– Fajnie jest mieć klub. Wyczytałam ostatnio w jakimś magazynie, że to jest teraz w modzie (…) Faktycznie pieniądze raczej się na niego wydaje, niż z niego wyciąga. Ale dla mnie to jest przede wszystkim dobra zabawa. Przyjemność, coś w rodzaju hobby. No i też ogromna satysfakcja, że udało mi się uratować klub z taką historią – tak jeszcze rok temu na naszych łamach opowiadała o Warcie Izabella Łukomska – Pyżalska.
Potem pierwszy entuzjazm nagle minął i zaczęło się życie. Hobby stało się problemem.
Pani prezes zapomniała dodać, że brakuje na jeszcze kilka innych drobiazgów, ale rozumiemy – twitter, 140 znaków, ograniczone możliwości.
Jeśli nie zgubiliśmy się w liczeniu, zimą z Warty odeszło dwunastu zawodników – w znacznej mierze tych najistotniejszych. Mniej więcej taka sama liczba pozostała w klubie. Obecność można sprawdzać jak w szkole podstawowej. Bartczak? Nie ma. Kosznik, Marciniak, Ciach, Trochim, Pawłowski? Wszyscy nieobecni.
O ile nam wiadomo, Warta aby PRZETRWAĆ wiosnę, mniej więcej jak ŁKS, bo tylko o tym dziś mówimy, potrzebuje około miliona złotych. Temat wsparcia klubu ma jeszcze przemyśleć Ryszard Grobelny, choć w pierwszej wersji z miejskiego magistratu do Warty miało powędrować… 40 tysięcy złotych.
Jak żyć?