Reklama

Ostrowski się otworzył: marihuana była jego życiem

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

24 października 2014, 10:42 • 16 min czytania 0 komentarzy

– Między rozrywką a uzależnieniem jest cieniutka granica. Gdy zaczynasz zaniedbywać rodzinę, ważne sprawy i nie możesz żyć bez nałogu, stajesz się uzależniony. Ja po wypaleniu marihuany czułem się dobrze. Gdy nie byłem na haju, chodziłem zdenerwowany, źle mi było pośród ludzi. Żyłem w ciągłym napięciu. Jeśli środek psychoaktywny pozwala żyć tak jak chcesz, to już znaczy, że jesteś uzależniony – opowiada dziś na łamach „Przeglądu Sportowego” Krzysztof Ostrowski, piłkarz Śląska Wrocław. Zapraszamy na piątkową prasówkę.

Ostrowski się otworzył: marihuana była jego życiem

FAKT

Standardowo zaczynamy od Faktu – dziś pochwały dla Legii. Za grę obronną.

Piłkarze Legii pobili rekord w europejskich pucharach. Drużyna mistrza Polski nie straciła gola od 622 minut. W ostatnich sześciu spotkaniach Duszan Kuciak (29 l.) zachował czyste konto. Do tej pory najlepszym osiągnięciem stołecznego zespołu była passa z sezonów 1989/1990 i 1990/1991. Wtedy legioniści walczyli w rozgrywkach o Puchar Zdobywców Pucharów. Ekipa prowadzona przez Rudolfa Kaperę (76 l.) i Władysława Stachurskiego (†68 l.) zanotowała serię 617 minut bez utraty bramki. Zaczęła się ona od przegranego meczu z Barceloną (0:1), kiedy w 10. minucie gola dla zespołu z Katalonii strzelił Michael Laudrup (50 l.). W kolejnym sezonie legioniści nie dali się pokonać rywalom w pięciu spotkaniach. Sposób na Macieja Szczęsnego (49 l.) znalazł dopiero w 1/4 finału PZP napastnik Sampdorii Genua Roberto Mancini (50 l.). Mimo straty dwóch bramek Legia awansowała do półfinału, gdzie musiała uznać wyższość Manchesteru United. – Mieliśmy wtedy bardzo silny zespół. Po każdym kolejnym spotkaniu nakręcaliśmy się pozytywnie i zaszliśmy bardzo daleko – wspomina obrońca tamtej drużyny Marek Jóźwiak (47 l.). Czy teraz drużyna Henninga Berga (45 l.) jest w stanie powtórzyć wyczyn sprzed 23 lat? Defensywa mistrza Polski w Lidze Europy do tej pory była nie do przejścia.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

A obok już trochę mniej pochwał, bo mamy tekst o Ivicy Vrdoljaku, który nie będzie wykonywał jedenastek.

Trener Legii Henning Berg (45 l.) szuka nowego wykonawcy rzutów karnych. Ivica Vrdoljak (31 l.) w tym sezonie nie wykorzystał już trzech jedenastek. Chorwat dwukrotnie pomylił się w spotkaniu eliminacji Ligi Mistrzów z Celtkiem Glasgow (4:1), a w środowym spotkaniu Ligi Europy z Metalistem Charków jego strzał obronił bramkarz rywali Ołeksandr Horiajinow (39 l.). – Uderzyłem dobrze, tuż przy słupku, ale bramkarz po prostu wyczuł moje intencje – tłumaczył się kapitan Legii. Trener Berg poważnie zastanawia się nad wyznaczeniem nowego strzelca. – Porozmawiam na ten temat z Ivicą i podejmę decyzję – powiedział norweski szkoleniowiec. Do wykonywania rzutów karnych szykowani są: Łukasz Broź (29 l.), Ondrej Duda (20 l.) i Orlando Sa (26 l.). Broź był już zresztą wytypowany do karnego na rewanżowe spotkanie z Celtikiem. Wtedy jedenastki dla Legii nie było, a kolejny rzut karny zdecydował się wykonywać Vrdoljak. – W Widzewie regularnie wykonywałem jedenastki i pomyliłem się tylko raz. Jeśli trener mnie wyznaczy, to nie będę miał z tym żadnych problemów – deklarował Broź.

Poza tym:
– Smuda mówi, że na Brożka potrzeba dobrego bata
– W składzie Wisły zajdą wymuszone zmiany (kontuzje Głowackiego i Stępińskiego)
– W Bełchatowie jeszcze gorzej: kontuzja za kontuzją
– Działacze Lechii spotkali się z Monizem, ale on nowym trenerem nie zostanie

Image and video hosting by TinyPic

Dalej jeszcze jeden materiał do zacytowania – Ostrowski nie umiał żyć bez narkotyków.

– Pierwszy raz spróbowałem marihuany, mając 15 lat. Był pewien okres przyzwyczajenia do narkotyku, a później nie wyobrażałem sobie życia bez niego – zdradza Faktowi Krzysztof Ostrowski (32 l.). Piłkarz Śląska od 14 lat nie sięga po środki psychoaktywne i wyciągnął pomocną dłoń do ludzi, którzy nie radzą sobie z takimi problemami. „Ostry” w obecnym sezonie świetnie wywiązuje się z roli rezerwowego. Dla zespołu Tadeusza Pawłowskiego (61 l.) doświadczony zawodnik strzelił w tym sezonie dwa gole i zaliczył dwie asysty. Niezależnie od dobrych występów w ekstraklasie, piłkarz wie, co będzie robił po zakończeniu kariery. Cztery lata temu założył klinikę leczenia uzależnień „Mandala” w Mirkowie. (…) Urodzony we Wrocławiu „Ostry” ma za sobą burzliwy okres dojrzewania. – Byłem w pełni uzależniony od marihuany. Przez dwa lata dzień w dzień zażywałem środki psychoaktywne. Decyzja o porzuceniu nałogu dojrzewała we mnie długo. Pamiętam dokładnie, kiedy po raz ostatni zapaliłem trawę. Był to 25 maja 2000 roku, miałem 18 lat – dzieli się swoimi doświadczeniami Ostrowski. – Dziś już wiem, że jedynym czynnikiem, który pozwolił mi normalnie żyć, była piłka nożna. To zdecydowanie moja największa miłość w życiu, dzięki której mogę dziś żyć bez nałogu i robić to, co kocham – kończy „Ostry”, który pomaga walczyć z nałogiem swoim pacjentom.

Reklama

RZECZPOSPOLITA

Daleko do perfekcji – rzuca się w oczy jeden z tytułów. Myśleliśmy, że może to o Legii, że jej gra jest daleka od ideału albo jakiś element zapowiedzi Ekstraklasy, jednak nic bardziej mylnego. Tekst o lidze niemieckiej.

W sobotę polski mecz: Borussia Dortmund – Hannover 96, 
w niedzielę spotkanie na szczycie: Moenchengladbach – Bayern Monachium. – To ma być dla nas terapia – stwierdził po wyjazdowym zwycięstwie 4:0 nad Galatasaray Sokratis Papastathopoulos. Borussia przyzwyczaiła już kibiców, że w tym sezonie pokazuje dwie twarze. W Lidze Mistrzów nie straciła w trzech meczach punktu ani gola, w Bundeslidze nie wygrała od ponad miesiąca. Po ostatniej porażce z FC Koeln spadła na 14. miejsce, a dyrektor sportowy klubu Michael Zorc przyznał: – Znaleźliśmy się, być może, w najtrudniejszej sytuacji od lat. Nie boję się użyć słowa „kryzys”. Juergen Klopp, który po wpadce w Kolonii powiedział, że jego zawodnicy zaprezentowali futbol bezsensowny, ze Stambułu wracał uśmiechnięty, ale tonował nastroje. – Jeszcze daleko nam do perfekcji, wreszcie jednak zagraliśmy jak Borussia. Lepiej się broniliśmy, byliśmy skuteczniejsi w ataku, szybko strzeliliśmy bramki, ale i tak musieliśmy zachować czujność do samego końca. Pora zacząć grać podobnie w lidze. Nie dopuścimy już do porażek – obiecał trener Borussii. Czy sobotni mecz z dziesiątym w tabeli rywalem będzie początkiem wspinaczki na szczyt?

Jest też artykuł o lidze polskiej, ale ciężko coś z niego zacytować – w Chorzowie nowy trener, ale problemy te same.

GAZETA WYBORCZA

Zaczynamy tekstem o sekrecie sukcesu Legii. Czyli nie taka krótka laurka dla Henninga Berga.

Wystarczył rok, by piłkarze z Warszawy z najgorszego uczestnika fazy grupowej Ligi Europy urośli do jednego z najlepszych. Co się stało? (…) Co zmieniło się w Legii? Przede wszystkim trener. Henning Berg w grudniu zastąpił Jana Urbana. Nie budował Legii na zgliszczach. Choć poprzednik nie radził sobie w pucharach, to w lidze zostawił mu drużynę na pierwszym miejscu w tabeli – z pięciopunktową przewagą nad Górnikiem Zabrze. Berg przewagę podwoił, obronił mistrzostwo, ale każdy czekał na weryfikację jego pracy w pucharach. Efekt jest taki, że już można oswajać się z myślą, że Legia przetrwa w Europie do wiosny. – W poprzednim sezonie graliśmy bardziej ofensywnie, ale przegrywaliśmy. Teraz nauczyliśmy się grać na wynik, co w pucharach jest niezbędne – tłumaczy metamorfozę kapitan Ivica Vrdoljak. To kluczowa zmiana w stylu, ale zanim do niej doszło, przez dziesięć miesięcy zmieniło się znacznie więcej. Berg natychmiast zaczął wprowadzać nowe standardy. Całe dnie spędzane w klubie, odprawy taktyczne z podziałem na formacje, nagrywanie treningów – to zmiany codzienne, które teraz przynoszą efekt. W ekstraklasie nie jest bardzo widoczny, w pucharach już tak. Defensywę uszczelniła poprawa organizacji gry. Berg na każdym treningu konsekwentnie uczy współpracy tych samych zawodników – skupia się na asekuracji i przesuwaniu się w linii. Urban zbyt wiele czasu temu nie poświęcał. I częściej wymieniał obrońców, koncentrując się bardziej na wypracowaniu schematów w ataku. Piłkarze są pod stałą obserwacją. Każdy trening jest nagrywany, a potem analizowany. Robi to Goncalo Feio – 24-letni Portugalczyk, były trener roczników młodzieżowych Legii, którego Norweg zaraz po przyjściu wciągnął do swego sztabu. Feio przed każdymi zajęciami na Łazienkowskiej z małą kamerą wjeżdża windą na ostatnie, piąte piętro stadionu, skąd filmuje boczne boisko. Przygotowany materiał trafia do Berga, który po każdym treningu przeprowadza z piłkarzami indywidualne rozmowy. Recenzuje ich i mówi, co powinni zmienić. Do tego dochodzą odprawy z podziałem na formacje – oddzielnie z trenerami analizują grę obrońcy, pomocnicy i napastnicy.

Image and video hosting by TinyPic

Pierwsza dama Chelsea rządzi po cichu – Michał Szadkowski próbuje zdradzić cokolwiek o prawej ręce Abramowicza.

Władzę w liderze ligi angielskiej przejmuje podobno najpotężniejsza kobieta światowego futbolu i najbardziej zaufana doradczyni Romana Abramowicza. Podobno, bo o Marinie Granowskiej nie wiadomo niemal nic. – Bierz albo wyp… – miała powiedzieć 39-letnia Rosjanka do Johna Terry’ego, negocjując z nim latem przedłużenie kontraktu. Kapitan Chelsea oczywiście się zgodził, ona odniosła kolejny sukces – 34-letni stoper domagał się dwuletniej umowy, a dostał połowę krótszą. Granowska wkracza do akcji zawsze, gdy w grę wchodzą miliony funtów i przyszłość klubu. Formalnie nigdy nie odpowiadała za transfery, ale to ona ściągnęła na Stamford Bridge Fernando Torresa z Liverpoolu (za rekordowe 50 mln funtów) oraz Diego Costę z Atlético (32 mln) i wyciągnęła od PSG 50 mln funtów za Davida Luiza. Agenci i szefowie innych klubów twierdzą, że żaden ważny transfer bez niej się nie obejdzie. Granowska zatrudniała też trenerów Rafę Ben~teza i Roberto Di Matteo, wiosną 2013 r. jeździła do Madrytu, by wybadać, czy José Mourinho, duszący się na Santiago Bernabéu, jest gotowy na powrót do Londynu. I ściągnęła go z powrotem, choć jej koledzy – pamiętający, że Portugalczyk w 2007 r. rozstawał się z Abramowiczem w złej atmosferze – nie dawali jej szans na sukces. Wiadomo o niej tyle, ile sama chciała ujawnić, a ponieważ nie udziela wywiadów, to nie wiemy nawet, gdzie się urodziła. Strona Chelsea podaje, że ma rosyjskie i kanadyjskie obywatelstwo, w 1997 r. ukończyła Uniwersytet Moskiewski i została doradczynią Abramowicza w naftowym Sibniefcie. Gdy w 2003 r. rosyjski miliarder kupił Chelsea, Granowska przeprowadziła się do Londynu, by doglądać nowego interesu właściciela. Rok temu awansowała do zarządu, teraz ma zastąpić odchodzącego prezesa Rona Gourlaya. – Roman ufa jej bezgranicznie. Nie chce być celebrytką, ale nie ma wątpliwości, że to ona rządzi klubem – mówi anonimowo pracownik Chelsea w „London Evening Standard”. Według „Daily Telegraph” jeśli w klubie ktoś chce się skontaktować z Abramowiczem, musi się zgłosić do Rosjanki. A jeśli właściciel chce spytać trenera, dlaczego zawodnik X gra słabo, albo z czego wynika dobra forma piłkarza Y, to wysyła do szatni Granowską.

Całkiem ciekawy tekst. Kto tej historii nie znał , warto poznać.

SUPER EXPRESS

Superak zaczyna delikatnie, ale potem się rozkręca – na początek rozmowa z Kocianem. Nowy trener Pogoni mówi, że poradzi sobie z Małeckim.

Image and video hosting by TinyPic

Prezes Ruchu Grzegorz Smagorowicz zarzucał panu, że drużyna nie wytrzymuje spotkań kondycyjnie, a pan nie wie, jakie są przyczyny kryzysu. To chyba popsuło wasze relacje?
– Nie chce już mi się gadać na ten temat. Powiem tylko, że skoro w czwartek jak równy z równym graliśmy z Metalistem Charków, a w niedzielę z Lechią (3:3), to o jakich brakach kondycyjnych mówimy? Jak chce się kogoś uderzyć, to kamień zawsze się znajdzie.

Ruch przejmował pan po porażce 0:6 z Jagiellonią. Teraz trzeba reanimować „portowców” po 0:5 z białostockim klubem.
– Rzeczywiście, chodzi za mną ta Jagiellonia (śmiech). Trzeba szybko otrząsnąć się z traumy. Właściciele klubu postawili przede mną zadanie awansu do najlepszej ósemki. Będę chciał stawiać na młodych i sprawić, by Pogoń grała efektowny futbol.

W Chorzowie szybko pan znalazł wspólny język z drużyną. Ale w Pogoni musi pan rozbroić tykającą bombę, jaką jest Patryk Małecki. Wdowczyk miał z nim trochę problemów.
– Co to za drużyna, gdy są w niej tylko grzeczni piłkarze? Lubię trudne charaktery. Taki Patryk jest potrzebny w każdym zespole. Iskra nieprzewidywalności jest niezbędna, a to trener musi zadbać, by z tej iskry nie wybuchł pożar. Spokojnie, dam sobie radę.

Image and video hosting by TinyPic

Stronę dalej tabloid apeluje w sprawie Ivicy Vrdoljaka: Trenerze Berg, czy ty nie potrafisz walnąć pięścią w stół?

Trenerze Berg, co jeszcze musi zrobić Vrdoljak, żeby nie strzelać karnych? Trafić z 11 metrów w boczną chorągiewkę?!

Z kolei Sebastianowi Mili rośnie apetyt. Można zerknąć na rozmówkę.

Pamiętasz pierwszego gola w barwach Lechii?
– Trafiłem z… przewrotki. Byłem młody, szybki i takie cuda mi wychodziły (śmiech). Graliśmy w drugiej lidze z Radomskiem bijącym się o awans. Wygraliśmy 2:0, a w naszym zespole grał m.in. Daniel Weber, który później został moim agentem. To w Lechii zarobiłem pierwsze pieniądze – 400 zł miesięcznie. Wystarczało, bo nie miałem dużych potrzeb. Później dostałem podwyżkę o 200 zł.

Na każdy mecz wkładasz na prawą rękę opaskę w barwach Lechii. To talizman?
– Tak. Przynosi mi szczęście. Podarował mi ją przed laty kibic Lechii, z którym utrzymuję kontakt. Kiedyś zapytano, czy mógłbym sprzedać opaskę, ale nie ma takiej możliwości.

(…)

Czy Śląsk może namieszać w tej rundzie?
– Nie chcę składać deklaracji, ale trzecie miejsce nie jest przypadkowe. Jesteśmy na początku przemian i… bardzo głodni sukcesów. Wcześniej lubiłem podjeść, a teraz mam jeszcze większy apetyt, ale już tylko na wygrywanie (śmiech). I taki sam apetyt ma cały Śląsk.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Szybkie spojrzenie na okładkę.

Image and video hosting by TinyPic

Jako że dziś mamy piątek, to PS dołącza dodatek weekendowy. Już wiemy, że będzie co poczytać. Zanim jednak dochodzimy do dodatku, możemy trochę poczytać o Legii. Żeby nie dublować tekstów z Faktu, cytujemy jeden: Złoty chłopiec zaprogramowany na sukces. Czyli artykuł o tym, jak dobrym piłkarzem jest Ondrej Duda.

Ondrej Duda zachwyca w Legii. Idzie według ściśle określonego planu, a na końcu ma zarobić dla Legii miliony. Podobno kariery piłkarza nie da się zaplanować. Jego przykład udowadnia, że to nieprawda. Ondrej Duda. Złoty chłopak ze Słowacji, którego akcją i zdobytą bramką w meczu Legii z Metalistem zachwycamy się od dwóch dni. – Nie wiem, czy to bramka marzenie. Udało mi się przeprowadzić fajną akcję zakończoną golem. Dostałem piłkę, nie wiedziałem co z nią zrobić, zacząłem dryblować i jakoś tak wyszło – mówił pół żartem, pół serio po meczu z Metalistem (1:0). Decyzja w gabinetach włodarzy Legii, że klub powalczy o tego chłopaka z Koszyc, zapadła pod koniec poprzedniego roku. Od tej chwili mistrzowie Polski mieli plan nakreślony przez Michała Żewłakowa i Dominika Ebebenge. Ondrej i jego ojciec zaufali im bezgranicznie. Dostali rozpisany plan wprowadzania młodego Dudy do zespołu, progresywny kontrakt, na mocy którego pensja zawodnika wzrasta w każdym z kolejnych sezonów spędzonych przy Łazienkowskiej (zaczynał od 4 tys. euro miesięcznie). Tak im się to spodobało, że byli gotowi czekać pół roku do wygaśnięcia kontraktu w Koszycach, co w praktyce oznaczało sześć miesięcy bez porządnego treningu. Kiedy przebąkiwano o transferze do Napoli (jeszcze gdy Duda grał w Koszycach) czy innych drużynach z wyższej półki, piłkarz stanowczo odrzucał możliwość przejścia tam. Jego koledzy z reprezentacji młodzieżowej próbowali sił w topowych klubach i przepadali. Ondrej potrafił wyciągnąć wnioski. Duda całkowicie zaufał Legii. Rozstał się z menedżerem, rozwój swojej kariery powierzył działaczom stołecznej drużyny. Ustalił razem z osobami odpowiedzialnymi, że co najmniej do końca sezonu 2014/15 nie rusza się z Warszawy. To dlatego odrzucane są wszystkie oferty, jak ta opiewająca na 3 mln euro z Anderlechtu Bruksela. Legioniści już wiedzą, że na Dudzie zarobią dużo większe pieniądze.

Image and video hosting by TinyPic

Dzisiejszy materiał numer 1 w polskiej prasie to ten o Krzysztofie Ostrowskim – Kiedyś marihuana była jego życiem. Spójrzmy na ten tekst raz jeszcze.

– Dziś już wiem, że jedynym czynnikiem, który pozwolił mi normalnie funkcjonować, była piłka nożna. To zdecydowanie moja największa miłość w życiu, dzięki której mogę dziś żyć bez nałogu i robić na co dzień to, co kocham. Słyszałem głosy, że od marihuany nie można się uzależnić. Ten środek psychoaktywny to sposób na odreagowanie. Pijąc dwa, trzy piwa dziennie też popada się w nałóg – mówi Ostrowski, zaznaczając jak uświadomić sobie uzależnienie. – Między rozrywką a uzależnieniem jest cieniutka granica. Gdy zaczynasz zaniedbywać rodzinę, ważne sprawy i nie możesz żyć bez nałogu, stajesz się uzależniony. Ja po wypaleniu marihuany czułem się dobrze. Gdy nie byłem na haju, chodziłem zdenerwowany, źle mi było pośród ludzi. Żyłem w ciągłym napięciu. Jeśli środek psychoaktywny pozwala żyć tak jak chcesz, to już znaczy, że jesteś uzależniony – dodaje Ostrowski, który jako pierwszy z zawodników ekstraklasy przyznał się do uzależnienia od marihuany. – Najpopularniejszym nałogiem wśród piłkarzy jest hazard, ale nie wydaje mi się, żeby był to większy odsetek niż w innych grupach zawodowych. W piłce nie ma dużo hazardzistów. Mechanizmy przy walce z każdym nałogiem są bardzo podobne, a jednym z ważniejszych czynników są doświadczenia z dzieciństwa. Jeśli ktoś ma szczęśliwą rodzinę, to jest mu zdecydowanie łatwiej wrócić na właściwe tory. Problem, jednak pojawia się wtedy, gdy zwalczysz nałóg, a za drzwiami nikt na ciebie nie czeka. Hazard jest w tym wypadku najbardziej wyniszczający. Początkowo tracisz własne pieniądze, później zapożyczasz się u rodziny i bliskich, aż w końcu ci ludzie odwracają się od chorego. Efektem finalnym najczęściej jest samobójstwo – dzieli się doświadczeniami Ostrowski, którego do ruletki nigdy nie ciągnęło. – Zapamiętałem ważną radę ojca. Powtarzał mi, żebym nigdy nie grał w karty na pieniądze i jakoś do hazardu mnie nie ciągnęło – dodaje piłkarz. Pytany, czy w jego klinice leczyli się już sportowcy, odpowiada że jedynie ich rodziny. Jeden z zawodników ekstraklasy mógł udać się na leczenie, ale ostatecznie odmówił.

Image and video hosting by TinyPic

Przeglądamy kolejne strony, patrząc co ciekawego w gazecie:
– „Biało-zielony Mila”, czyli piłkarz Śląska wraca do Gdańska
– Powrót Ślusarskiego do składu nie rozwiązuje problemów Bełchatowa
– Cracovia z meczu na mecz coraz silniejsza
– Vassiljev coraz bliżej pierwszego składu Piasta

Do zacytowania z całą pewnością nadaje tekst duetu Olkowicz-Wołosik, który przedstawia alfabet Jagiellonii.

L jak luz
Był potrzebny Maciejowi Gajosowi, żeby wreszcie pokazać pełnię umiejętności. Pomocnik trafił do Jagiellonii latem 2012 roku z Rakowa Częstochowa z opinią wyjątkowego talentu, ale przez dwa lata pokazywał tylko jego przebłyski. W tym sezonie ustabilizował formę, na tyle, że Probierz poleca go do reprezentacji. – Zrobił nieprawdopodobny postępy, z czystym sumieniem proponuję Adamowi Nawałce wziąć go pod rozwagę – mówi trener. Gdyby Gajos zagrał w biało-czerwonych barwach, byłby ósmym jagiellończykiem, któremu to się udało. Przed nim byli Jacek Bayer, Kamil Grosicki, Grzegorz Sandomierski, Tomasz Kupisz, Jakub Słowik, Michał Pazdan i Dawid Plizga. Byli też wychowankowie Jagi powoływani do kadry z innych klubów: Daniel Bogusz, Marek Citko, Jacek Chańko, Tomasz Frankowski, Mariusz Piekarski i Radosław Sobolewski.

M jak Myśliwi
Myśliwi-menedżerowie od dawna polują na Przemysława Mystkowskiego. Zdolny nastolatek już w poprzednim sezonie zadebiutował w ekstraklasie. Miał 16 lat i 36 dni. Dziś każdy polski menadżer chciałby mieć podpis na umowie z nastolatkiem lub jego ojcem. A to niełatwe. Mystkowski senior to człowiek o twardych zasadach. Myśliwy. – Przemek był dwa razy ze mną na polowaniu, ale go to nie wciągnęło – opowiada.

N jak Niezniszczalny
Sebastian Madera. Twardziel. Dwa razy leczył złamaną nogą i zawsze wracał silniejszy. Do Jagiellonii chciał go już sprowadzić Czesław Michniewicz, udało się dopiero Probierzowi. Znał obrońcę z ich poprzedniego klubu, Lechii Gdańsk, wcześniej spotkali się w Widzewie. Gdy kilka lat temu Maderze złamano nogę na treningu w Łodzi, pierwszy pomocy udzielał mu właśnie Probierz. – Sebastian bardzo cierpiał. Na widok jego nogi kilku chłopakom zrobiło się słabo, część uciekła do szatni – wspomina trener Jagiellonii, który zasłaniał Maderze oczy, by nie patrzył na kość wiszącą na skórze. Dziś ten zawodnik po przejściach to dowódca obrony Jagiellonii. Wystarczyło, że zabrakło go w trzech meczach, a białostoczanie stracili w nich dziewięć goli.

Image and video hosting by TinyPic

Dobra, żeby nie przesadzić – przytoczmy jeszcze tylko rozmowę z Marcinem Kamińskim.

Może w poprzednim sztabie Lecha zabrakło byłego świetnego piłkarza, który mógłby wam podpowiadać?
– To trudny temat… Wiem, że krążyła taka opinia. Może faktycznie była prawdziwa? Choć z drugiej strony był też okres, kiedy u trenera Rumaka zrobiłem ogromny postęp. Dopiero potem był moment, że to wszystko stanęło.

(…)

Jest pan odporny na krytykę? Bo zebrało się jej dużo, nieprzychylnych komentarzy nie brakowało. Na przykład że ma pan złą sylwetkę.
– Jestem raczej gruboskórny i gotowy na wszystko. Krytyka to nieodłączny element sportu. Wiem, że z jednej strony będzie fajnie, będą cię klepać po plecach, a drugiej te same osoby potem w te plecy potrafią wbić nóż. Weźmy przykład sylwetki. Jakoś przed EURO 2012 nikt tego tematu nie poruszał, prawda? Wtedy było wszystko cacy, bo sensacyjnie wskakiwałem do kadry. A przecież byłem niczym chucherko, dopiero nabierałem masy. Wystarczyło, że zacząłem słabiej grać, a już zostało to wyciągnięte. U nas tak już jest – kochamy prać brudy i je wywlekać w trudnym momencie.

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...