Reklama

Zero tolerancji. Koniec ultrasów w Hiszpanii.

redakcja

Autor:redakcja

01 grudnia 2014, 16:59 • 4 min czytania 0 komentarzy

Na chodniku w pobliżu rzeki Manzanares widnieje już niechlujny napis. „Tu został zabity Francisco Romero. Nie zapomnimy, nie wybaczymy”. W mediach przewija się ten sam temat – stadionowa chuliganka. „Marca” wypuszcza mapę los radicales w całym kraju, a media przepytują kolejnych świadków wczorajszych zamieszek niedaleko Vicente Calderón. Wśród polityków trwa niekończąca się debata. Co zrobić z chuliganami? Na ile pseudokibice mogą sobie pozwolić? A może w ogóle należy usunąć ich ze stadionów?

Zero tolerancji. Koniec ultrasów w Hiszpanii.

Francisco Javier Romero Taboada, pseudonim „Jimmy”, do tej pory znany był głównie galicyjskiej policji. Teraz kojarzy go każdy Hiszpan. Bardziej zorientowani wiedzą też, że Jimmy osierocił 19-letnią córkę i 4-letniego syna po tym, jak w niedzielę wybrał się z kumplami z Riazor Blues na ustawkę z Frente Atletico. Jimmy miał pecha. Zapędził się w kozi róg. Został zepchnięty w kierunku barierki. Dzielnie się trzymał, ale przyjął tyle ciosów, że wypadł. W wodzie – zanim wyciągnęli go strażacy – spędził ponad pół godziny. W międzyczasie dostał hipotermii i zatrzymało mu się krążenie. Urazowe uszkodzenie mózgu. Śmierć kliniczna. Po kilkudziesięciu minutach Jimmy zmarł.

FRENTE ATLETICO VS RIAZOR BLUES. EFEKT? ŚMIERĆ KIBICA

Całą scenę obserwował jeden ze strażników miejskich. Nie miał odwagi zareagować. Czekał na wsparcie, które pojawiło się dopiero po 15 minutach. – Kazali Jimmy’emu pływać. Nikt nie miał jaj, żeby mu pomóc – opowie dzień później jeden ze świadków. – To, co się wydarzyło, to najpoważniejsza tego typu sprawa od 16 lat – doda jeden z byłych członków Frente Atletico, odnosząc się do zabójstwa kibica Realu Sociedad przez bojówkę Riazor Blues. O tamtej historii śpiewa się na stadionach od ponad dekady. Wczorajsza walka na kije z połączeniem petard, rac i metalowych krzeseł z tarasów lokalnych restauracji też zbyt prędko nie odejdzie w zapomnienie.

Tym bardziej, że szykują się konkretne reperkusje.

Reklama

Główne pytanie brzmi: dlaczego mecz Atletico z Deportivo, przed/po którym musiało dojść do starcia ultralewicowców z ultraprawicowcami, nie został zakwalifikowany jako spotkanie wysokiego ryzyka wymagające dziesięć razy większej ochrony? Gdyby tak postąpiono – zdaniem madryckich władz – można byłoby uniknąć zamieszek w takiej skali. Służby odpowiedzialne za ochronę bronią się jednak, że nie wiedziały o przyjeździe ponad 200 kibiców z Galicji. Pytanie numer dwa – w jaki sposób ultrasi kupili bilety? I numer trzy – jakim cudem przejechali niezauważeni przez pół kraju? Jedni zrzucają winę na drugich. Wszyscy zostali jednak przechytrzeni za pomocą komunikatora WhatsApp, na którym zgadali się pseudokibice wsparci przez bojówki Rayo, Gijón i Alcorcón. Tam nikt nie zdołał ich namierzyć

Zrzut ekranu 2014-12-01 o 16.40.56

Na ogłoszenie alarmu było za późno. Prawo do odwołania meczu ma jedynie sędzia, gdy dochodzi do poważnych incydentów na stadionie. W tym przypadku mleko już się rozlało, a na Calderón słychać było jedynie asesinos, asesinos! Na domiar złego szef sędziów – jak sam twierdzi – dostał telefon na jedenaście minut przed rozpoczęciem spotkania. Gdyby je odwołał, doszłoby do – cytujemy – problemów z porządkiem publicznym. Jak jednak uniknąć tego typu sytuacji? Miguel Angel Gil Marin, prezes Atletico tłumaczy, że odebrał już 46 karnetów, ale przecież nie rozwiąże całej frakcji Frente Atletico. – Trudno mi zrozumieć, że ktoś przychodzi na mecz, by się bić. Nasze społeczeństwo jest chore. Niektórzy mają niewiele do stracenia. To problem edukacji. Nie można jednak generalizować. W grupie czterech tysięcy ludzi musi się znaleźć jakiś skurwysyn, zabójca i przestępca, który schroni się w anonimowości masy. 

Po zamieszkach w Madrycie zatrzymano już 21 osób. W czwartek ma dojść do spotkania władz federacji z władzami ligi. Miguel Cardenal, prezes Consejo Superior de Deportes podlegającego ministerstwu sportu zapowiada ostre cięcia. Wyeliminowanie grup ultras z piłki i jego otoczenia. – Przygotowujemy odpowiednią listę, by z nimi zakończyć – deklaruje. O to samo apeluje też większość dziennikarzy lub choćby Carlo Ancelotti. – Real długo pracował, by wyeliminować ten wrzód. To dobry przykład. Barcelona postąpiła tak samo. Wszystkie kluby mogą coś zrobić. We Francji bardzo dobrze radzą sobie z tym problemem. Radykalne grupy powinny zostać usunięte z futbolu – mówi szkoleniowiec „Królewskich”.

Na decyzje trzeba poczekać do czwartku. W hiszpańskiej piłce rozpoczyna się jednak wielkie czyszczenie. Cytując Javiera Tebasa, prezesa ligi – to koniec ultrasów. Zero tolerancji. Los radicales przechodzą do historii?

TOMASZ ĆWIĄKAŁA

Reklama


Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
10
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Hiszpania

Komentarze

0 komentarzy

Loading...