Reklama

Co to za drużyna i co zrobiliście z prawdziwym Milanem?

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

15 grudnia 2014, 00:02 • 6 min czytania 0 komentarzy

Przed szlagierem tej kolejki Serie A, w który zmierzyły się ze sobą Milan i Napoli można było mieć różne przeczucia. Jednak chyba nikt nie spodziewał się, że gracze z Mediolanu rozegrają tak wspaniałe zawody.

Co to za drużyna i co zrobiliście z prawdziwym Milanem?

Ciężko było uwierzyć, że tą drużyną biegającą w czerwono-czarnych strojach naprawdę jest Milan. Piłkarze Inzaghiego grali z polotem, nieustannie forsowali tempo i nawet na chwilę nie ograniczali się do bronienia wyniku. Najbardziej imponował Menez – gdyby oglądać to spotkanie z odpowiedniej odległości to momentami mogłoby się wydawać, że Milan zdołał na to jedno spotkanie sprowadzić do siebie Leo Messiego. Francuz bez najmniejszych problemów ośmieszał obrońców Napoli i wychodziło mu praktycznie każde zagranie.

Ciężko powiedzieć co wywołało taki nagły skok jakości w grze mediolańczyków. Możliwe, że był to efekt powrotu do składu Montolivo, który dawał Rossonerim to, czego tak często brakowało im w poprzednich meczach – świetnie regulował tempo akcji, wiedział kiedy trzeba przyspieszyć, a kiedy zwolnić.

A Napoli? Też miało swoje sytuacje, jednak ewidentnie odstawało dzisiaj od Milanu. Nie jest to żaden wstyd – tak grającemu Milanowi niewiele drużyn byłoby w stanie dotrzymać tempa.

Reklama

Juventus znów gubi punkty, słodka zemsta Gabbiadiniego

O tym, że Starej Damie nie będzie łatwo wygrać z Sampdorią było wiadomo już przed meczem – genueńczycy po raz ostatni przegrali w październiku. Tym bardziej dziwić mogło to, co działo się trakcie pierwszych 45 minut.

Piłkarze Sampdorii wyglądali tak, jakby odwiedzili ich kosmici z ‘Kosmicznego Meczu’ – w ich grze nie było nawet odrobiny jakości. Bramkę dla Juve już w 12. minucie strzelił Evra i wyglądało na to, że goście zostaną srogo obici. To co zaprezentowała Sampdoria najlepiej podsumowuje zachowanie ich prezydenta, Massimo Ferrero – był tak zażenowany grą swojej drużyny, że już w 35. minucie opuścił lożę honorową. Pewnie uznał, że na trzeźwo nie da się tego oglądać i postanowił odwiedzić klubowy bar.

Jednak wraz z gwizdkiem rozpoczynającym drugą połowę piłkarzom Sampdorii niespodziewanie wróciły siły i umiejętności. W obronie w końcu zaczęli pokazywać, że nie przez przypadek tylko Juve straciło w tym sezonie mniej bramek, a z przodu błysnął Manolo Gabbiadini, który w swoim stylu huknął zza pola karnego po długim słupku. Buffon wyciągnął się jak struna, ale równie dobrze mógł nie reagować – to był strzał z gatunku tych nie do obrony. A Ferrero chyba naprawdę co nieco sobie wypił, ponieważ zareagował na tę bramkę… błogosławiąc Gabbiadiniego.

Młodemu Włochowi musiała ta bramka smakować naprawdę wyjątkowo – Bianconeri, posiadający połowę jego karty, uznali w zeszłym tygodniu, że napastnik Sampy jest im zbędny i postanowili sprzedać go do Napoli. Odwdzięczył się przerywając trwającą od 11 maja 2013 roku serię 25 ligowych zwycięstw Juventusu na własnym stadionie.

Reklama

Zamieszanie z Tottim, kolejny popis Nainngolana

W drugim meczu na szczycie tabeli Serie A Roma mierzyła się z Genoą i zdawała sobie sprawę z tego, że znowu ma szansę nadrobić stratę do liderującego Juventusu. I w przeciwieństwie do poprzedniej kolejki, tym razem rzymianie nie zmarnowali nadarzającej się okazji.

Mecze przeciwko Genoi nie należą w tym sezonie do najłatwiejszych, jednak Mattia Perin postanowił ułatwić Wilkom zdobycie trzech punktów. Po bezsensownym faulu bramkarz Grifone zobaczył czerwoną kartkę, a jego miejsce między słupkami zajął Eugenio Lamanna, który choć został kupiony przez Genoę już w 2008 roku, to na swój debiut musiał czekać do dzisiaj.

I trzeba przyznać, że rozpoczął całkiem konkretnie – obronił rzut karny wykonywany przez Ljajicia. Niestety mniej szczęścia miał kilka minut później, gdy po świetnej akcji Maicona strzał nożycami oddał Radja Nainggolan – i szczerze mówiąc dobrze, że mu się nie udało. Bronienie takich strzałów powinno być uznawane za grzech.

Roma robiła co mogła by powiększyć przewagę, jednak marnowała jedną sytuację po drugiej. Gervinho powinien pójść śladem Beckhama i wypuścić film instruktażowy. Tyle, że zamiast ‘Podkręć jak Beckham’ powinien go zatytułować ‘Spudłuj jak Gervinho’ – gracz Romy jest naprawdę świetnym piłkarzem, ale ilość marnowanych sytuacji co bardziej wrażliwych kibiców może przyprawić o palpitacje serca.

Do ciekawej sytuacji doszło, gdy na boisko wchodził Francesco Totti – rzymianin odmówił Keicie przejęcia opaski kapitana, a masa ludzi uznała to za… przejaw rasizmu. To fascynujące jak niewiele trzeba w dzisiejszych czasach zrobić, by zostać rasistą.

O co chodziło Il Capitano? Totti po prostu nie ma w zwyczaju przejmować opaski, gdy wchodzi na boisko z ławki – tak samo by zareagował, gdyby opaskę chciał mu wcisnąć De Rossi. No ale to tak to już jest, że niektórzy wszędzie widzą rasizm, nawet w tak absurdalnej sytuacji.

Jak nie grać w piłkę, czyli Parma kontra Cagliari

Jeśli ktoś zastanawiał się, czemu Parma i Cagliari są tak nisko w tabeli, to dzisiaj dostał wyczerpująca odpowiedź. Co prawda niskiego poziomu tego spotkania można było się spodziewać, ale wszystko wskazywało na to, że czego jak czego, ale bramek nie powinno zabraknąć – w końcu mierzyły się ze sobą dwie najgorsze defensywy Serie A.

Niestety, obie ekipy zafundowały nam zupełnie niestrawne 90 minut i stworzyły sobie zaledwie po jednej sensownej okazji do strzelenia bramki. Naprawdę blisko trafienia do siatki byli gracze Parmy – Diego Farias zdołał minąć Antonio Mirante, jednak jego strzał został wybity z linii bramkowej przez Jose Mauriego.

Naprawdę zastanawiające jest to, co dzieje się z drużyną Roberto Donadoniego. Poprzedni sezon zakończyli na 6 miejscu, a gdyby nie długi, piłkarze Parmy graliby w Lidze Europejskiej i aż strach pomyśleć jak bardzo mogliby się skompromitować. W przyszłym tygodniu klub obchodzi 101-lecie powstania i wbrew pozorom może mieć nadzieję na lepsze czasy – wszystko wskazuje na to, że Parma zostanie wykupiona przez nieznanego jeszcze rosyjskiego inwestora.

Smutny debiut Di Carlo, Fiorentina wciąż w gazie

Znacznie lepiej wypadło spotkanie Fiorentiny z Ceseną, choć na pewno tylko florentczycy będą je dobrze wspominać. Tak naprawdę ten mecz miał wszystko – ładne bramki, czerwoną kartkę i naprawdę głupi błąd bramkarza Violi. Swoją drogą Neto jest od jakiegoś czasu łączony z Liverpoolem, gdzie miałby zastąpić Mignoleta. Cóż… można powiedzieć, że ciągnie klauna do cyrku.

Dramatycznie zaczyna wyglądać sytuacja Ceseny – w ostatnich 9 spotkaniach udało im się zdobyć zaledwie 2 punkty, a ich gry póki co nie odmieniło zatrudnienie w roli trenera Domenico Di Carlo. Natomiast Fiorentina może się w ostatnich tygodniach podobać. Mimo sporych problemów w ofensywie – na kilka miesięcy wylecieli Giuseppe Rossi i bardzo utalentowany 21-letni Bernardeschi – Viola i tak regularnie punktuje. Pokonała Hellas Werona, Cagliari, zremisowała z Juventusem, a dzisiaj dołożyła przekonujące 4:1 z Ceseną – oby tak dalej, panie Montella.

Dinozaury nie przestają strzelać

Niby powinniśmy się już do tego przyzwyczaić, ale nadal zadziwia nas to jak dobrze radzą sobie w Serie A piłkarscy staruszkowie. Bo jak inaczej określić zawodników, którzy mają już na karku 37 lat i nadal śmigają wśród chłopaczków, którzy często mogliby być ich synami?

W meczu Parmy z Hellasem zmierzyło się ze sobą dwóch panów z rocznika 1977 – i co najlepsze, obaj strzelili po bramce. 201 gola w Serie A zdobył Di Natale, a po raz trzechsetny w karierze do siatki trafił Luca Toni. Może to tylko głupi sentymentalizm, ale mamy wrażenie, że tacy napastnicy już się nie rodzą i naprawdę będzie ich brakowało, kiedy zakończą kariery. A bardzo prawdopodobne, że rozgrywają właśnie swój ostatni sezon.

Najnowsze

Niemcy

Była gwiazda Bayernu: Neuer jest na tym samym poziomie co Messi

Maciej Szełęga
0
Była gwiazda Bayernu: Neuer jest na tym samym poziomie co Messi

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...