Reklama

Szok, niedowierzanie. „Jesteśmy silniejsi od Niemców”

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

10 października 2014, 09:07 • 16 min czytania 0 komentarzy

– Siła! – lubi krzyczeć w swoich filmikach, które przyniosły mu ogromną sławę w polskim internecie kulturysta Robert Burneika (…) Nie oszukujmy się, waga i wzrost w piłkę nie grają. Liczą się przede wszystkim umiejętności piłkarskie, a te zwycięzcy mundialu w Brazylii prezentują na najwyższym poziomie. Ale selekcjoner biało-czerwonych szuka różnych rozwiązań, gdzie mógłby zdobyć choćby minimalną przewagę nad najbliższym rywalem. Reprezentanci podczas zgrupowania ćwiczą stałe fragmenty gry, przy których Polska może wykorzystać przewagę wzrostu i wagi, a co za tym idzie siłę – czytamy dziś na łamach Faktu i Przeglądu Sportowego. Na sportowych stronach dzienników wyraźnie czuć już, że od meczu eliminacyjnego dzielą nas już tylko godziny. Zapraszamy na nasz przegląd.

Szok, niedowierzanie. „Jesteśmy silniejsi od Niemców”

FAKT

Szok, niedowierzanie. Pierwsza strona piłkarskiego Faktu wita nas niespodziewanym nagłówkiem: „Jesteśmy silniejsi od Niemców”. Co się okazuje? Zagadka bardzo szybko zostaje rozwiązana. „Nad mistrzami świata górujemy wzrostem i wagą. Przewaga fizyczna może nam się przydać (…) Nasz zespół jest od niemieckiego o blisko dwa centymetry wyższy i dwa kilogramy cięższy”.

Adam Nawałka przed meczem z Niemcami dał swoim podopiecznym wolne popołudnie. Zawodnicy skrzętnie z niego skorzystali. Niektórzy zawodnicy spędzili czas w hotelu ze znajomymi, Łukasza Teodorczyka odwiedził jego menedżer, jako pierwszy z hotelu wymknął się Wojciech Szczęsny.

Reklama

Łukasz Szukała przestrzega: Musimy grać z głową!

Czy zna pan kogoś z reprezentantów Niemiec?
– Poznałem Schweinsteigera, ale jego akurat w meczu z nami zabraknie. Kiedy grałem w TSV Monachium, „Basti” miał tam kolegę. Widywaliśmy się czasem, ale wymiany zdań były raczej kurtuazyjne: „Cześć, co u ciebie?”. Lepiej znam jego brata, Tobiasa, piłkarza drugiej drużyny Bayernu. Spotkaliśmy się na urlopie, na Ibizie, zjedliśmy tam wspólnie kolację czy pograliśmy w tenisa.

Śledzicie, co się dzieje w kadrze Niemiec? Każdego dnia wypada zawodnik.
– Płacą cenę za krótkie urlopy po mistrzostwach świata. Niektórzy z nich w zeszłym sezonie rozegrali po 60 meczów, a ich organizmy nie miały czasu się zregenerować. Sam zagrałem ponad 50 spotkań, bo Steaua, zanim awansowała do Ligi Mistrzów, musiała rozegrać sześć meczów w kwalifikacjach. Z tym że miałem dłuższe wakacje. Wielu trenerów zwraca uwagę, że tych meczów zrobiło się za dużo, niedawno mówił o tym Guardiola. Niemcy wygrali finał z Argentyną, dostali dwa tygodnie wolnego i do roboty. Nikt już nie pamięta, że ktoś jest mistrzem świata, od pierwszego dnia przygotowań musi grać dobrze, bo inaczej jest krytyka. To dlatego tak wielu ich piłkarzy wypadło na mecz z nami.

Niemcy prawdopodobnie zagrają z fałszywą dziewiątką, Mario Goetze. Jaka to różnica dla środkowego obrońcy?
– Wiele drużyn już tak gra. To nic nowego, że napastnikiem może być nawet boczny obrońca. Trzeba zachować koncentrację i grać kolektywnie.

Reklama

Trzecia strona to fotostory z Robertem Lewandowskim i jego żoną. Nie ma sensu cytować.

Michał Probierz poleca do kadry Macieja Gajosa.

– Po odejściu Quintany chłopaki z chęcią biorą większą odpowiedzialność na siebie. Wierzę, że Maciej Gajos w najbliższym czasie zadebiutuje w reprezentacji Polski. W ostatnich miesiącach zrobił niesamowite postępy. Polecam z czystym sumieniem wziąć go pod rozwagę. Od dłuższego czasu jest w wysokiej formie – mówi trener jagiellończyków Michał Probierz.

Zaś ostatni z tekstów – o zawodniku Ruchu – zaczyna się od słów „Cóż to za niepoważny facet…”.

Senad Karahmet, który jeszcze nie zadebiutował w Ruchu, opuścił zespół na kilka dni z powodu wesela w Bośni, przez co nie miał czasu na spotkanie się z nowym trenerem Waldemarem Fornalikiem (…) Wydawało się, że zmiana szkoleniowca może być dla niego szansą, ale tymczasem jego sytuacja może jeszcze się pogorszyć. W weekend, jeszcze za zgodą trenera Kociana, Senad wyjechał do Bośni na wesele. Nie wiadomo jednak czyja to uroczystość, ani jak długo piłkarz będzie przebywał w ojczyźnie. Wiadomo tylko, że piłkarza wciąż nie ma w Chorzowie i że taka sytuacja niezbyt podoba się trenerowi Fornalikowi. – Dziwne, że zawodnik, który walczy o miejsce w kadrze meczowej, wyjeżdża w trakcie sezonu na tak długo na wesele – stwierdził były selekcjoner.

GAZETA WYBORCZA

Na łamach Wyborczej dziś cisza i spokój. Najpierw krótko o skazaniu Janusza Wójcika.

Za cudotwórcę się nie uważam. Ale przyznam: lubię takie wyzwania – mission impossible – mówił Wójcik, gdy w 2004 r. w trakcie sezonu został trenerem Świtu Nowy Dwór Mazowiecki. – W Nowym Dworze sprawy stoją na ostrzu noża, ale władze Świtu i miasta przekonały mnie, że jest mobilizacja w mieście i klubie, że zrobią wszystko, co do pozostania w ekstraklasie konieczne. I poprosili o pomoc, więc pomagam. To była oficjalna wersja szkoleniowca. Przeznaczona dla mediów i kibiców. W klubowych kuluarach w chwilę po zatrudnieniu Wójcik miał powiedzieć do prezesów Świtu: – Tu nie ma co trenować. Tu trzeba dzwonić. Dzwonić do odpowiednich osób zajmujących się ustawianiem meczów za łapówki. Przede wszystkim Ryszarda F. ps. Fryzjer, który korumpował sędziów piłkarskich, oraz Krzysztofa P., wpływowego obserwatora Polskiego Związku Piłki Nożnej. Świt rozpaczliwie bronił się przed degradacją z ekstraklasy. Po 17 kolejkach miał tylko 8 punktów i zajmował ostatnie miejsce w lidze. Pierwszy mecz pod wodzą Wójcika Świt wygrał z Odrą Wodzisław 3:1, mimo że do przerwy przegrywał 0:1. – Wszystko dzięki Bogu – mówił strzelec dwóch goli Branko Rasić. – Zmiana trenera coś dała, bo wygraliśmy mecz, co do tej pory rzadko się zdarzało. Zagraliśmy przede wszystkim skutecznie – dodawał kapitan Świtu…

Kto zastąpi piłkarza, którego nie ma – nad tym w kontekście obsady lewej strony reprezentacyjnej defensywy zastanawia się Michał Szadkowski. Kolejny rok mija, a pewniaka wciąż brak.

Bliżej występu z mistrzami świata jest Jędrzejczyk, ale kiedy Nawałka wysyłał powołania, największe szanse wydawał się mieć Sebastian Boenisch. Teoretycznie 27-letni defensor powinien wyprzedzać kolegów o głowę, z Bayerem Leverkusen od dwóch sezonów gra w Lidze Mistrzów, w poprzednim sezonie zapracował na średnią 3,68 w magazynie „Kicker” (gdzie 1 oznacza klasę światową, a 6 – katastrofę). Poza meczem z Australią w 2010 r. Boenisch nigdy jednak w kadrze nie zbliżył się do poziomu klubowego, w poprzednich eliminacjach po jego błędzie gola strzelili amatorzy z San Marino. Ze spotkań z Niemcami i Szkocją (wtorek) wyeliminowała go kontuzja, więc selekcjoner wybiera między Wawrzyniakiem a Jędrzejczykiem. Pierwszy mówił kiedyś, że w reprezentacji „gra zamiast piłkarza, którego nie ma”. Trudno byłoby sobie przypomnieć jego świetny mecz w kadrze, wszyscy natomiast pamiętają, że gdyby trzy lata temu nie poślizgnął się w Gdańsku, Polska pierwszy raz pokonałaby Niemców (skończyło się 2:2). Wawrzyniak nie przekonał żadnego selekcjonera. Smuda uważał go za „drewnianego”, Fornalik pod koniec pracy zamiast niego wolał wystawiać Wojtkowiaka z drugoligowego TSV Monachium. Ale prędzej czy później 31-letni piłkarz Amkaru Perm do kadry wracał. – On nigdy się nie załamie, jest bardzo pracowity. Nie będzie rządził w szatni, ale zna swoją wartość, jest pewny siebie – opowiada były trener Wawrzyniaka. Jego przewagą nad Jędrzejczykiem jest to, że od lat gra na tej pozycji. Tak było w Legii, reprezentacji i dziś w Amkarze. Obrońca Krasnodaru na lewej stronie występuje incydentalnie, zazwyczaj biega na drugiej flance, ewentualnie w środku. W tym sezonie ani razu nie zagrał na lewej stronie defensywy, w poprzednim zdarzyło się to tylko dwa razy. – Na lewej obronie czułbym się normalnie, zdarzało mi się już na niej występować. Nie byłoby problemu…

SPORT

Okładka Sportu prezentuje się następująco:

O meczu z Niemcami naprawdę sporo do poczytania. Z dużych materiałów – na przykład wywiad z Jackiem Krzynówkiem, który w typowy sposób narzeka na polską mentalność.

Pojawiają się głosy, że mecz z Niemcami powinniśmy odpuścić, bo ważniejszy jest ten ze Szkocją. Gdy pan, były reprezentant, słyszy coś takiego to…
– Krew mnie zalewa. Każdy może myśleć, co chce, ale zanim powie coś głupiego, powinien się zastanowić. Jak oni to sobie wyobrażają? Że trener przyjdzie i powie: panowie, przeciwko mistrzom świata gramy na pół gwizdka, bo za kilka dni mamy Szkocję? Gdyby tak zrobił Beenhakker przed meczem z Portugalią, to… musiałbym użyć niecenzuralnych słów. Ktoś ma chyba nie po kolei w głowie.

Pan dwukrotnie grał przeciwko naszym sąsiadom.
– To był turniej, na nim każdy mecz jest przeżyciem. Oczywiście wspólna historia zawsze będzie przytaczana, ale w moim przypadku bardziej działał fakt, że grałem wtedy w Bundeslidze. Z tymi piłkarzami znaliśmy się z boiska. Dwa razy przegraliśmy, po prostu byliśmy słabsi. Ale podkreślanie, że to Niemcy nie ma sensu.

W tym tkwi nasz problem? Że jesteśmy w gorącej wodzie kąpani?
– Polska mentalność jest do kitu. Gdy przyjechałem do Niemiec była to pierwsza rzecz, jaka mnie uderzyła. Tam gdy wiesz, że w jakimś elemencie jesteś słaby, zostajesz po treningu. Bez marudzenia. Trenerzy też na tej podstawie wyrabiają sobie o tobie opinię. A w ekstraklasie każdy tylko myśli o tym, żeby po treningu zabrać torbę, wrócić do domu i pójść z dziewczyną do galerii handlowej I taki zawodnik chce później podbijać Bundesligę.

Na stronie trzeciej mamy analizę poszczególnych formacji polskiej kadry. O każdej z nich wypowiadają się tzw. eksperci. Kamil Kosowski narzeka, że nie umiemy rozgrywać i nie mamy playmakera z prawdziwego zdarzenia. Zwraca uwagę, że wreszcie musimy zacząć wykorzystywać Kamila Grosickiego – zwłaszcza jego gaz na skrzydle, bo „Grosik” nie ma takiej inteligencji boiskowej, by rozgrywać piłkę. Reszta dość przewidywalna. Paweł Kryszałowicz obawia się o samotność Lewandowskiego pod bramką rywali, a Zygmunt Anczok, że nasza defensywa nie jest wystarczająco dobrze skonsolidowana.

Można poczytać tekst o naszych poprzednich potyczkach z Niemcami, który uzupełniają krótkie rozmówki z ludźmi, którzy w przeszłości tego zaszczytu dostąpili. Jacek Bąk twierdzi, że Niemcy mają w dupie to, co sądzimy o ich problemach kadrowych. Fajną anegdotę opowiada też Piechniczek.

Pierwszy trening zarządziłem na niedzielny wieczór. Wcześniej zadzwonił jednak prezes Widzewa Andrzej Pawelec, prosząc o zwolnienie łodzian z tych zajęć. „Mamy takie małe garden party u mnie w ogrodzie, z okazji mistrzowskiego tytułu Widzewa”. Obiecuję, że chłopcy stawią się u pana o 22”. Zgodziłem się, trzeba być czasami człowiekiem. Ale minął uzgodniony termin, mijały kolejne godziny, a widzewiaków nie było. O 1:00 zadzwoniłem do prezesa PZPN-u. „Umywam ręce, ty decydujesz jako trener” – taki był przekaz od Mariana Dziurowicza. Łodzianie nie zdążyli nawet na śniadanie. Kiedy przyjechali o 10:30, właśnie wychodziliśmy na trening. Reszta kadrowiczów była mocno wkurzona, gdybym tylko rzucił hasło, pewnie by im wp… Wziąłem ich do pokoju, wyjaśniłem na czym polega problem i odesłałem do domów. Szum zaczął się natychmiast. Jako pierwszy zatelefonował Ludwik Sobolewski – prezes-legenda Widzewa. „Zrobiono panu wielkie świństwo, jak możemy to naprawić?”. „Niech przyjadą z kwiatami i przeproszą” – nic innego nie przyszło mi do głowy.

Michał Trela przygotował krótkie charakterystyki wszystkich niemieckich zawodników. Ale zajrzyjmy już do ekstraklasy. Czy mamy jakieś ciekawe tematy ligowe? Prezydent Chorzowa wysłuchał wyjaśnień w sprawie ładunku wybuchowego podłożonego na stadionie Ruchu przed derbami.

Przedstawiciele Ruchu wraz z prawnikami szykują oficjalne wyjaśnienia, które prześlą do prezydenta Andrzeja Kotali. Klub ma na to dwa tygodnie. Takie samo pismo trafi na ręce wojewody śląskiego Piotra Litwy. Szefowie klubu liczą, że wyjaśnienia pomogą im w uniknięciu zamknięcia stadionu do końca sezonu. Kiedy należy się spodziewać decyzji w tej sprawie? – Dopiero dziś wpłynął wniosek policji i zgodnie z prawem wojewoda ma 30 dni na wydanie decyzji. Wszystko toczyć się będzie według normalnego postępowania administracyjnego. Klub musi złożyć wyjaśnienia, a wojewoda podejmie decyzje opierając się na analizie ustaleń wszystkich podmiotów.

– Mikołaj Lebedyński przebywa na testach w Ruchu
– Bartosz Iwan wraca do gry w Górniku
– Pojemność stadionu Podbeskidzia bez zmian.

Jeśli wszystko przebiegałoby zgodnie z tym założeniem, to 3 listopada, gdy Podbeskidzie zagra u siebie z Piastem Gliwice, na meczu mogłoby się pojawić 1340 kibiców więcej i wówczas pojemność całego obiektu wzrosłaby do ponad 4,5 tysiąca miejsc. Jak to jednak często bywa przy budowach, pojawiły się nowe okoliczności. Wiążą się one głównie z przekazem telewizyjnym, bo za trybuną od strony ul. Żywieckiej stacjonują podczas meczów wozy transmisyjne, których za bardzo nie ma gdzie przenieść. – Abyśmy mogli otworzyć część trybun musielibyśmy, jako klub, zainwestować niemałe pieniądze, na dodatek w rozwiązania doraźne. Chodzi o ponad 100 tysięcy złotych. Byłyby to pieniądze wyrzucone w błoto. Rozwiązania, na które zdecydowalibyśmy się – chodzi m.in. o organizację miejsca dla wozów transmisyjnych, a także o pociągnięcie światłowodu, budowy dojścia do trybuny i zainstalowanie bramek na kasach – nie pasują do ogólnej koncepcji, która zostanie wdrożona wówczas, kiedy cała trybuna od strony ul. Żywieckiej będzie gotowa – tłumaczy Borecki.

Całkiem niezły dziś numer Sportu.

SUPER EXPRESS

Zaczynamy od prawdziwej sensacji z ostatniej strony. Robert Lewandowski nosi plecak za 12 tysięcy. Model Michael od Louis Vuittona zrobił się ostatnio ponoć popularny. Wystarczy wam screen.

Kamil Glik zapowiada: wygramy 1:0 po moim golu. No, może tabloid trochę to naciąga…

Niemcy mają ogromne problemy z kontuzjami, nie zagrają m.in. Marco Reus, Sami Khedira i Mesut Oezil. To wasza szansa?
– Mimo tych braków i tak są faworytami, to w końcu mistrzowie świata. Mają 30-40 zawodników o zbliżonych umiejętnościach, także na pewno z tymi absencjami sobie poradzą. Zresztą nie myślimy o tym. Znamy ich mocne i słabe strony, wiemy, gdzie można ich ugryźć, a w sobotę chcemy to pokazać.

Czujesz już atmosferę tego meczu?
– Bez dwóch zdań, mecze z Niemcami zawsze są wyjątkowe i adrenalina z dnia na dzień rośnie. Nie czujemy żadnej presji, w głowach mamy wyłącznie pozytywne myślenie, bo wiemy, że w sobotę możemy napisać nową historię polskiej piłki.

W tym roku Niemców pokonali już siatkarze, koszykarze i piłkarze ręczni…
– …teraz czas na nas! Faktycznie, ten rok dla polskiego sportu jest dobry i fajnie by było, gdybyśmy dostosowali się do tego poziomu. Na pewno zrobimy wszystko, by tak się stało. Moje życzenie? 1:0 i gol Glika po stałym fragmencie (śmiech).

Z prawej nogi Niemców zamierza trafić też Kamil Grosicki. W meczu z Gibraltarem (7:0) zdobył dwie pierwsze bramki dla reprezentacji Polski. Skrzydłowy francuskiego Rennes liczy, że w starciu z Niemcami podtrzyma dobrą passę i znów strzeli do siatki. – Gibraltar to może słabszy rywal, ale wszystkie gole dla biało-czerwonych są tak samo ważne. W pierwszym spotkaniu eliminacji do Euro 2016 uderzałem słabszą lewą nogą. W sobotę czas coś trafić z prawej – odgraża się „Grosik”.

Jędrzejczyk z kolei przekonuje, że nie obawia się Niemców. W Rosji nauczył się twardej gry.

Jędrzejczyk od ponad roku żyje w Krasnodarze. – I choć stosunki pomiędzy Rosją a Polską są napięte, to nigdy nie spotkało mnie tam nic złego. Teraz chłopaki w szatni trochę żartują, mówią: co jest z polskimi jabłkami, przywieź jakieś, ale to takie sympatyczne dowcipy. Z Rosjanami mam fajne kontakty. Tu nikt nie mówi o konflikcie z Ukrainą, w ogóle tego nie czuć – opowiada Artur. Po wylądowaniu w Warszawie pierwsze kroki skierował do budki z… hot dogami. – Człowiek coraz starszy, a gust się nie zmienia. Tak jak w czasach Legii, nadal przepadam za fast foodami. Ale mam taką budowę, że mogę zjeść ich kilka…

PRZEGLĄD SPORTOWY

Zrób to jeszcze raz, Kamilu Gliku.

Glik postawi Niemcom szlaban – optymistycznie na drugiej stronie.

W polu karnym przeciwnika bardzo dobrze czuje się Glik. Bramkę głową na wagę punktu w mundialowych eliminacjach zdobył przeciwko Anglii. Gola mógł strzelić Gibraltarowi, ale zabrakło precyzji. W swoim setnym występie w barwach Torino trafił głową w starciu z Cagliari. W poprzednim sezonie Serie A po dośrodkowaniu z rzutu rożnego pokonał bramkarza Livorno, a po wstrzeleniu piłki w szesnastkę Lazio. Glik to zawodnik bardzo silny, co potrafi wykorzystać w walce jeden na jeden – oderwać się od przeciwnika, przepchać lub wyjść w odpowiednim momencie w powietrze. Nad tymi elementami pracuje dużo podczas treningów siłowych. – Bez siły w sporcie nie masz szans. Teraz na siłownię jest trochę mniej czasu, bo gramy w Lidze Europy. Z podnoszeniem ciężarów nie można przesadzić, bo traci się zwrotność. Obciążenia dozują nam osoby od przygotowania fizycznego. Bez ich zgody nie ruszam się na siłownię. Mam swój osobisty program. Raz w tygodniu to jest minimum, które wykonuje każdy piłkarz Torino. Ja trenuję trzy razy. Czasem dwa, jeśli gramy w czwartek i niedzielę. Skupiam się nad wzmacnianiem górnych parti ciała. Dla obrońcy silne ręce są bardzo ważne, żeby odpowiednio zastawić rywala lub postawić mu tak zwany szlabanik – mówi PS Glik.

Pompowanie balonika zaczęło się na całego. Michał Listkiewicz zapowiada „Będzie piękne zwycięstwo”, tylko Maciejowi Rybusowi włącza się hamulec: „Nie myślimy: wyjdziemy i wygramy”.

– Czy niepotrzebnie się prężymy przed sobotnim spotkaniem? To wy dziennikarze pompujecie balon, że musimy wygrać, że Niemcy są kontuzjowani. Ale rozumiem, taką macie pracę. My spokojnie się przygotowujemy, nie myślimy: wyjdziemy i na pewno wygramy. Chcemy zagrać dobry mecz i zdobyć jakieś punkty – Rybus studzi entuzjazm przed drugim meczem eliminacji Euro 2016. Wspomina też o słabościach przeciwnika. – Rywale nie są teraz tak mocni na bokach boiska. Zawodnicy, którzy mają zastąpić kontuzjowanych, nie posiadają takiego doświadczenia jak ich koledzy. W towarzyskim meczu jaki graliśmy z Niemcami w maju (0:0) jednak również nie występowali znani piłkarze, a potrafili grać w piłkę. Filozofia ich zespołu się nie zmienia – kończy gracz Tereka.

Dalej mamy rozmowę z Łukaszem Szukałą, której fragment cytowaliśmy już z Faktu.

Scenariusz rysuje się taki, że Niemcy będą prowadzić grę, a wy nastawicie się na kontry.
– Jeżeli ustawimy się z tyłu, to nie znaczy, że się boimy. Nie widzę w tym nic złego, byleby wygrać. Pewnie się na nich nie rzucimy, bo Niemcy potrafią też zagrozić z kontry. Musimy grać z głową, a nie zacząć w stylu: „Hurra, na nich, zniszczymy”.

Jest pan piłkarzem, który umie wykorzystać swoje warunki fizyczne i potrafi grać głową. W meczu z Gibraltarem strzelił pan tak swojego pierwszego gola dla Polski. Niemcy przywiozą niską drużynę, brakuje w niej Benedikta Hoewedesa czy Pera Mertesackera. Z drugiej strony mają Matsa Hummelsa, który w Brazylii pokazał, jak jest niebezpieczny w polu karnym rywala.
– Stałe fragmenty gry to jest jakaś opcja. Mecz układa się na 0:0, strzelisz głową i zdobywasz przewagę. Niemcy też tak wygrywali w mistrzostwach świata. Jedni piłkarze czują się lepiej w powietrznej walce, inni gorzej.

W temacie reprezentacyjnym można poczytać również, dlaczego Niemcy to był zawsze dla nas przeklęty rywal, a także o wczorajszej wpadce Casillasa. Ale my kierujemy się już na strony dotyczące ekstraklasy. Tomasz Brzyski jest nadmiernie eksploatowany, trzeba na niego chuchać i dmuchać.

Trener Berg, aby odciążyć podstawowego lewego obrońcę, wystawiał na tej pozycji Bartosza Bereszyńskiego. W meczu reprezentacji młodzieżowej z Grecją Bereszyński złamał jednak kość śródstopia i wypadł z kadry do końca rundy jesiennej. Z tego powodu Brzyski w ostatnich meczach występował regularnie. W 16 spotkaniach były piłkarz Polonii zdobył dwie bramki i zaliczył aż dziewięć asyst. Na ostatnie starcie z Piastem trener Berg zdecydował się wystawić na lewej obronie Łukasza Brozia, ale ten manewr okazał się chybiony. By uchronić Brzyskiego przed urazem, trenerzy zabronili mu wykonywania niektórych ćwiczeń. – Nie mogę grać chociażby w siatkonogę. Do każdych zajęć podchodzę bardzo ostrożnie. Wszystko po to, by ryzyko kontuzji było minimalne. Mam być gotowy do gry, ale w tygodniu, kiedy przygotowujemy się do spotkań, trenuję trochę lżej. Na szczęście badania wydolnościowe wskazują, że mój organizm jest silny. Fizycznie jestem na poziomie piłkarzy o kilka lat młodszych…

Dalej:

– Tomasz Podgórski zgubił wysoką formę
– Bośniak Karahmet podpadł Fornalikowi
– Darko Jevtić będzie za drogi dla Lecha
– Michał Miśkiewicz wróci do Wisły?

– Poddaję się rehabilitacji u wiślackiego fizjoterapeuty Marcina Bisztygi. Muszę przyznać, że nadal czuję się tutaj jak w domu. Dostałem nawet klubowy sprzęt – mówi. Miśkiewicz ma za sobą trudne miesiące. Najpierw rozstał się z Wisłą, potem zmarł jego ojciec, aż wreszcie musiał przejść operację przepukliny w jednym z dysków w kręgosłupie. W ciągu kilku tygodni z czołowego bramkarza ekstraklasy stał się bezrobotnym, niezdolnym do wykonywania pracy. Różne są przyczyny jego odejścia z Wisły. Piłkarz domagał się podwyżki. – Przecież Michał podpisywał z Wisłą kontrakt jako bramkarz rezerwowy. Dwa lata wiele się zmieniło – argumentował jego agent Gianluca Di Carlo. Ale nie chodziło tylko o to, bowiem menedżer Miśkiewicza miał z Wisłą nierozliczone rachunki. Agent nie otrzymał prowizji za transfer Miśkiewicza do Wisły w 2012 roku. W takiej atmosferze trudno było o porozumienie.

Cracovia z kolei żąda więcej pieniędzy za Danielewicza.

Klub z Wrocławia nie chce zapłacić Pasom za tego piłkarza. Krakowianie skierowali sprawę do PZPN. Domagają się około 130 tysięcy złotych. Komisja ds. Ustalania Ekwiwalentu PZPN zbierze się w tej sprawie w najbliższą środę. Wcześniej piłkarz nie przedłużył kontraktu z Cracovią. Dostał ofertę nowej umowy, ale chciał zmienić pracodawcę na klub z większymi aspiracjami. Odszedł z Pasów jako wolny zawodnik do grającego we wrocławskiej okręgówce Sokoła Marcinkowice, który odegrał rolę słupa. Sokół przekazał z kolei Danielewicza do Śląska na zasadzie wypożyczenia. Władze WKS utrzymują z klubem z Marcinkowic kontakty na koleżeńskiej stopie. Zresztą w Sokole grają nawet Piotr Jawny, trener rezerw Śląska oraz Marek Kowalczyk, opiekujący się grupami młodzieżowymi.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...