Reklama

Tyle przegrać. Głupota Suareza nie zna granic

redakcja

Autor:redakcja

25 czerwca 2014, 09:52 • 4 min czytania 0 komentarzy

Oglądam Premier League od wielu, wielu lat, sam nie pamiętam już ilu. Obserwowałem setki graczy, w tym największych – Cantonę, Shearera, Ronaldo, Henry’ego. Poprzedni sezon był jednym z najlepszych w trwającej ponad dwie dekady historii PL, a blasku całym rozgrywkom dodawał Luis Suarez. „El Pistolero” wniósł się na ten najwyższy poziom, zarezerwowany dotąd wyłącznie dla CR7 i Leo Messiego. Po wczorajszym „wyczynie” Luisa znalazłem się na rozdrożu – jaki mieć stosunek do człowieka, który jest genialnym piłkarzem, ale równocześnie niezrównoważonym gościem, który wszelkie frustracje wyładowuje gryząc przeciwników?

Tyle przegrać. Głupota Suareza nie zna granic

Nie ma sensu analizować tysiąca śmiesznych tweetów i memów ze Suarezem, mają one ten sam śmieszno-smutny przekaz – zachował się jak debil i trzeba założyć mu kaganiec. Wychowałem się na piłkarzach wyrazistych, ktoś powie „złych chłopcach”. Jest coś w futbolu, że lubimy czarne charaktery. Ilu ludzi zachwycało się Lukiem Skywalkerem? Każdy wolał Lorda Vadera. Absolutnie pomijając sympatie klubowe, wolę zadufanego i zapatrzonego w siebie Zlatana niż np. takiego Iniestę, którego największym szaleństwem jest wymiana mebli w salonie raz na 10 lat. Pamiętam ludzi na wiecznej bani, czyli Tony’ego Adamsa i Paula Mersona. „Król Eric” i jego wyczyny rodem z „Karate Kid” na Selhurst Park? Tak, to część historii i dziedzictwa starej Premier League – futbolu charakternego i nieco szalonego.

Luis Suarez poszedł poziom dalej, w każdym możliwym wymiarze. Tym sportowym, gdyż nikt dawno w Anglii nie grał tak wspaniale jak on. Tym pozasportowym, gdzie osiągnął najwyższy poziom w narzekaniu i przebąkiwaniu o odejściu do innego klubu, plotki ciągną się za nim od dawna. Włodarze „The Reds” drżą na każdym kroku, byle zaspokoić Luisa. Był już Arsenal, szeptano także o Bayernie, przed mundialem na tapecie pojawił się Real Madryt. Ciężko być kibicem Liverpoolu – Urugwajczyk wydaje się być jedynie najemnikiem, chociaż wybitnym. Jest prawdziwym artystą w swoim fachu, nikt mu tego nie odmówi.

„El Pistolero” osiągnął także swoisty next level, jeśli chodzi o głupotę. Ktoś mądry powiedział kiedyś, że linia pomiędzy geniuszem a szaleństwem jest bardzo cienka. W wypadku Suareza jest ona niemal niewidoczna, tutaj wszystko łączy się w jedną całość. Luis po raz kolejny udowodnił, że jest tak samo dobry w rujnowaniu swojej kariery, co w strzelaniu efektownych goli. Przypomina nieco Maradonę – pogrążyć Anglię, a później pogryźć Chielliniego? „Typowy Suarez”. W Argentynie od dekad szukają następcy „Boskiego Diego”, ale nie znajdą go tam – on urodził się w Salto, w Urugwaju. Wczorajszy show Suareza nie ujdzie mu na sucho – FIFA nie przepuści, szykuje się surowa kara. Czy nauczy to czegoś Luisa? Wątpię, ta bezmyślność i gniew są w nim zbyt mocne. Gdy coś idzie nie tak, puszczają w nim wszelkie hamulce.

W jakiś sposób można spróbować go usprawiedliwić – rozwód rodziców, wielodzietna rodzina, przeprowadzka z dala od domu. Od zawsze był buntownikiem, szybko nauczył się mówić „nie” otaczającej go rzeczywistości. Dla lokalnej społeczności z której się wywodzi już na zawsze będzie bohaterem, cokolwiek by nie nabroił. Różnica polega na tym, że teraz nie jest już zbuntowanym chłopakiem z Salto, a ambasadorem swojego klubu, swojego kraju. Ambasadorem całego futbolu.

Reklama

Ostatnio modne są hasła typu „tyle wygrać”. Myśląc o Suarezie śmiało można rzec – „tyle przegrać”. Eksperci i media już apelują, żeby odesłać go do domu, ponieważ „byłoby wielce niestosowne, aby pozwolić mu dalej grać na mundialu”. Z punktu widzenia sportowego – szkoda, bo piłkarz to unikalny. Z punktu widzenia czysto ludzkiego – decyzja zrozumiała jak najbardziej. Głupotę trzeba piętnować.

Jak potoczy się dalsza kariera Luisa? Nie wiem, nikt nie wie. Może będzie grał w Realu, w Barcelonie, a może w Bayernie. Póki co Urugwajczyk występuje w Liverpoolu, gdzie fani przed meczem zawsze śpiewają swój piękny hymn „You’ll never walk alone”, utwór pochodzący z musicalu „Carousel”. Słynny akronim YNWA w przypadku Suareza ma jednak nieco ironiczny wymiar. To jasny przekaz: Luis, już nigdy nie będziesz szedł sam, zawsze będzie się ciągnął za tobą smród po twoich „dokonaniach”, a towarzyszyć ci będzie opinia nierównoważonego świra, recydywisty i tykającej bomby zegarowej.

Kuba Machowina

Najnowsze

Liga Mistrzów

Żaden z półfinalistów Ligi Mistrzów nie wygrał w ćwierćfinale pierwszego meczu

Bartosz Lodko
0
Żaden z półfinalistów Ligi Mistrzów nie wygrał w ćwierćfinale pierwszego meczu

Anglia

Anglia

Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Michał Kołkowski
1
Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Komentarze

0 komentarzy

Loading...