Reklama

Legia dostała trójkę do zera od Lechii. Tej z Tomaszowa Mazowieckiego…

redakcja

Autor:redakcja

19 października 2014, 00:53 • 3 min czytania 0 komentarzy

Jeżeli zamykasz tabelę trzeciej ligi i jedziesz na wyjazdowy mecz do rezerw mistrzów Polski, którzy akurat wystawiają skład mocniejszy niż w kilku przypadkach w Ekstraklasie, to… Z jednej strony się cieszysz, ponieważ już raczej nigdy nie zagrasz w bardziej doborowym towarzystwie, lecz z drugiej – kierujesz modlitwy, aby nie skończyło się dwucyfrówką. Zawodnicy Lechii Tomaszów Mazowiecki znaleźli jednak inne rozwiązanie – pyknęli wielkiego faworyta trójkę do zera.

Legia dostała trójkę do zera od Lechii. Tej z Tomaszowa Mazowieckiego…

Jałocha – Misiak, Rzeźniczak, Wieteska, Hołownia – Bielik, Pinto – Kosecki, Szwoch, Ryczkowski – Saganowski.

Czy da się na czwartym poziomie dostać u siebie 0:3, występując w takim zestawieniu? Przecież chociażby na Koronę Kielce trener Berg wybrał słabszą personalnie jedenastkę…

U nich w ataku biegał Brazylijczyk Jardel – zwróci uwagę ktoś pragmatyczny. Jest tylko jedna subtelna różnica: poprzednio grał nie w Porto, a w Orkanie Buczek, sieradzka liga okręgowa.

Niebywałe, zwłaszcza że chłopaki z Tomaszowa jakoś nadzwyczaj nie wykazywali wiary w swoje – wątpliwe, mimo wszystko – umiejętności. Tyle że wtedy pomocną dłoń podał im sędzia, który najpierw – już w 3. minucie – wyrzucił Wieteskę z czerwoną kartką (za co?), po czym niedługo później odgwizdał rzekome przewinienie w polu karnym Rzeźniczakowi, co poskutkowało rzutem karnym. OK – żeby było jasne: przez te 180 sekund 17-letni stoper Legii popsuł trzy wcześniejsze kontakty z piłką, każdy mógł i powinien być lepszy, aż wreszcie sfaulował, jednak – bądźmy poważni – za takie coś z urzędu jest żółta, nic więcej. Z kolei co do Rzeźniczaka, to z perspektywy trybun jego jedyna wina polegała na tym, że biegł obok, starając się odebrać piłkę.

Reklama

Czyli 13. minuta, grasz jednego mniej i przegrywasz 0:1. Źle, wydawało się wręcz, że gorzej po prostu być nie może. I wtedy – tadaaaam – dwie kontry minuta po minucie. Pach, pach – i jest 0:3, a nie minęło 20 minut gry… Goście nagle uwierzyli, że są w stanie wykręcić wynik, o którym będą opowiadali przez lata jako najwspanialsze wspomnienie z czasów, kiedy „grało się”. Konsekwentnie bronili się, a w końcówce trzymali piłkę, wymieniając kilkanaście kolejnych celnych podań i – co szokujące – zdobywając teren. Mało tego, tak sobie poklepali, że od razu stworzyli setkę, trafili w słupek. Mówić wprost: w tej jednej akcji osiągnęli więcej niż Legia przez cały mecz.

Jałocha: przy straconych bramkach raczej bez szans, natomiast ze dwa wybicia jak paralityk.

Misiak: do przedostatniej minuty grał poprawnie, ale wciąż co najwyżej przeciętnie.

Rzeźniczak: wyglądał na zdziwionego.

Wieteska: od pewnego czasu wyraźnie pod formą. Pechowiec wieczoru.

Hołownia: reprezentant Polski U-17 był objeżdżany jak palma na rondzie de Gaulle’a.

Reklama

Bielik: Nie unikał gry, ale to nie był jego dzień.

Pinto: Wydawało się, że wreszcie pogra jako główny rozgrywający. Od 20. minuty… stoper!

Kosecki: Troszkę pobiegał i jeszcze przed przerwą zjazd do zajezdni. Kontuzja.

Szwoch: Parę razy zademonstrował swoją technikę, lecz nie przełożył jej na liczny.

Ryczkowski: W takiej formie ktoś mu robi krzywdę, że gra.

Saganowski: Oj, no… nie pomógł. Prędzej przypominał kogoś, kto strzelił piwko niż sto goli w Ekstraklasie.

Jak więc widzicie, jedenastu chłopa się nie popisało. Co ciekawe, według protokołu szkoleniowcem Legii II był Jacek Magiera, aczkolwiek w praktyce z ławki drużyną dowodził Paco, asystent Berga. Ten zaś mecz oglądał z trybun, ale i o szatnię zahaczył. Taki trochę galimatias…

Fot. FotoPyK 

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...