ćwierćfinale (plus sam wykorzystał jedenastkę) oraz trzy w półfinale. Drużyna z Buffonem i Tottim w składzie dotarła aż do wielkiego finału, w którym musiała uznać wyższość rówieśników z Polski, którą reprezentowali między innymi: Szymkowiak, Terlecki, Magiera, Kukiełka i Marcin Szulik. Ten ostatni zdobył jedyną bramkę w meczu.

Buffon wspomina tę porażkę jako jedną z najbardziej bolesnych w całej karierze. – Kiedy jesteś młodym chłopakiem, na długo zapamiętujesz cele, których nie udało ci się osiągnąć. Takie porażki bolą dużo bardziej niż te, które ponosisz już jako dorosły.

3. Weah i Baggio, czyli pierwszy mecz w Serie A

Image and video hosting by TinyPic

W dorosłej piłce zadebiutował dzięki szczęśliwemu zbiegowi zdarzeń. Parmę opuścił bramkarz numer dwa, Giovanni Galli, który obraził się na trenera Nevio Scalę za to, że nie wystawił go w meczu Coppa Italia, a jego następca – Alessandro Nista od razu doznał poważnej kontuzji. Także pierwszy bramkarz, Bucci, nie mógł grać ze względu na uraz. Scala nie miał wyboru – musiał postawić na nieopierzonego Buffona. Wiele wskazywało na to, że mecz zakończy się katastrofą – nie dość, że między słupkami miał wystąpić młokos, to jeszcze rywalem był wielki Milan, w którego ataku występowali tak wspaniali gracze jak George Weah i Roberto Baggio, wspierani przez Savicevicia, Bobana i Donadoniego.

Normalny siedemnastolatek zapewne dygotałby z nerwów, jednak Buffon nigdy nie był normalny. – W tygodniu poprzedzającym mecz wychodziło mi dosłownie wszystko. Za każdym razem wchodziłem na boisko bardzo zdeterminowany, skupiony, w ogóle nie popełniałem błędów. Koledzy byli nieco zaniepokojeni. Tym, że zasnąłem w autokarze w drodze na stadion, z pewnością ich nie uspokoiłem. Gigi nie myślał o przeciwnikach. Miał w głowie tylko jedno – chciał pokazać wszystkim, co potrafi jako bramkarz. To była jego wielka szansa. Zaliczył kilka świetnych interwencji, parę razy uśmiechnęło się do niego szczęście, ale ważny był efekt – zachował czyste konto. Co ciekawe, był na tyle skoncentrowany na meczu, że zapomniał o tym, iż przed pierwszym gwizdkiem drużyny zawsze ustawiają się do pamiątkowego zdjęcia. Zamiast dołączyć do reszty kolegów, od razu pognał pomiędzy słupki. Legendarny bramkarz Dino Zoff powiedział wówczas, że nigdy nie widział, by piłkarz podczas debiutu zaprezentował tak wielką jakość i osobowość.

Reklama

4. Mroźna Moskwa i debiut w reprezentacji

Pierwsze powołanie do kadry otrzymał na początku 1996 roku, jednak na debiut musiał czekać do 29. października. Włosi, prowadzeni wówczas przez Cesare Maldiniego, grali w Moskwie przeciwko Rosji w ramach barażu o awans na Mistrzostwa Świata we Francji. Kontuzjowanego Peruzziego zastępował w bramce Pagliuca, który już na początku meczu zderzył się z Kanczelskisem i nie mógł kontynuować gry. – Warunki do debiutu w reprezentacji Włoch były chyba najgorsze z możliwych: ważny mecz, paskudny klimat, zimno nie do zniesienia. Gra w bramce Parmy to jedno, ale odpowiedzialność związana z reprezentowaniem całego kraju to już zupełnie coś innego.

Jednak Gigi nie miał wyboru – bez rozgrzewki, w spodenkach i koszulce na krótki rękaw wybiegł na zaśnieżone boisko. Poradził sobie ze wszystkimi strzałami Rosjan, lecz zdołał go pokonać…Fabio Cannavaro, jeden z jego największych przyjaciół, z którym grał przez wiele lat. Nie tylko w reprezentacji, lecz także w Parmie i Juventusie. Mecz zakończył się wynikiem 1:1, a Włosi zagwarantowali sobie udział w mundialu w rewanżu.

5. Najdroższy bramkarz świata

Era Buffona w Parmie zbiegła się z jednymi z najlepszych lat w historii klubu.  W tym czasie zdobył on Puchar Włoch, Superpuchar Włoch, grał w Lidze Mistrzów, a nawet wygrał Puchar UEFA, pokonując w finale Olympique Marsylia. Przygoda bramkarza z Parmą nie mogła jednak trwać wiecznie. Był zbyt dobrym piłkarzem, by ciągle grać w tak małym, jak na jego możliwości, klubie. Wiele nie brakowało, a trafiłby do ówczesnego mistrza Włoch, Romy, jednak giallorossi ostatecznie zdecydowali się na Ivana Pelizzoliego. Ściągnięcie Buffona rozważała także Barcelona, do której jednak przywędrował Roberto Bonano. Aż pewnego dnia do agenta Buffona, Silvano Martiny, zadzwonił Luciano Moggi. – No i po cholerę włóczysz się po całej Europie? Czekam na ciebie jutro w siedzibie klubu.

Rozpoczęła się jego przygoda życia. Przeszedł do Juventusu, w którym spędził następne kilkanaście lat. Stał się najdroższym bramkarzem w historii piłki nożnej i najdroższym wydatkiem w historii bianconerich – Parma zainkasowała za niego aż 51 milionów euro.

6. Najsmutniejszy wieczór w życiu

W 2003 roku Buffon zdobył kolejne Scudetto, nie był to jednak sezon, który włoski bramkarz wspomina zbyt przyjemnie. Juventus radził sobie wyjątkowo dobrze w rozgrywkach Ligi Mistrzów – w ćwierćfinale wyeliminował FC Barcelonę, a rozegrany w maju 2003 roku półfinałowy dwumecz z Realem przeszedł do historii. W Madrycie zwyciężył Real (2:1), jednak w Turynie Juve zdołało z nawiązką odrobić stratę i wygrać 3:1. Buffon zasłużył się broniąc rzut karny wykonywany przez Figo przy stanie 2:0. Włoski bramkarz przyznaje, że właśnie to spotkanie wciąż pozostaje jego ulubionym meczem w barwach bianconerich.

Finał Ligi Mistrzów nie był już tak przyjemny. Ze względu na zawieszenie za żółte kartki nie zagrał Pavel Nedved, jeden z najlepszych piłkarzy Juve, a mecz z Milanem zakończył się wynikiem 0:0. W dogrywce także nie padły bramki i o tym, kto zdobędzie trofeum musiały zadecydować rzuty karne. Choć Buffon poradził sobie bardzo dobrze i dwukrotnie triumfował, to tym razem przebił go Dida, który obronił aż trzy jedenastki. – Oparty o mur Old Trafford palę papierosa. Kiedy przegrywasz mecz takiego kalibru, mijający czas zabiera ci wszelkie pozytywne emocje, zostawiając jedynie gorycz i rozczarowanie.

Choć od tamtego dnia minęła już ponad dekada, Buffon nie miał szansy ponownie zagrać w finale Ligi Mistrzów i być może tej szansy mieć już nie będzie.

7. Najtrudniejsza walka

W sezonie 2003/04 Juventus nie zdobył żadnego trofeum, jednak nie to było największym zmartwieniem Buffona. Włoch musiał zmierzyć się z samym sobą, wygrać walkę ważniejszą od każdego meczu, w którym brał wcześniej udział. – Są w życiu chwile, gdy tęsknota za normalnością jest ogromna, kiedy szuka się jej niczym mitycznego kwiatu paproci. Wszystko, co miałeś do tej pory, jakby niknie w oczach, wessane nagle w czarną dziurę duszy. Bywają momenty, gdy pewne zdania, do których do tej pory podchodziłeś z dystansem, stają się boleśnie prawdziwe i nie jesteś w stanie się od nich uwolnić.

Gigi Buffon, człowiek który – jak mogłoby się wydawać –  ma wszystko czego można chcieć, popadł w depresję, która trwała ponad pół roku. Nie był zadowolony ze swojego życia i kariery. Przełożyło się to na jego formę piłkarską – na treningach nic mu nie wychodziło, był wystraszony, a gdy wychodził na boisko przed meczem, zaczynał się niekontrolowanie trząść ze strachu. Zbliżający się wyjazd na Mistrzostwa Europy w Portugalii napawał go przerażeniem. Na szczęście w porę się otrząsnął i zaczął rozmawiać o problemach z najbliższymi. W końcu trafił też pod opiekę psychologa. Ostatecznie poradził sobie z depresją podczas Euro 2004, w trakcie meczu Włochy-Dania zakończonego wynikiem 0:0. – Dziwny lęk i niepewność zniknęły w jednej chwili, i to właśnie tam, dokąd tak bałem się jechać. To uczucie nagłego oswobodzenia było niczym niebo przejaśniające się po burzy. Stałem w rzęsistym deszczu, w końcu jednak stanąłem w pełnym słońcu. Kiedy po meczu schodziliśmy do szatni, tylko ja się uśmiechałem.

8. Próba charakteru i gra na obrzeżach wielkiej piłki

Za to nad Turynem zaczęły się zbierać ciemne chmury. Po zakończeniu sezonu 2005/06 rozpoczął się skandal Calciopoli, w którego wyniku drużynie z Turynu odebrano dwa zdobyte Scudetto. – Z niebywałą łatwością odebrano mi część tego kim byłem i kim jestem. Zbyt łatwo – no ale takie właśnie są Włochy. Calciopoli pozbawiło mnie sukcesów, które mogłem osiągnąć w przyszłości, oraz dwóch, które osiągnąłem wcześniej. Przywiązano nas do pręgierza i ukazano opinii publicznej jako winnych. Bez zahamowań, bez jakiegokolwiek szacunku dla ludzkiej prywatności i godności. Bardzo uderzył mnie fakt, że proces odbywał się poza trybunami, a wyroki zapadały jeszcze przed orzeczeniem o winie.

Juventus zrzucono do Serie B, a być może najlepszy bramkarz świata stanął przed wyborem: grać w drugiej lidze lub odejść do czołowego klubu Europy. Trudno to zrozumieć, jednak właśnie w tamtym momencie w Buffonie wykształciła się lojalność i wierność wobec Juventusu, wyjątkowa więź łącząca z klubem tylko niektórych piłkarzy. Co jeszcze dziwniejsze, przed aferą nosił się on z zamiarem opuszczenia Turynu, by szukać nowych bodźców. Gra w Juve przestała być dla niego wyzwaniem, brakowało mu motywacji do dodatkowych wysiłków. – Mogłem odejść, a byłem pierwszym, który powiedział, że zostanie. Moja biało-czarna podróż, od zawodowego obowiązku po prawdziwe przywiązanie do klubu, dobiegła końca. Juventus pomógł mi zostać mistrzem świata i musiałem się wszystkim odwdzięczyć. Dokonałem właściwego wyboru.

I choć na kolejne Scudetto Buffon musiał czekać aż do 2012 roku, nie opuścił Turynu, pozostał wierny barwom Starej Damy. Nawet wtedy, gdy Juventus dwa razy z rzędu zajmował siódme miejsce w Serie A. Pierwszy tytuł zdobyty po relegacji do Serie B musiał Buffonowi smakować wyjątkowo.

9. Wyprawa po niemieckie złoto

Problemy klubu nie przeszkodziły zawodnikom Juventusu w rozegraniu doskonałych Mistrzostw Świata w 2006 roku. Na niemieckich boiskach Włosi imponowali świetną defensywą, i doskonałą organizacją gry. Buffon prezentował się wybornie – dość powiedzieć, że w czasie całego turnieju pokonać zdołali go tylko Zaccardo (samobójcza bramka) i Zidane, z rzutu karnego. Przed startem mundialu nikt nie postawiłby na pogrążonych w kryzysie  Włochów złamanego grosza, a jednak potrafili oni skoncentrować się na turnieju i dać z siebie wszystko.

W finale zmierzyli się z Francją, po regulaminowym czasie gry mecz zakończył się wynikiem 1:1, przy sporym udziale Buffona. W rzutach karnych Azzurri wygrali dzięki temu, że Trezeguet trafił w poprzeczkę. Jednak Gigi śmieje się, że będzie opowiadał wnukom o tym, jak to popularny Treze przestraszył się go i dlatego przestrzelił. Włosi zostali Mistrzami Świata, a Gianluigi mógł być z siebie dumny. Choć może nie w stu procentach.

Rzutu karnego nie wykonywał Zidane, który wcześniej opuścił boisko ze względu na czerwoną kartkę. – Byłem jedyną osobą na boisku, która widziała jak Zidane uderza Materazziego. Podbiegłem do sędziego liniowego i o wszystkim mu powiedziałem. Fakt, nie był to zbyt sportowy gest z mojej strony. To nie w moim stylu, dlatego nie jestem z niego dumny. Spowodowany był zbyt dużą presją, zbyt dobrze grającym Zizou. Zbyt trudna sytuacja naszej drużyny i zbyt duża pokusa, by dostał czerwoną kartkę. Nie potrafiłem tego powstrzymać.

10. O krok od Złotej Piłki

Nigdy nie zdobył Złotej Piłki, choć raz był bardzo blisko. Powtórzyłby wówczas wyczyn Lwa Jaszyna, póki co jedynego w historii bramkarza, który został wyróżniony tą nagrodą. Niestety, w 2006 roku Buffon przegrał rywalizację z Fabio Cannavaro, jednym ze swoich największych przyjaciół. – Wygrał jeden z nielicznych piłkarzy, z którymi utrzymywałem kontakt także poza boiskiem. Mój przyjaciel. Człowiek, z którym wiąże mnie szczególna więź. Dobrze się stało, że to właśnie jemu przyznano Złotą Piłkę, nawet jeśli ja nigdy nie będę miał już okazji jej zdobyć.

Michał Borkowski

 

Najnowsze

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...