Reklama

Janoszka w Zagłębiu zaraził się wirusem syndromu lubińskiego…

redakcja

Autor:redakcja

29 września 2014, 14:07 • 2 min czytania 0 komentarzy

Syndrom lubiński, zwany również syndromem polskiego Detroit. Dotyka zawodników o ugruntowanej na rynku Ekstraklasy reputacji, którzy dzięki swojej postawie w innych klubach, otrzymali szansę angażu w zespole finansowanym przez potężny koncern KGHM. Objawy? Nagły, całkowicie niekontrolowany zanik umiejętności, a także widoczny gołym okiem spadek cech wolicjonalnych. Odnotowane przypadki? Kilkanaście sztuk. Uwaga, choroba zakaźna, gnębi układ odpornościowy zarówno piłkarza, jak i kibica.

Janoszka w Zagłębiu zaraził się wirusem syndromu lubińskiego…

Wybaczcie ten specyficzny wstęp, po prostu nie mogliśmy się powstrzymać. Sporo miejsca poświęcono – w sumie: poświęciliśmy, bo my też – degrengoladzie Łukasza Piątka, Miłosza Przybeckiego, a to tylko wierzchołek góry lodowej, jedni z wielu. A Łukasza Janoszkę to pamiętacie? Pewnie, że tak, ponieważ do niedawna – sprecyzujmy: dopóki występował w Ruchu Chorzów – był całkiem poczciwym graczem. Mógł zagrać wszędzie w ofensywie, często strzelał gole, jeszcze jedenaście miesięcy temu zdarzył mu się nawet hattrick.

Tymczasem w Zagłębiu…

Wiosna 2014 w Ekstraklasie: 153 minuty, goli ZERO.
Jesień 2014 w pierwszej lidze: 119 minut, goli ZERO.

To nie są statystyki słabe czy rozczarowujące. Są zawstydzająco wręcz żenujące, tyle. Za tak wyraźny i ewidentny zjazd w jakości wykonywanej pracy Janoszka junior wyleciałby z każdej innej roboty. Ale że jest w Zagłębiu, z tych ludzi może się śmiać, oczywiście za cztery dyszki miesięcznie. Wyobrażacie sobie taksówkarza z zepsutym hamulcem w aucie? Marynarza z chorobą morską?

Reklama

Janoszka do Lubina trafił na początku stycznia z wolnego transferu, po tym, jak wygasła mu umowa w Chorzowie. Już wtedy miał problemy z plecami, z związku z którymi – jak się później okaże – sezon przyjdzie mu zakończyć stosunkowo szybko, w pierwszych dniach kwietnia. Operacja, rehabilitacja, treningi. I znów fatalna dyspozycja, w efekcie czego w meczu z Wisłą Płock, mimo że Łukasz wszedł z ławki w 39. minucie za Miłosza Przybeckiego, to kwadrans przed końcem dostał „wędkę”. Tak, taki był słaby…

Czy będzie lepiej? Pamiętajmy o syndromie lubińskim, więc lepiej zmodyfikujmy pytanie: czy może być gorzej, a jeśli tak, to do jakiego stopnia?

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Michał Trela
0
Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?
EURO 2024

Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Antoni Figlewicz
1
Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Komentarze

0 komentarzy

Loading...