Reklama

Mariusz Stępiński: – Zmęczenie było tak silne, że nie miałem ochoty grać

redakcja

Autor:redakcja

02 stycznia 2014, 11:04 • 12 min czytania 0 komentarzy

– Nie jest podobnie jak w Polsce, bo tutaj mieliśmy zakaz przychodzenia na siłownię przed treningiem. W Norymberdze siłownia jest otwarta cały czas i jeśli masz ochotę, to przychodzisz. Jak wpadałem przed zajęciami, to zawsze widziałem pięciu, sześciu kolegów. Każdy starał się chociaż rozciągać, organizować sobie lekkie zajęcia. Nie wiem, z czego ta różnica wynika. Może w Polsce nie ma takiego zaufania do zawodników? W Niemczech to zaufanie jest duże. Trenerzy wiedzą, że nikt nie będzie robił głupstw i dźwigał wielkich ciężarów przed treningiem – mówi w rozmowie z Weszło Mariusz Stępiński, piłkarz FC Nuernberg.
Bolesne było starcie z poważną piłką dla młodego chłopaka z Polski?
Pod względem fizycznym było bolesne. Takich obciążeń, jak tutaj, nie ma w Polsce chyba w żadnym klubie u żadnego trenera. To był duży przeskok, ale cieszę się, ze stał on się tak szybko. W wieku 18 lat wiem, co znaczy trening z drużyną Bundesligi i przede wszystkim czuję, że dostosowałem się do tutejszych norm. Przez pierwsze dwa, trzy miesiące po okresie przygotowawczym nie nadawałem się do gry. Zmęczenie było tak silne, że nie miałem ochoty grać w piłkę. Ale przezwyciężyłem to, doskoczyłem do reszty i jestem wprowadzany do pierwszego zespołu.

Mariusz Stępiński: – Zmęczenie było tak silne, że nie miałem ochoty grać

Na czym polega zasadnicza różnica?
W Niemczech mało jest biegania bez piłki. Na każdym treningu są małe gierki, ale takie, gdzie każdy walczy jak o życie. Już tutaj obciążenie jest bardzo duże. W okresie przygotowawczym, owszem, mieliśmy zajęcia bez piłki, ale to był niewielki procent, zdarzyło się to kilka razy. Kondycję fizyczną buduje się w połączeniu z grą, to mi się podoba.

Czesław Michniewicz powiedział nam ostatnio: „Prawdziwy postęp robi się przy naprawdę wymagającym nauczycielu. Mówię to z poczuciem winy, ale jeśli chodzi o zmęczenie zawodników, to standardy spadły. Ktokolwiek wyjeżdża, mówi: – Tutaj trenuję dwa razy ciężej… I taka jest prawda. Tam jest ciężej. U nas trenerzy nie chcą wejść w konflikt, a w Niemczech nawet jak młody szkoleniowiec dostanie pracę, to wie, że nie może odpuścić, bo będzie przegrywać mecze”. Ty chyba możesz akurat to potwierdzić.
Tak, zdecydowanie. Początkowo powiedziałem sobie „Wcale nie jest tak ciężko, myślałem, że będzie gorzej”. Ale szybko zmieniłem zdanie. Śmialiśmy się z Raphaelem Schaeferem, który mówi po polsku, że jestem zmęczony. Odpowiadał, że różnicę zobaczę dopiero po roku, wtedy będę miał power. Po przyjeździe do klubu mieliśmy specjalny test, w którym po dwóch przebiegniętych okrążeniach pobierają ci krew z ucha, a potem każde kolejne musisz przebiec w określonym, coraz krótszym czasie. Czyli pierwsze okrążenie w 2 minuty, drugie 1:50, potem 1:45 i tak dalej. Test kończy się wtedy, kiedy nie zdążysz albo po prostu nie wytrzymasz. Tutaj byłem jednym z lepszych w zespole, ale kiedy treningi zaczęły się na siebie nakładać przestałem wytrzymywać obciążenia.

Edward Kowalczuk, trener przygotowania fizycznego w Hannoverze, często powtarza, że polski piłkarz na nadrobienie braków atletycznych potrzebuje roku.
Ja już widzę, że po pierwszym półroczu jest bardzo dobrze. Liczę, że po drugim dorównam tym, którzy są tutaj od dłuższego czasu.

I jest tak, jak często zagranicą, że sporo czasu spędzasz w klubie, również na siłowni czy podobnie do Polski?
Nie jest podobnie jak w Polsce, bo tutaj mieliśmy zakaz przychodzenia na siłownię przed treningiem. W Norymberdze siłownia jest otwarta cały czas i jeśli masz ochotę, to przychodzisz. Jak wpadałem przed zajęciami, to zawsze widziałem pięciu, sześciu kolegów. Każdy starał się chociaż rozciągać, organizować sobie lekkie zajęcia. Nie wiem, z czego ta różnica wynika. Może w Polsce nie ma takiego zaufania do zawodników? W Niemczech to zaufanie jest duże. Trenerzy wiedzą, że nikt nie będzie robił głupstw i dźwigał wielkich ciężarów przed treningiem.

Reklama

A ty sporo czasu spędzasz na siłowni? Zapewne widziałeś zdjęcia Marcina Kamińskiego.
(śmiech) Może nie chodzę codziennie, ale chodzę często. Trener powiedział mi, że jeśli tylko się dobrze czuję, to warto, żebym chociaż na trochę zajrzał. Zresztą, od przyjazdu do klubu mam rozpisany indywidualny trening i cały czas go realizuję.

Faktycznie udało ci się wyrwać z naszego piekiełka? Tak to przedstawiałeś, wyjeżdżając z Polski.
To nie do końca tak, chociaż przyznaję, że tutaj ciągle były jakieś problemy pozapiłkarskie. W Niemczech siedzę spokojnie, o nic się nie martwię, idę na trening i jedyne, co mam robić, to porządnie grać w piłkę. Nie ukrywam, że wolę ten komfort od ciągłego kłócenia się o swoje.

Mówisz tylko o finansach?
Nie tylko, pełno było problemów i różnych sprawach. Widzew, ale przecież nie tylko Widzew, zmagał się z pieniędzmi czy infrastrukturą.

Zanim jeszcze trafiłeś do Widzewa, miałeś nietypową przygodę w Bełchatowie.
Miałem wtedy 15 lat, pojechałem razem z rodzicami do Bełchatowa i pokazano mi, gdzie będę mieszkał. To była trybuna za bramką, gdzie mieściło się mieszkanie. Mieszkał już tam czarnoskóry chłopak, nazywał się White, ale nie miał ani telewizora, ani lodówki. Nic. Tłumaczono mi, że mieszkanie jest w remoncie i niedługo będzie gotowe, ale… wolałem nie sprawdzać na własnej skórze, czy to była prawda.

Zachowanie Widzewa pod koniec swojego pobytu w Łodzi kwitowałeś klasykiem: „To takie typowo polskie”. Została jakaś zadra?
Byłem ostatnio w Łodzi, zajechałem do klubu i spotkałem się z ludźmi, którzy byli mi bliscy. Nie jestem osobą, która szuka konfliktów. Myślę, że cokolwiek się dzieje, to trzeba być człowiekiem – niezależnie od tego, jakie zajmuje się stanowisko. Widzewowi podziękowałem i poprosiłem, aby mnie zrozumiano.

I zrozumiano cię?
Niektórzy mnie zrozumieli, niektórzy nie.

Reklama

Do tych, którzy próbowali cię szantażować na różne sposoby, abyś został w Widzewie, też jechałeś z uśmiechem?
Ich już w klubie nie ma.

Do twoich rodziców miało wtedy zostać wysłane wezwanie do zapłaty, na dość sporą kwotę. Jak oni na to reagowali?
Mama trochę się przejmowała, ale już tata tylko się śmiał. On dobrze wiedział, że to zwykły cyrk. Tamto pismo, owszem, miało zostać wysłane, jednak ktoś w porę się opamiętał. To też pokazuje, że ludzie z Widzewa mają honor.

A ty masz honor i godność?
Mam.

Ich brak zarzucał ci Michał Probierz, potem tę teorię powtarzał Radosław Mroczkowski.
Zacznijmy od tego, że przed pójściem do działaczy poszedłem osobiście do trenera. Powiedziałem mu prosto w oczy, że odchodzę, bo chcę się dalej rozwijać. Wydaje mi się, że można zrozumieć taką decyzję młodego chłopaka – że woli on jechać i uczyć się za granicą, niż zostać w słabym klubie polskiej ekstraklasy. Podziękowałem mu za to, co zrobił. Myślę, że to też świadczy o szacunku do trenera.

Do dziennikarza Gazety Wyborczej kiedyś wydzwaniał jeden z twoich menedżerów, skarżąc się, że napisał, iż Stępiński powinien większość zawdzięczać Widzewowi i Mroczkowskiemu. Twierdził, że wypromowała cię reprezentacja.
Może trochę prawdy w tym jest, ale nie zapominam o tym, że Mroczkowski na mnie postawił. Trener miał do mnie pretensje – zasłużone czy niezasłużone – jednak mojej opinii o nim to nie zmienia. Może mówić w prasie na mój temat różne rzeczy, ale ja będę mu wdzięczny za to, co dla mnie zrobił. Nieważne, gdzie się jest i co się robi, trzeba być człowiekiem.

Nie wiem, jakie są proporcje, ale podejrzewam, że trzem młodym chłopakom na dziesięciu udaje się coś ugrać na obczyźnie. Przypadki Klicha czy Pawłowskiego dawały ci mocno do myślenia?
Przed wyjazdem myślałem o wielu rzeczach, również o tym. Każdy przypadek jest inny, a ja miałem też świadomość, że taka szansa wyjazdu za granicę może się już nie powtórzyć. Spójrzmy dziś na Widzew i położenie, w jakim znajduje się ten zespół. W obecnej sytuacji ciężko byłoby mi strzelić więcej goli – coś bym pewnie trafił, ale pewnie szału by nie było. A przecież do Polski zawsze będę mógł wrócić.

Nie było ci za wygodnie pod koniec pobytu w Widzewie? Rywalizacja na twojej pozycji została właściwie zabita i cokolwiek się wtedy działo, jakkolwiek ty grałeś, mogłeś być pewien, że w kolejnym meczu też zaczniesz od początku.
Ale to nie do końca było dobre.

Oczywiście, że nie.
W rundzie jesiennej, kiedy miałem konkurencję i głównie wchodziłem z ławki, strzeliłem trzy gole. Wiosną, gdy grałem więcej, już dwa. Mając silną rywalizację, piłkarz bardziej się rozwija, działa to na jego korzyść, co pokazują te liczby. Być może niektórym zawodnikom taka wygoda odpowiada, ale ja nie uważam, że jest to dobra metoda.

Bo w twoim przypadku ta wygoda była.
No była. Wiosną dwa razy usiadłem na ławce i tyle. Miałem w podświadomości, że nie mam konkurencji do gry w ataku, że najpewniej znów zagram ja. Był niby Ben Dhifallah, ale on od Widzewa był dalej niż bliżej – myślał, żeby pożegnać się z klubem, a nie za niego walczyć.

W Norymberdze konkurencja jest większa, tych rywali masz więcej, ale żeby te nazwiska powalały z nóg…
To nie powalają, zgadzam się. Nazwiska może nie robią wrażenia, ale jestem zdania, że w żadnym klubie Bundesligi nie ma napastników z przypadku. Daniel Ginczek jest bardzo dobrym zawodnikiem, Josip Drmić – również, strzelił sześć goli. Ten drugi jest bardziej wszechstronny, trochę grał w ataku podczas kontuzji Ginczka, przeważnie jednak biega po skrzydle. Napastników naprawdę mamy na poziomie, tylko… coś nam nie idzie. Nie wiem, jak to możliwe, że zajmujemy przedostatnie miejsce, że nie wygraliśmy żadnego meczu. Nie wyobrażam sobie jednak, byśmy w składzie z Drmiciem czy Kiyotake mieli spaść z ligi. Trzeba się utrzymać, jest to priorytet.

Był taki okres, kiedy Ginczek miał kontuzję, a w pierwszym składzie znalazło się dwóch napastników – Pekhart i Drmić. Skończyło się z HSV 0:5, ale mimo że zwolniło się trochę miejsca, to nie było cię nawet na ławce.
Zagrałem wtedy i strzeliłem nawet gola w rezerwach. Odnoszę wrażenia, że oni nie chcą zrobić mi krzywdy. Gdybym zadebiutował przy wyniku 0:5… Wiem, że przed meczem nie było tego wiadomo, ale oni po prostu nie chcą zaszkodzić młodemu piłkarzowi. Muszą wiedzieć, że ktoś jest w pełni gotowy. Pamiętasz tego chłopaka z Zagłębia, Filipa Jagiełły, który w debiucie zszedł po pół godzinie? Podejrzewam, że psychicznie to go nie wzmocniło.

Patrząc na same nazwiska, nie zastanawiasz się nad konkurencją, jaką mogłeś mieć w Werderze? Choćby Nils Petersen, były piłkarz Bayernu, czy Eljero Elia na skrzydle. Od nich mógłbyś więcej się nauczyć.
A w Norymberdze jest Marek Mintal, były król strzelców Bundesligi, który trenuje w klubie napastników. Do dziś wciąż jest bardzo dobrym piłkarzem i jak czasem wejdzie z nami w trening, potwierdza to na każdym kroku. Szczerze? Widziałem, że Norymberga bardziej mnie chciała, mocnej zabiegała i od razu dała mi zapewnienie, że będę pełnoprawnym piłkarzem pierwszego zespołu i z nim będę ćwiczył. W Werderze tej pewności nie miałem.

Rozmawiałeś już z nowym trenerem?
Myślę, że trener ma nieco większe zmartwienia, niż Stępiński grający w rezerwach (śmiech). Niestety, nasza sytuacja nie jest zbyt ciekawa i liczy się tutaj tylko wynik. Ł»eby go osiągnąć, trener zdecydował się postawić na starszych zawodników – najmłodszy w kadrze jest bodaj 22-latek. Młodsi poszli w odstawkę, ale tylko tymczasowo, bo polityką klubu jest stawianie i promowanie młodych. Doszli do wniosku, że lepiej poświęcić te pół roku, aby się utrzymać. Ostatnio gramy lepiej, częściej wychodzimy na prowadzenie, ale brakuje szczęścia.

Słyszałeś przed wyjazdem z Polski o takim klubie, jak TSV Rain/Lech?
Nie.

A niedawno przeciwko niemu grałeś.
To jest najsłabszy zespół w Regionallidze, outsider. Wbrew pozorom, czwarta liga to nie same wioski. Mają fajne stadiony, murawy dobrej jakości, przychodzą ludzie. Czasem gramy przeciwko seniorom, czasem rezerwom zespołów z Bundesligi.

Choćby z drugą drużyną Bayernu. Zrobił na tobie jakieś wrażenie Pierre-Emile Hojbjerg, który zdążył zagrać w sparingach u Guardioli?
Ja go znałem już wcześniej, z Syrenki, kiedy graliśmy z Duńczykami. Zapamiętałem jego twarz, bardzo dobry piłkarz. Zresztą, jeśli znajduje się dla niego miejsce w kadrze Bayernu, a ostatnio zagrał w Bundeslidze, to mówi samo za siebie.

Jako napastnik dostałeś niezłą lekcję od obrońców z Hiszpanii w meczu U-21.
Tylko, że trzeba wziąć pod uwagę, w jakim ja byłem wtedy stanie fizycznym. Treningi na kadrze nie pozwoliły mi się wystarczająco dobrze przygotować do pierwszego meczu. Jak jadę na reprezentację trenera Dorny, nie mam z tym najmniejszych problemów.

Trener Sasal, mówiąc delikatnie, się z tobą nie wstrzelił?
Myślę, że cała drużyna nie wyglądała najlepiej.

No i chwilę wcześniej miałeś treningi tylko i wyłącznie z Młodą Ekstraklasą Widzewa. Jak ty się tam odnajdywałeś, wiedząc, że trafiłeś tam przez pozasportowe historie?
Tak, treningi z młodym zespołem na pewno się na mnie odbiły. A jak się czułem? Podchodziłem do wszystkiego z uśmiechem. Trenowałem normalnie, bo wiedziałem, że jedyną osobą, która może coś zyskać, jestem ja. No i miałem świadomość, że za chwilę stąd wyjadę.

Kojarzysz, jak w Canal Plus głosowano na największych symulantów ligi?
Kojarzę. Byłem na drugim albo trzecim miejscu, tak?

Jakoś tak, albo minimalnie za podium.
Wiem, że to wysokie miejsce, ale nie przyznali mi go za całokształt, tylko za jedną sytuację. Co do tamtego meczu z Polonią, to byłem faulowany w pierwszej fazie. Ale chwilę później…

…zaliczyłeś najdłuższą wywrotkę w historii.
Łukasz Masłowski podszedł do mnie po meczu i nie mógł przestać się śmiać. „Z czego się tak śmiejesz?”, pytałem i nie mogłem zrozumieć. Dopiero na powtórkach zobaczyłem, jak komicznie to wyglądało. Co ja mam dziś powiedzieć? Prawda jest taka, że gdyby nie te dwa punkty, to byśmy się nie utrzymali w lidze. Sędzia gwizdnął, Polonii i tak już nie ma w ekstraklasie, więc nikt nie ucierpiał.

Z kadrą U-17 osiągnęliście niedawno spory sukces, zaszliście do półfinału mistrzostw Europy. Jak myślisz, kiedy powinniśmy zacząć rozliczać tamtych piłkarzy? Już i tak co chwila pojawiają się teksty, gdzie się podział rocznik 82, który zdobył mistrzostwo Europy do lat 18.
Jakoś za trzy, cztery lata. Podejrzewam, że większość z nas będzie grało w ekstraklasie, a za granicą przebije się dwóch, może trzech. Ważne, żeby być w tej drugiej grupie.

Grając w półfinale przeciwko Niemcom, widziałeś dużą różnicę między dwoma drużynami? U nich fabryka piłkarzy działa najmocniej.
Czy była różnica? Tak, była, przede wszystkim w wyszkoleniu technicznym. My nadrabialiśmy jednak tym, że byliśmy lepsi jako całość, jako drużyna. Gola też nam strzelili po stałym fragmencie gry, co też o czymś świadczy. Trafiliśmy wtedy w poprzeczkę, mieliśmy sporo okazji, ale przegraliśmy 0:1.

Grał u nich Goretzka, grał też Max Meyer…
Goretzka był wtedy bardziej znany, znacznie więcej o nim się mówiło. Meyer, mimo że został królem strzelców tamtego turnieju, wystrzelił dopiero ostatnio. To chyba jedyny przypadek mojego rocznika, który gra w Bundeslidze.

Jest jeszcze Timo Werner.
On jest o rok młodszy, rocznik 96. Ale w Norymberdze sporo w tym sezonie grał inny 18-latek, Niklas Stark, tylko że ostatnio przestał już się mieścić w kadrze. Myślę, że to pokazuje, że nie da się z dnia na dzień wskoczyć do pierwszego składu. Nawet jak się trochę denerwowałem, to trenerzy mówili mi, że nie chcą mi zrobić krzywdy. Najważniejsza jest teraz cierpliwość.

Rozmawiał PIOTR TOMASIK

Fot.FotoPyk

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
1
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
4
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Komentarze

0 komentarzy

Loading...