Reklama

Łącznik między kibicami i resztą świata – czym jest funkcja SLO?

redakcja

Autor:redakcja

30 grudnia 2013, 16:33 • 16 min czytania 0 komentarzy

Supporters Liaison Officer. Koordynator ds. współpracy z kibicami. Tajemnicza funkcja wykreowana przez Dariusza Łapińskiego, pracownika PZPN-u, który postawił sobie za cel zrewolucjonizować stosunki klubów z kibicami. W praktyce? Osoba, która ma zmienić wyjazdowe męki w przyjemną wycieczkę, a wielogodzinne wystawanie pod kasami w sprawne wejście na teren imprezy. Czy to się udaje? Czy to w ogóle możliwe? Jak tego dokonać? Postanowiliśmy sprawdzić rozmawiając z jednym z trzech najlepszych SLO w kraju – Piotrem Koszeckim z GKS Katowice, który pełni jednocześnie funkcję prezesa „SK 1964”, stowarzyszenia kibiców katowickiego klubu.

Łącznik między kibicami i resztą świata – czym jest funkcja SLO?

Zacznijmy od samego początku – co to właściwie jest SLO?

Najkrócej: koordynator do spraw kibiców zatrudniony w danym klubie. Niekoniecznie z regularną pensją, ja na przykład jestem na umowie wolontariackiej. Wymóg posiadania takiej osoby w klubie został zawarty w przepisach licencyjnych, PZPN musiał wprowadzić tę funkcję, bo takie są wytyczne UEFY. Na ten moment dotyczy to Ekstraklasy i pierwszej ligi, ale niewykluczone, że po scentralizowaniu drugiej ligi, tam również zatrudnienie SLO stanie się jednym z warunków otrzymania licencji. Koordynator w założeniu ma być pomostem między kibicami niepełnosprawnymi, kibicami ze stowarzyszeń, ultrasami i każdym innym kibicem a klubem. Jeśli władze klubu mają cokolwiek do przekazania kibicom, nie muszą już zastanawiać się z kim w ogóle rozmawiać, tylko korzystają z usług SLO. Wiem, że w niektórych miejscach prezesi odczytywali to na zasadzie: „idź i powiedz kibicom, że ma nie być rac”, ale to nie działa w ten sposób.

PZPN sam zaleca, by nie traktować SLO jako posłańca, który ma przekazywać polecenia fanatykom. Koordynator ma być pomostem, co nakłada mu obowiązek lawirowania – nie może stracić zaufania kibiców, a jednocześnie musi działać według wytycznych klubu. Stąd też mimo wiedzy o jakiejś oprawie, nie ma obowiązku informowania o niej działaczy, z drugiej strony ma to zorganizować w taki sposób, by klub nie miał pretensji. Decyzja należy do niego, ale celem jest zadowolenie obu stron – kibiców, którzy mogą zrobić to, co planują i klubu, który ma otrzymać jak najniższe kary. Jednoosobowy sędzia w takich sytuacjach.

PZPN wybrał cię jednym z trzech najlepszych SLO w kraju?

Reklama

Tak, razem ze mną nagrodę otrzymała dziewczyna z Piasta Gliwice i dziewczyna z Floty Świnoujście, z tego co wiem wybrał nas Departament Bezpieczeństwa, raczej nie na podstawie rankingów, ale „ogólnego wrażenia”.

To też aktywni kibice?

W Piaście jest dziewczyna, która zaczynała jako fotoreporterka na stażu, ale tak zjednała sobie kibiców i klubowych działaczy, że oddelegowano ją również do pełnienia funkcji koordynatora ds. kibiców. Zresztą, zajmuje się też marketingiem, tworzy stronę internetową klubu, do tego robi zdjęcia na meczach rezerw. Łączy funkcje. We Flocie też jest tamtejsza fotoreporterka i człowiek od wszystkiego, również pracuje bez umowy. Jako stowarzyszenie, a nie spółka, klub ze Świnoujścia działa na trochę innych zasadach, ale najważniejsza jest akceptacja przez kibiców, zresztą to w ogóle kluczowe u wszystkich SLO. Każdy z nich musi być zatwierdzany przez środowisko sympatyków danego klubu, tak wymyślił to Dariusz Łapiński z PZPN-u, z Departamentu Bezpieczeństwa i tak właśnie jest to w tym momencie zorganizowane.

Nie jest to trochę podwajanie funkcji kierownika ds. bezpieczeństwa? Albo raczej – czy kluby nie mają problemu, by odróżnić kierownika ds. bezpieczeństwa i właśnie SLO?

Tom co na pewno odróżnia SLO od typowego kierownika, to właśnie akceptacja przez kibiców. Dariusz Łapiński, który koordynuje cały ten projekt, spędził mnóstwo czasu na negocjacjach: kibice delegowali kogoś ze swojego środowiska, klub rozpatrywał kandydaturę. Jeśli się nie udało – druga runda, nowa osoba i ponownie decyzja działaczy. Nie dochodziło do sytuacji, gdy klub wpisywał sobie figuranta, bez konsultacji ze środowiskiem kibiców. Może na początku, gdy trzeba było szybko oddać wnioski licencyjne, w niektórych klubach zaniechano dłuższych rozmów, ale z czasem wszystko musiało ewoluować w stronę kogoś darzonego zaufaniem po obu stronach. Pomijając, że są też takie kluby jak Kolejarz Stróże, czy Puszcza Niepołomice.

Pewnie Termalica Nieciecza.

Reklama

Właśnie nie! Termalica ma bardzo ogarniętego koordynatora, który jest chyba również rzecznikiem i który jest akceptowany przez to wąskie środowisko kibiców. Ma sporo do powiedzenia w klubie, a w tym momencie, gdy pełni funkcję SLO, jest bardzo pomocny na przykład w kwestii wyjazdów. Teraz, gdy chcę jako kibic GieKSy załatwić cokolwiek w sprawie wejścia kibiców gości na mecz, nie dzwonię do klubu, tylko bezpośrednio do koordynatora. Mówię ilu nas przyjedzie, kiedy, czy mógłby już wrzucić kiełbaski na grilla i inne, naprawdę trywialne rzeczy. I tak jak do tej pory z wejściem w Niecieczy był duży problem, tak teraz wszystko odbyło się sprawnie i bez żadnych kłopotów. Pani prezes Termaliki przecież też to widzi: niby nic wielkiego, taka jedna osoba, teoretycznie bez wpływu na cokolwiek, a jednak tu zadzwoni, tam odbierze, tutaj poda rękę i już zamiast tych złych kiboli, którzy zawsze szarpali siatki mamy zdyscyplinowaną grupę, która w spokoju wchodzi na sektor. Nie zawsze wszystko jest pewnie tak różowo, ale ja z nim nawiązałem taką współpracę, że skorzystały na tym obie strony.

Ciężko było uwierzyć, że to faktycznie zadziała?

Ja byłem przeciwny tworzeniu siatki tych koordynatorów. Uważałem, że od tego typu kontaktów powinno być stowarzyszenie kibiców, które powstawało właśnie jako pomost między klubem i kibicami. Zadeklarowaliśmy nawet jako SK 1964 i klub, że nie oddelegujemy nikogo do pełnienia tej funkcji, jako formę bojkotu. Po kilku spotkaniach ostatecznie ustaliliśmy z Darkiem Łapińskim, że to ja, prezes stowarzyszenia, zostanę koordynatorem. On się zgodził, klub również, stwierdziliśmy, że damy sobie szansę. W GKS-ie tak naprawdę taka funkcja nie była potrzebna, my sami dobrze sobie radziliśmy w rozmowach z władzami klubu, czy podczas wyjazdów. Traktowaliśmy gospodarzy jak ludzi, więc i gospodarze traktowali nas w miarę w porządku. Z władzami GKS-u też współpracujemy już od wielu lat, a w momentach, gdy nie współpracowaliśmy – byliśmy z nimi w otwartym konflikcie. Dodatkowo tak jak teoretycznie SLO nie może być jednocześnie kierownikiem ds. bezpieczeństwa, tak i nie powinien łączyć pracy w klubie z funkcją szefa stowarzyszenia. Oczywiście, i tak jest kilku kierowników-koordynatorów, jak i jest kilku koordynatorów-prezesów stowarzyszeń kibiców, ale pod warunkiem, że obie strony to akceptują.

Tu zresztą nie chodzi tylko o race, ta współpraca jest dużo szersza. Gdy kibice potrzebują jakiegoś klubowego pomieszczenia, albo chcą „wypożyczyć” piłkarzy do odwiedzenia domu dziecka, czy szkoły, również ich pośrednikiem jest SLO. Wiadomo, w klubach takich jak GieKSa to stowarzyszenie załatwia wszystko bezpośrednio z działem marketingu, ale są miejsca, gdzie to naprawdę pomogło, przykładem choćby wspomniana Nieciecza.

Pełnienie funkcji koordynatora trochę ułatwia życie prezesom stowarzyszeń?

Ja jako prezes stowarzyszenia kibiców nigdy nie miałem problemów z tym, że ktoś odmawiał ze mną rozmowy czy negocjacji bo jestem podrzędnym kibicem, ale zdaję sobie sprawę, że nie wszędzie tak było. O koordynatorze wiedzą delegaci meczowi, to też zdecydowanie upraszcza cały proces wchodzenia na obiekt, na przykład podczas wpuszczania flag. Czasami wystarczy jeden telefon od SLO, delegat podchodzi pod sektor i negocjuje – ostateczna decyzja należy naturalnie do gospodarza obiektu, ale pomoc ze strony PZPN-u jest tutaj dość ważna. Tym bardziej, że teraz delegat z każdego meczu składa obszerny raport, w którym porusza wszystkie dotyczące organizacji kwestie, włącznie z traktowaniem kibiców gości. Gdy ja mówię działaczowi PZPN – tu i tu zachowano się wobec nas nie fair, to było źle zorganizowane, tu odmówiono nam pomocy – to wszystko znajduje odzwierciedlenie w jego raporcie, który składa się z bodajże 180 dość szczegółowych pytań typu „tak-nie”. Czy wpuszczanie gości było sprawne? Nie. Czy była możliwość kupna biletów na miejscu? Nie. PZPN może wyciągnąć z tego konkretne wnioski, a kluby jak ognia boją się kar. I to dość potężna broń.

Wracając do różnicy zdań między tobą i Dariuszem Łapińskim – jak postrzegasz to wszystko mając już za sobą kilkanaście meczów w roli SLO?

Różnica polegała głównie na tym, że ja chciałem dopisania do PZPN-owskich uchwał i przepisów kibicowskich stowarzyszeń, z którymi kluby musiałyby współpracować. Rzeczywiście – nie każdy klub ma stowarzyszenie kibiców, a z drugiej strony nie wszędzie stowarzyszenie kibiców ma decydujący głos wśród ogółu fanatyków danego klubu. Na ostatnim spotkaniu ustaliliśmy, że SLO będzie dodatkowo wyposażony w specjalne identyfikatory, więc odchodzi problem z ochroną, czy niektórymi działaczami, którzy wciąż traktują koordynatorów trochę lekceważąco. Najważniejszy jest więc ten komfort rozmowy – nie muszę już przyjeżdżać, prosić o kierownika ochrony, potem kierownika ochrony o rozmowę z kierownikiem ds. bezpieczeństwa i tak dalej. Dzwonię do odpowiedniego koordynatora, zapowiadam kiedy dojedziemy, dodaję osoby spoza listy, on sprawnie sprawdza, czy nie ma ich na liście osób z zakazami stadionowymi i nie ma żadnych problemów, żadnych przestojów. To naprawdę funkcjonuje i tutaj muszę przyznać, że Darek miał rację.

Kluczowe są chyba te mniejsze kluby, gdzie kibice nie są szczególnie zorganizowani.

Tak, wśród klubów Ekstraklasy raczej nie ma takich problemów, bo kibic Widzewa może spokojnie zadzwonić do kibica Lechii i spokojnie omówić jak wygląda wejście na sektor gości, ci decyzyjni ludzie się znają, mają do siebie numery i mogą sobie pomóc w chwilach, gdy coś jest nie tak. Gorzej robi się, gdy celem wycieczki jest choćby Podbeskidzie, gdzie nie ma raczej z kim się dogadać. Teraz takich niedogodności nie ma, wszystko załatwia się jedną rozmową, chyba że SLO chce skonsultować swoje decyzje w klubie, co też jest zrozumiałe, nie ma w końcu władzy absolutnej i każdy ruch musi wykonywać mając na uwadze również dobro klubu.

Przykład wyjazdu do Świnoujścia, pojechaliśmy w 410 osób i wszystko było perfekcyjnie zorganizowane. Bramy były otwarte dwie godziny przed meczem, mogliśmy bez problemu wyjść na plażę, tamtejszy koordynator był w kontakcie z klubem, a klub z miejscową policją, prom dla nas również był załatwiony dużo wcześniej – nie dało się tego zorganizować lepiej. A wiemy, że bywały problemy, gdy na przykład grupa pociągowa miała za sprawą i radą zachodniopomorskiej policji czekać na prom po kilka godzin, żeby dojechać na stadion tuż przed meczem. W takich sytuacjach negocjowała z nimi koordynator, która potrafiła wytargować to wyjście na plażę zamiast siedmiu godzin spędzonych przy promie.

Orientujesz się skąd w ogóle taka koncepcja?

Z tego co wiem podobną funkcję stworzono w Niemczech, a sam pomysłodawca, Dariusz Łapiński, prowadzi też kilka ośrodków w ramach programu „Kibice razem”, zresztą to również jest akcja wzorująca się na rozwiązaniach z Bundesligi. Wiadomo, że SLO zostało narzucone niejako odgórnie, przez wymagania UEFA, ale strzałem w dziesiątkę było oddelegowanie do tego właśnie Darka, który doskonale czuje temat. To można było załatwić rozesłaniem jednego maila – macie wyznaczyć gościa od kontaktów z kibicami, kluby powpisywałyby sobie figurantów i po problemie. Łapiński tymczasem naprawdę się w to zaangażował, jeździł najpierw po klubach, przekonując ich, że to ma sens, potem negocjował z kibicami, wreszcie siadał wspólnie z obiema stronami. Dzięki takiemu indywidualnemu podejściu powstała siatka, która na pierwszym spotkaniu wyglądała dość niejednorodnie. Od razu widać było dwa typy koordynatorów: część kibolska, składająca się z ludzi po 100-150 wyjazdów, którzy mają sporo do powiedzenia w swoich ekipach i ta bardziej „działaczowata” część, co nie znaczy że gorsza, czy mniej chętna do rozmów. Dziewczyna z Piasta cały czas mi wypomina, że na pierwszym spotkaniu zjechałem ją od góry do dołu, mówiąc, że się nie nadaje i nie da sobie rady jako „klubowa działaczka”, tymczasem muszę zwrócić honor, bo jest jedną z najlepszych koordynatorek.

Jej dużym osiągnięciem są chyba te ostatnie derby z Górnikiem, gdzie udało się wpuścić dwie, bardzo duże grupy kibiców i poza drobnymi incydentami z ochroną, wszystko było w porządku.

Tak i tu warto podkreślić, że koordynator – aktywny kibic – z Górnika Zabrze spotkał się kilka tygodni wcześniej z koordynatorką Piasta Gliwice, potem zresztą rozmawiały również nieco szersze grupy z obu stron i udało się wypracować jakiś plan działania, który następnie świetnie udało się zrealizować.

Brakuje chyba jedynie jakiegoś pomostu z policją, która w wielu wypadkach jest cięższym partnerem do rozmów, niż derbowy rywal.

Z policją nie mają się jak dogadać nawet kluby, zresztą tak właśnie powinna być traktowana – jako osobne ciało skupiające się wyłącznie na zapewnieniu bezpieczeństwa i wykonywaniu swojej pracy. Gorzej robi się – a to dość popularne – gdy policja chce ustalać to prawo, negocjować, wciskać się na siłę w role, których nie powinna odgrywać. Rozmowy z policją nie są więc potrzebne, bo oni mają wyłącznie pilnować przestrzegania prawa. To często pojawia się jako zarzut policjantów do OZSK, że nie można liczyć na dialog – no kurczę, a po co się spotykać? Przecież ich rola jest jasna.

Jak wygląda dzień meczowy w wykonaniu SLO?

Ja właściwie mam te same obowiązki, co kilka lat temu, gdy zaczynałem organizować wyjazdy kibiców GieKSy Katowice. Jedyna różnica, to wysyłanie pomeczowego, krótkiego raportu do PZPN z uwagami odnośnie współpracy z delegatem, kierownikami, ochroną, oceną wejścia na obiekt i tym podobnymi uwagami. Poza tym nic się nie zmieniło, może jeszcze skrzynka mailowa, którą obecnie mam już w domenie klubu. Teraz gdy piszę wiadomość do klubów, które mają nas przyjąć to od razu wszyscy wiedzą, że rozmawiają z pracownikiem GKS-u Katowice, a nie jakiegoś SK 1964, którego w sumie nie mają obowiązku znać. Wyłączając jednak to udogodnienie – to są te same czynności, załadowanie się do autokarów, poinformowanie organizatorów kiedy dojedziemy na stadion, dopisywanie nazwisk do listy wyjazdowej, czasem nawet jeszcze dosyłanie tych dodatkowych nazwisk prosto w autokarze – to w ogóle jest fantastyczna sprawa, puszczam mail jeszcze w trasie i na miejscu czeka już uaktualniona lista wyjazdowa. To już nie te czasy, gdy był obowiązek podesłania ostatecznej listy dwadzieścia cztery godziny wcześniej i kto się nie załapał, nie wchodził. To duży sukces OZSK w rozmowach z PZPN-em i ogromne udogodnienie dla kibiców. Dopisywanie do listy wyjazdowej nie jest już jakimś wielkim aktem łaski ze strony organizatora, jest wręcz wskazane przez PZPN, oczywiście po uprzednim zweryfikowaniu kibiców pod kątem zakazu stadionowego.

To chyba jest też w interesie klubów? Często do tej pory wchodzono na zasadzie „albo wszyscy, albo nikt”.

Tak, ale w tej kwestii myślę, że wystarczyła zmiana przepisów dopuszczająca możliwość dopisania ludzi do listy wyjazdowej. Nie trzeba tutaj nawet koordynatorów, samo anulowanie obowiązku przesyłania z wyprzedzeniem i to dodawanie kibiców pod samą bramą zadziałałoby w pozytywny sposób. Obecność SLO ułatwia całość pod tym względem, że zaktualizowana lista zazwyczaj już czeka na miejscu. Bywało bowiem, że po dopisaniu osób powtarzano im po kilka razy, że wchodzą na końcu, po tym gdy na stadionie będą już wszyscy z listy. Naturalnie i tak na miejscu okazywało się że tych kilkunastu „dopisanych” jest już pod bramą i się awanturuje, że przecież było zgłoszenie dodania pozycji w tym całym spisie. I już mogła z tego powstać jakaś scysja. Teraz jest inaczej, czasem nawet na stadionie mnie pytają – „ty, jak ty żeś mnie dopisał, że wszedłem od razu”.

A twoja pozycja u rozmówców? Inaczej się do ciebie podchodzi na przykład w rozmowach z działaczami?

U nas w klubie wiadomo, tu nic się nie zmienia, natomiast widać – ale naprawdę delikatną i niewielką – zmianę w kontaktach z klubami nastawionymi do kibiców dość sceptycznie. Niezły przykład to Cracovia i osoba pana Tabisza. Nie wiem, czy chciałby ze mną porozmawiać, jeśli byłbym tylko przedstawicielem kibiców, a nie klubowym SLO. Inna sprawa, że ja zawsze, także jako prezes SK, przedstawiałem się: Piotr Koszecki, GKS Katowice i prawdopodobnie większość osób od razu postrzegała mnie jako pracownika klubu. Nie zależało mi też szczególnie, żeby jakoś wyprowadzać ich z błędu i uściślać, że to tylko Stowarzyszenie Kibiców.

Myślisz, że wprowadzanie takiej typowo prokibicowskiej funkcji nie kłóci się trochę z innymi działaniami PZPN-u, choćby w kwestii kar? Najświeższy przykład odpowiedzialności zbiorowej – pięć meczów zakazu wyjazdowego dla Siarki Tarnobrzeg, między innymi za race.

Sporo zmienia się na lepsze. W ramach działalności w OZSK miałem okazję uczestniczyć w rozmowach, gdy prezesem był Grzegorz Lato… Bońkowi można zarzucać dużo, można krytykować, że zajął się przede wszystkim PR`em, ale nie da się zamykać oczu na to, jak odmłodziły się kadry. To nie jest tak jak kiedyś, klub emerytów i rencistów, tylko młody zespół ludzi z wizją. Widać to nawet po tej spójnej identyfikacji wizualnej, po powstających materiałach wideo i tak dalej. Jeśli zaś chodzi o kibiców to dużym krokiem w kierunku normalności było zatrudnienie w Departamencie Bezpieczeństwa i Organizacji wspominanego już Dariusza Łapińskiego. Zresztą chyba mocno forsowany będzie ten niemiecki wzorzec współpracy, do którego często PZPN się odwołuje. U nas wprawdzie Bundesliga jest trochę krytykowana, narzeka się na wyjątkowo spokojną atmosferę, ale wbrew pozorom tam też się coś dzieje, tam też trwa walka o legalizację piro, a w dodatku – organizacyjnie – rodzime stowarzyszenia mogłyby się sporo nauczyć od tych niemieckich, które mają po kilkanaście tysięcy członków i w żadnym wypadku nie są marionetkowe, tylko faktycznie przedstawiają głos fanatyków.

Marek Doliński, szef tego departamentu bezpieczeństwa, ma zupełnie inną wizję prokibicowskiej współpracy, niż ja, ale rozmawialiśmy kilka razy i widać, że to człowiek z jakimś planem, nie odgórnie klepiący to co narzuci mu UEFA. Ma jakieś idee, ma pomysły i stara się jakoś to realizować. Zresztą, weźmy przykład tych koordynatorów, który ja krytykowałem. Mówiłem, że nie jest mi to do niczego potrzebne. On wtedy przekonywał: tobie nie jest potrzebne, w twoim klubie nie jest potrzebne, ale co będzie za kilka lat w GieKSie? Albo w innych klubach, gdzie na kibiców patrzy się sceptycznie? Z perspektywy czasu chyba muszę mu przyznać rację. Nigdzie to nie zaszkodziło, a w wielu klubach pomogło. Razem pracowaliśmy jeszcze nad tą uchwałą wyjazdową, z pięciu stron niepotrzebnych przepisów obcięliśmy całość do minimum, może na pół kartki. Nie ma konieczności robienia list wyjazdowych, więc wszystko idzie w dobrym kierunku. Jasne, jako aktywny kibic też chciałbym, żeby PZPN nie karał w żaden sposób za użycie rac i tym podobnych, ale jestem również świadomy, że związek nie może być kompletnie oderwany od innych organizacji i nie może być totalnie prokibicowski. Ważne, że udaje nam się dogadywać.

Jak widzisz przyszłość instytucji SLO?

To pójdzie w kierunku, który wyznaczyli niemieccy działacze związkowi. Na szczeblu centralnym SLO będzie standardem i tak jak kiedyś nowinką były działy marketingu, a teraz to nieodzowna część prowadzenia klubu, tak i rola SLO będzie coraz większa. Nie wiem, czy ja dalej będę katowickim koordynatorem, możliwe, że później faktycznie rozdzieli się pracownika klubu odpowiedzialnego za współpracę z kibicami od zwyczajnie aktywnego kibica, jakich obecnie wielu w siatce SLO.

Niektórzy dostrzegali pewne analogie między obecnym projektem SLO, a policyjnymi spotterami. Tam też miał być pomost, tyle że między kibicami a policją, a jednak cały pomysł okazał się klapą.

Największy problem polegał na tym, że spotterami byli sami funkcjonariusze, którzy mieli w dodatku negocjować na linii kibice-policja. Po co? W jakim celu kibice mają rozmawiać z policją? Nie chodzi tu o jakieś zasady, że z policją się nie gada i koniec, ale o to, że takie rozmowy naprawdę nie mają sensu. Nie wyobrażam sobie, żeby na przykład za grupą studentów na dyskotece podążał funkcjonariusz, nakłaniając ich, by nie spożywali alkoholu i nie używali wulgarnych słów. Policja i my, kibice, możemy co najwyżej zgłaszać projekty, ale nie ustalać prawo. W Polsce doszło do tego, że piłką rządzi policja i jej opinie na temat bezpieczeństwa. Na szczęście coraz więcej klubów otwiera oczy, szczególnie po tym kompromitującym liście komendanta Działoszyńskiego.

Wygląda to trochę tak, jakby policjanci koniecznie chcieli stać się stałym elementem widowiska, obecnym zawsze i wszędzie.

Tak i sądzę, że to efekt myślenia z poprzedniego ustroju, przekonania, że to oni o wszystkim decydują i oni mają końcowy głos w każdej dyskusji. Podczas gdy stadiony i kibiców należałoby traktować jak dyskoteki i ludzi w tych dyskotekach. A jeszcze tutaj jest jedna ciekawa sprawa, którą poruszyło kilku moich znajomych z kibicowskiej Polski: wchodzenie na stadion na policyjną legitymację! Zawsze pod pretekstem działań operacyjnych. Niektóre kluby od jakiegoś czasu informują wchodzących w ten sposób funkcjonariuszy, że naturalnie, zapraszają na obiekt bez biletu, ale złożą do przełożonych wniosek o raport z działań danego policjanta podczas tego konkretnego spotkania. I od razu liczba funkcjonariuszy na meczu się zmniejsza.

ROZMAWIAŁ JAKUB OLKIEWICZ


Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...