Reklama

Spisane będą gwizdki i kartki – „poligonowy” ranking arbitrów

redakcja

Autor:redakcja

22 grudnia 2014, 12:04 • 8 min czytania 0 komentarzy

Jeden gwizdek wywołuje tysiąc gwizdów, jedno machnięcie chorągiewką – dwa tysiące przecinkowców warczących, jedna decyzja może decydować o trzech punktach, dwie-trzy o setkach tysięcy złotych i ligowym bycie. Najgorsze jest jednak to, że się człowiek z gwizdkiem może skichać z wysiłku, może na głowie stanąć i zjeść chorągiewki kolegów, może podejmować wyłącznie dobre decyzje, a i tak zawsze znajdzie się spora grupa kibiców, która będzie wiedziała swoje i „Pezetpeen, pezetpeen, cośtamcośtam pezetpeen” nawet jeśli powtórki czarno na byłym wykażą, iż.

Spisane będą gwizdki i kartki – „poligonowy” ranking arbitrów

Kocham moją pracę – mawiał Pan Sułek – Jest trudna i odpowiedzialna.

Kochajmy naszych sędziów – są trudni, ale na szczęście bywają także odpowiedzialni.

Oczywiście, arbiter podejmujący wyłącznie dobre decyzje to bajka o żelaznym wilku, śpiącej królewnie Marysi i siedmiu krasnoludkach, zjadających trzy świnki. Jeszcze się taki nie urodził i nawet wróżbita Maciej nie przewiduje wystąpienia podobnego przypadku w najbliższym stuleciu. Każdy sędzia jest tylko człowiekiem: tu się pomyli, tam nie zauważy, ówdzie odpuści, gdzieniegdzie wzruszy ramionami, bo mu zawodnik symulkami podpadł i skoro pedagogiczne pogaduszki nie pomagają, to może kopiący w sempiternę przeciwnik zaradzi…

Jedni sędziowie mylą się rzadziej, inni mylą się częściej, jednych można przyłapać na nieuwadze, innych na niestaranności, jeszcze innych na braku podstawowych umiejętności. Przyłapywaniem zajmuje się bliżej nieokreślone grono bliżej nieokreślonych fachowców, znane od kryptonimem „Kolegium Sędziów” i podobno nawet opracowuje wnioski w formie corocznego rankingu arbitrów. Ponieważ jednak Kolegium Sędziów na hasło „transparentność” dostaje ataku śmiechu, połączonego z wysypką – ranking ów traktowany jest jak coś pośredniego między baśnią o Kopciuszku a galopującym na Nessie Yeti: są jednostki, które znają kogoś, kto zna kogoś, kto słyszał, że ktoś widział.

Reklama

No to nie! Bez łaski! Sami sobie poradzimy! – pomyślał Głos Wewnętrzny… i w ten sposób narodził się „poligonowy” ranking arbitrów, który może nie jest precyzyjny merytorycznie…

„Jedni mylą się rzadziej, inni mylą się częściej, jednych można przyłapać na nieuwadze, innych na niestaranności, jeszcze innych na braku podstawowych umiejętności”? – zacytowała złośliwie Opinia Publiczna.

…ale za to jest jawny i każdy może go A) przeczytać, B) skrytykować, C) porównać z własnym, D) chrząknąć z zakłopotaniem, E) docenić, F) z niecierpliwością czekać na kolejną edycję, bo to przecież nie pierwsze wydanie owego i miejmy nadzieję, że nie ostatnie.

Zanim przekonamy, się, kto był najlepszym, a kto najgorszym arbitrem rundy jesiennej – w charakterze przedskoczka wystąpi garść cyferek oraz procentów. Sprawdźmy, kto gwizdał najwięcej spotkań, kto najczęściej sięgał po żółte i czerwone kartki, kto najczęściej dyktował rzuty karne. Takie małe uzupełnienie do podsumowania kategoryzującego ligowych sędziów, które ukazało się na „Weszło” parę dni temu.

Mecze rundy jesiennej gwizdało niewielu sędziów. Czemu na ekstraklasowych boiskach nie zobaczyliśmy Adama Lyczmańskiego, Sebastiana Jarzębaka, Tomasza Wajdy czy Pawła Pskita – łatwo można się domyślić, a czasem nawet westchnąć z ulgą. Czemu jednak Kolegium Sędziów zrezygnowało z usług Tomasza Wajdy, Jarosława Rynkiewicza i Tomasza Radkiewicza oraz czemu zastąpieni zostali akurat sędzią Złotkiem i sędzią Przybyłem – pozostaje słodką tajemnica przewodniczącego Przesmyckiego.

I czemu ciągle oglądamy sędziego Gila? – agresywnie zapytała Opinia Publiczna, wywołując entuzjastyczną reakcję licznie zgromadzonej na trybunach publiczności.

Reklama

152 jesienne mecze prowadziło jedenastu arbitrów. Tak naprawdę to dziesięciu – pan sędzia Stefański zagwizdał tylko w pięciu spotkaniach i tyleśmy go widzieli, w związku z czym trochę trudno go klasyfikować (5 na 19 to zaledwie jedna czwarta wszystkich spotkań). Najczęściej gwizdali sędziowie Marciniak i Frankowski – po osiemnaście spotkań, szesnaście razy biegali po ekstraklasowych murawach sędziowie Musiał i Raczkowski, a najrzadziej – poza wspomnianym sędzią Stefańskim oglądaliśmy Marcina Borskiego (dziesięć meczów).

Sędzia Borski występował rzadko, ale kiedy już występował, robił wiele, żeby zapaść w pamięć kibiców. Pokazał 53 żółte kartki, co może nie jest jakąś szczególnie wielką liczbą, ale kiedy 53 kartki podzielimy przez 10 spotkań, okaże się, że pan sędzia Borski średnią meczową ma najwyższą w lidze i nawet pan sędzia Frankowski, który żółtymi kartkami machał aż 85 razy ma słabszą (85 kartek w 18 meczach to tylko 4,72 kartki na mecz).

Pan sędzia Borski chyba nie ma wielkiego autorytetów u zawodników – mimo, że często ostrzegani „żółtkami”, faulowali się nadal i arbiter musiał sięgać po kartki czerwone. Pan Borski aż czterokrotnie wyrzucał zawodników z boiska. Zaszczytu tego dostąpili Bartosz Ślusarski, Piotr Tomasik, Adama Deja i Michał Masłowski, przy czym ten ostatni wyleciał nie za faul, ale za kwestionowanie autorytetu sędziego.

Czyli za niewinność – uznała Opinia Publiczna.

W klasyfikacji czerwonej drugie miejsce zajął – jak w przypadku klasyfikacji „żółtej” sędzia Frankowski, który odesłał do szatni aż sześciu zawodników, ale ponieważ uczynił to w 18 meczach – średnią ma wyraźnie niższą niż sędzia Borski (0,33 kartki na mecz wobec 0,40 sędziego Borskiego).

Nasz „ulubiony” arbiter niezły wynik wykręcił także w kategorii „rzuty karne” – cztery „jedenastki” w 10 spotkaniach dały mu średnią 0,40 karnego na mecz i drugie miejsce w tej klasyfikacji. Wygrał sędzia Jakubik ze średnią 0,43 (6 rzutów karnych w 14 spotkaniach). Sędzia Frankowski natomiast wypadł tutaj bardzo łagodnie – 2 rzuty karne w 18 meczach dały mu miejsce przedostatnie. Wyprzedził jedynie sędziego Kwiatkowskiego, który bardzo długo w rubryce „rzuty karne” miał okrągłe…

Obłe. Rzekłbym: jajowate – sprostował Głos Wewnętrzny.

…zero, a swojego pierwszego karnego podyktował dopiero w 58 minucie meczu 19. kolejki Lech-Lechia. Niestety, Kaspar Hamalainen nie docenił przełamania się arbitra i „jedenastkę” zmarnował w stylu smętnym.

Warto zauważyć, że bardzo złagodniał pan sędzia Marciniak – nazywany kiedyś „Mr Penalty” lub „Szymon Dwa Karne” w rundzie jesiennej sezonu 2014/2015 ograniczał się do napomnień, pouczeń, ironicznych spojrzeń i okrutnych komentarzy wygłaszanych scenicznym szeptem: czerwoną kartkę pokazał raz, rzuty karne dyktował trzykrotnie (średnia na mecz – 0,17 czyli niższa niż w przypadku sędziego Przybyła czy sędziego Złotka), po „żółtko” też sięgał raczej rzadziej niż częściej… Cóż, się ma prawdziwy autorytet – się nie musi stosować środków przymusu bezpośredniego.

Od rzemyczka do koniczka, od końca do końca owies, a od żółtych i czerwonych kartek przechodzimy do gwoździa programu czyli do rankingu arbitrów.

Zasady tradycyjne, choć budzące coraz większe kontrowersje – coraz częściej bowiem wyniki meczów wykrzywiają sędziowie liniowi, a obrywa się za nich głównym. Zatrzymana stuprocentowa kontra, bo się bocznemu spalony zwidział, bramka z dwumetrowego ofsajdu, puszczenie gry, gdy piłka wyraźnie opuściła plac – obiektywnie rzecz ujmując, trudno za takie wtopy winić sędziego głównego, który często jest od miejsca zdarzenia o jakieś circa about metrów oraz koma sześć. Ponieważ jednak „poligonowe” Houston nie zaimplementowało jeszcze oprogramowania do rozróżniania liniowych, a sędziowie główni często upierają się przy swoich bocznych (jak np. sędzia Musiał przy Sebastianie Musze) – wszystkie grzechy idą na konto arbitra z gwizdkiem. Trudno, życie nie jest sprawiedliwe, aczkolwiek pomysł, żeby głównych i bocznych oceniać osobno jest coraz bardziej kuszący i może niedługo doczekamy się jego realizacji.

Taryfikator – jak dotychczas. Poziom wyjściowy to zero dioptrii, za każdy błąd wpływający na wynik meczu – minus pięć dioptrii, za błąd w sytuacji, w której zagrożone jest zdrowie zawodnika – minus trzy dioptrie.

A jeśli następuje faul, po którym groźny zawodnik drużyny A (na przykład bramkostrzelny napastnik) musi zejść z powodu kontuzji, a sędzia zamiast wywalić agresora z czerwoną kartką, nie daje mu nawet żółtej? – zaciekawiła się Opinia Publiczna – Ile dioptrii wtedy? Liczymy jak faul czy jak wpływanie na wynik?

Raczej jak faul, choć są przypadki, w których sędzia dostaje minus pięć dioptrii. Zależy od kontekstu.

Jak to od kontekstu? – Opinia Publiczna była oburzona – Przepisy, wytyczne, precyzja…

Mhm, i Pansławek idący na czołowe zderzenie interpretacji z przewodniczącym Przesmyckim, a pomiędzy nimi arbiter, o którego decyzję obaj panowie się kłócą, zdziwiony bardzo wyjaśnieniami, bo on swoją decyzję podejmował na podstawie jeszcze innego przepisu i zupełnie innych wytycznych. Trudno-darmo – gdzie w sporcie decydujący jest czynnik ludzki, tam zawsze będzie pole do różnic i sporów, które często zależą od czynników niekoniecznie merytorycznych. Prawda, drodzy kibice?

Pozostałe „grzechy meczowe” wyceniane były bez specjalnego czepiania się, bez wyliczania każdego „a tu powinien być wolny!”, „a tam chyba zabrakło szesnastu milimetrów do autu”. Punktacja była jawna, po każdej kolejce podawana do wiadomości publicznej i poddawana przez czytelników „Poligonu” weryfikacji tudzież krytyce, a reklamacje wielokrotnie uznawano.

Żeby w czasie rozgrywek nie sugerować się bieżącymi wynikami, dioptrie pododawałem dopiero po ostatniej kolejce i… i tradycyjnie lekko zdębiałem. Sędzia Kwiatkowski tak nisko? Sędzia Jakubik tak wysoko? Raz zdębiałem ciężko i zacząłem się sam ze sobą kłócić – zaskoczyła mnie bardzo pozycja sędziego Musiała. Zerknięcie w notatki meczowe wykazało jednak, że oceny nie wzięły się z powietrza: sędzia Musiał przez całą rundę miotał się między przyzwyczajeniami, a wytycznymi, między przepisami, a pragnieniem zachowania sympatii piłkarzy, do tego bardzo słaba forma jego liniowych… i co najmniej pięciokrotnie Tomasz Musiał wykrzywił wynik meczu, a gdyby się uprzeć, to można by znaleźć jeszcze szóste spotkanie, w którym decyzje arbitra w jakiś sposób odbiły się na wyniku. A to tylko najpoważniejsze zarzuty – lżejszych znalazłoby się jeszcze więcej.

Wygrana sędziego Marciniaka chyba nikogo nie dziwi – równą formę trzyma od lat, rzadko schodzi poniżej przyzwoitego poziomu, a jeśli nawet zejdzie(w rundzie jesiennej zdarzyły mu się trzy fatalne mecze), w następnych spotkaniach tak bardzo błyszczy fachowością, jakby chciał się zrehabilitować za popełnione w poprzednim meczu błędy.

Niska pozycja sędziego Gila także nie jest zaskoczeniem, choć trzeba zauważyć, że jego sposób prowadzenia meczów sam w sobie nie jest taki zły… dobra: aż taki zły… i gdyby tylko zdjąć mu z linii sędziego Sadczuka, lubelski sędzia główny mógł skończyć rundę na miejscu siódmym lub nawet szóstym.

Że sędziowie Przybył i Złotek wypadli przeciętnie – żadna niespodzianka, ale „przegrana” Tomasza Kwiatkowskiego z Krzysztofem Jakubikiem i Bartoszem Frankowskim już tak. Przynajmniej dla mnie, bo gwiżdżącego drugi sezon w Ekstraklasie drągala z Warszawy polubiłem w zeszłym sezonie i wydawało mi się, że jesienią bieżącego sezonu nie wypadł tak słabo, jak wypadł. Ale kimże jestem, żeby kłócić się z cyferkami?

Zwłaszcza, że sam te cyferki przyznawałem.

W oczekiwaniu na święta, Nowy Rok i powrót Ekstraklasy, „Poligon” życzy wszystkim arbitrom udanych obozów przygotowawczych, wyrozumiałych egzaminatorów, dużo słońca, złotego piasku na plaży i stopy wody od „Kill’em All”, sędziemu Marciniakowi – awansu do grupy UEFA Elite, a sędzi Monice Mularczyk – jedynemu polskiemu arbitrowi w tej kategorii – sukcesów na niwie i na murawie.

Andrzej Kałwa

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...