Reklama

Miralem Pjanić, mały książe Rzymu

redakcja

Autor:redakcja

05 sierpnia 2014, 13:17 • 5 min czytania 0 komentarzy

Belgia remisująca z Luksemburgiem 5:5? I to ta Belgia, obecna, czyli jej złota juniorska generacja? A jednak, to nie science fiction, zdarzyło się. Możliwe tylko dzięki jednemu facetowi: Miralemowi Pjaniciowi, który wówczas grał w luksemburskiej młodzieżówce i „Czerwonym Diabłom” strzelił cztery bramki. Wziął swój zespół na plecy i powiózł do historycznego wyniku.

Miralem Pjanić, mały książe Rzymu

Dorosłego nie zamierzał. Kariera najlepszego piłkarza w historii Luksemburga go nie kręciła, wolał Bośnię. Zresztą, nie tylko z przyczyn, by tak rzec, piłkarsko praktycznych. Miralem to po prostu Bośniak z krwi i kości, a grał FC Schifflange i juniorskich reprezentacjach małego kraiku tylko dlatego, że właśnie tam jego rodzina wyemigrowała chcąc uniknąć wojny, która szalała na Bałkanach.

Image and video hosting by TinyPic

Zdjęcie juniorskiej drużyny, do której należał Pjanić. Nie każcie nam jednak wytypować który to

Piłkę miał w genach. Jego ojciec, Fahrudin, też był piłkarzem. Świata nie podbił, najwyżej gdzie dotarł, to trzecia liga. Ale siła piłkarskiej pasji była silna, a ją od najmłodszych lat zaszczepiał synowi. Chodzili na mecze rodzimej ligi, potem chłopak szybko trafił do juniorów, a tu robił błyskawiczne postępy. Jasne, luksemburskie rozgrywki juniorskie to trochę mało, by się wybić, ale już mecze tamtejszej reprezentacji – jak najbardziej. W 2006 Luksemburg organizował mistrzostwa europy do lat 17, a to już scena, na którą przyjeżdżają wszyscy skauci. Romantycznej historii nie było, ekipa Pjanicia dostała w zęby od każdego, ale to on strzelił honorową, jedyną bramkę dla swojej reprezentacji. W dodatku Hiszpanii, Krkić odpowiedział trójką, skończyło się na 1:7. Ale wybijał się, mógł przebierać w ofertach.

Reklama

Chciały go kluby belgijskie, niemieckie, holenderskie. Ale on wybrał FC Metz. Tu w jego roczniku zebrała się świetna drużyna i sięgnęli po mistrzostwo Francji, co zaowocowało między innymi promocją Pjanicia do pierwszej drużyny. Debiut? Efektowna scena, bo rywalem PSG. Wynik też przyzwoity, bo 0:0. W następnej kolejce wybiegł już w pierwszym składzie.

Pierwszy sezon w Ligue 1? Trochę klimaty jak z Luksemburga, zachowując proporcje. Nastoletni Pjanić gra świetny sezon, jest nominowany do nagrody juniora roku (ostatecznie przegrywa walkę o to trofeum z Hatemem Ben Arfą), ale jego wysiłki nie zdają się na wiele, Metz spada. Wiadomo jednak, że nie pociągnie Pjanicia ze sobą w dół. Jest już na to za dobry. Niech swoje powie fakt, że w Metz nastolatkowi dawali strzelać karne, tylko pokazuje jego pozycję w szatni i mentalność. Chcą go najlepsi, wybiera Lyon. Tu ma szansę grać w lidze, którą zna, a także powalczyć o skład.

Pierwszy sezon? Zbieranie doświadczenia. Trochę przeszkadzały kontuzje, trochę uczył się życia w wielkim klubie. Pod okiem Juninho ćwiczy między innymi rzuty wolne, to w Bośniaku widzą następcę legendy, zresztą w sezonie 09-10 dostaje już numer po Brazylijczyku. I tutaj rozwija skrzydła, daje się poznać przede wszystkim na arenie międzynarodowej, a to dzięki świetnym występom w Lidze Mistrzów. Strzela Anderlechtowi, strzela Fiorentinie, ukuł Debreczyn i asystował dwa razy. Ale najwięcej szumu wywołał golem na 1:1 strzelonym Realowi na Bernabeu. Ta bramka wyrzuciła królewskich z Champions League. Ładnie się przedstawił gigantom europejskiej piłki, prawda? Nie miał wtedy nawet dwudziestu lat.

Wtedy Lyon postanowił ściągnąć Gourcuffa. Panowie początkowo byli planowani do wspólnej gry, ale nie wyglądało to najlepiej i Bośniak coraz częściej lądował na ławce. Nie był pierwszym wyborem, jego pozycja przestawała wyglądać tak mocno, dlatego zaczął rozglądać się za nowym klubem. Ostatniego dnia okienka transferowego, 31 sierpnia 2011, 11 milionów euro wyłożyła na niego Roma. Była ledwie kilka dni od blamażu ze Slovanem, Słowacy wyrzucili Giallorossi z Ligi Europy. Dopiero teraz, w najbliższym sezonie, ponownie powrócą do gry w Europie.

Nie ma co udawać: nie była to od początku przygoda jak z bajki. Luis Enrique ufał Pjaniciowi, to on najbardziej nalegał, by Bośniak wylądował w Rzymie. Ale jakkolwiek Pjanić może nie grał źle, tak Roma w tamtym okresie wyglądała słabo. Eksperyment z tiki taką zawodził, wkrótce były skrzydłowy Barcelony pożegnał się ze stołkiem trenerskim. Zdenek Zeman rzucał Pjanicia po całym boisku, chyba tylko nie wylądował na bramce, bo na dziewiątce i owszem, zdarzyło się. Tak samo Andreazzoli nie mógł jakoś wykorzystać umiejętności zawodnika. Dopiero gdy pojawił się w klubie Rudi Garcia, dostrzegł, że Miralem ma papiery na bycie kluczową postacią w drużynie.

Reklama

Dziś trudno sobie wyobrazić Romę bez Pjanicia. Wielu widzi w nim następcę Tottiego, bowiem „Mały Książe” ma mieć podobny zestaw piłkarskich cech. Kreatywność, wizja, doskonałe podania? Oczywiście, w zeszłym sezonie miał blisko 90% skuteczność podań, a do tego dorzucił największą liczbę wykreowanych kolegom szans. Rzuty wolne? Wiadomo, że to jego mocny punkt. Waleczność, ciąg na bramkę? Jasne, że tak. Nie w takim stopniu jak u Tottiego, ale sam fakt, że można go próbować równać do legendy Romy, wiele mówi.

Latem podpisał nowy kontrakt z Giallorossi. – Czemu to zrobiłem? Bo wierzę w projekt, jaki tu powstaje, wierzę w tę drużynę i trenera. To była łatwa decyzja. Pieniądze? Powiem szczerze: mógłbym zarabiać więcej nawet teraz. Oferty były. Ale chcę grać tu, gdzie gram i gdzie jestem szczęśliwy. Kocham to miasto, tutejszych ludzi, a Roma daje mi wszystko, czego potrzebuję by się rozwijać.

Nowy sezon jeszcze się nie zaczął, a już głośno o jego wyczynach. W sparingu z Man Utd strzelił z sześćdziesięciu metrów. Citko mógłby brać lekcje. Wielu ekspertów od Serie A uważa, że w związku z trenerskimi zawirowaniami w Juve, to Roma ma najwięsze szanse by daleko zajść w Lidze Mistrzów. Będą jej czarnym koniem? Byle nie jak Bośnia, która też miała takim być na mundialu, a skończyła na fazie grupowej.

Leszek Milewski

Najnowsze

Ekstraklasa

Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Jakub Radomski
1
Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...