Reklama

Wasyl narzeka na terminarz, Kobylański wciąż się waha, a Marx broni Obraniaka

redakcja

Autor:redakcja

12 września 2012, 08:49 • 7 min czytania 0 komentarzy

Jak na dzień po meczu reprezentacji, w dzisiejszej prasie mamy całkiem sporo niezłych materiałów. Polecamy przede wszystkim rozmowę z Joachimem Marxem w „PS”, choć nie do końca zgadzamy się z jego argumentami.
FAKT

Wasyl narzeka na terminarz, Kobylański wciąż się waha, a Marx broni Obraniaka

Tekst o… braku kryzysu w polskiej ekstraklasie.

Kontrakty większości piłkarzy były zbyt wysokie w stosunku do ich umiejętności. 40-70 tysięcy złotych miesięcznie, w tym przedziale mieściły się pensje piłkarzy z al. Piłsudskiego. Byli do tego stopnia rozpieszczeni, że przy negocjacjach z potencjalnym pracodawcą domagali się po 150 tysięcy euro za złożenie podpisu pod umową. Takiej domagał się Mindaugas Panka (28 l.) od Lechii. Nie dostał, inni mieli więcej szczęścia.

Reklama

Za Filipa Modelskiego (20 l.) Jagiellonia latem zapłaciła GKS Bełchatów ok. 900 tysięcy złotych. Menedżer zawodnika wytargował sumę o 300 tys. złotych większą, ale nie trafiła ona na konto górniczego klubu, a do kieszeni obrońcy. Prowizja dla prowadzącego negocjacje musiała być zadowalająca, bo odległość między Bełchatowem, a Białymstokiem pokonywał… helikopterem. Działacze Jagiellonii dali Modelskiemu zarobić, ale jej trener Tomasz Hajto (40 l.) jak na razie nie daje mu pograć. Obrońca wystąpił w jednym, z trzech dotychczasowych meczów ekstraklasy.

300 tys., ale euro, otrzymał od Górnika Prejuce Nakoulma (25 l.). Pieniądze przekonały napastnika do wybrania oferty zabrzan. Działacze Górnika zacierali ręce, bo latem zamierzali sprzedać piłkarza za sporą sumkę. Zamiast zarobić, tracą. Nakoulma został, a miesięcznie trzeba płacić mu wysoki kontrakt i okazałe wyjściówki.

RZECZPOSPOLITA

Artykuł o wyborach prezesa PZPN.

Baronów jest 16, mają w swoich związkach ogromne wpływy. Ł»eby liczyć na wygranie wyborów, trzeba mieć poparcie przynajmniej ośmiu prezesów. To właśnie oni zbiorą się dziś we Wrocławiu, by ustalić, jak rozegrają wybory. Muszą też wybrać swojego kandydata. Bo jest już były piłkarz Roman Kosecki, jest polityk Andrzej Olechowski, musi być i baron. Wiele wskazuje na to, że będzie nim Stefan Antkowiak z Poznania. Były prezes Lecha, wieloletni działacz samorządowy, biznesmen, wiceprezes za czasów Michała Listkiewicza.

Baronowie naradzają się dziś we własnym gronie. Kandydatów, z którymi trzeba się liczyć, zaprosili na wcześniejsze spotkanie. Właśnie na to, na którym dali znać Grzegorzowi Lacie, że jego czas się skończył. Na te nieformalne przesłuchania kandydatów doprosili wówczas jeszcze Romana Koseckiego i Zbigniewa Bońka, choć ten nadal nie zdecydował, czy startuje. Innych kandydatów baronowie nie biorą w ogóle pod uwagę.

Reklama

I wywiad z Marcinem Wasilewskim.

To prawda, że w przerwie w Podgoricy skoczył pan kolegom do gardeł?
Nie, chociaż rzeczywiście znowu było bardzo głośno. Przed meczem uczulaliśmy się na pewne sytuacje, mieliśmy jakieś założenia, a na boisku nie potrafiliśmy tego pokazać. Ale wreszcie przestaliśmy się klepać po plecach i mówić, że jest dobrze. Wygarniamy sobie całą prawdę od razu, żeby w kolejnych spotkaniach ustrzec się błędów. Jesteśmy tylko ludźmi i coś może się nie udać, ale na boisku trzeba się szanować. Jak ktoś daje z siebie wszystko, a kolega ma pół kroku, ale nie ruszy się, by pomóc, to gra mija się z celem. Mamy wyjść na boisko w jedenastu, a ludzie z ławki muszą być gotowi, by wejść do gry i coś zmienić. Cała kadra musi się czuć potrzebna, każdy – jak Adrian Mierzejewski w Podgoricy – może zostać małym bohaterem.

(…)

Macie bardzo ciężki terminarz, cztery z ostatnich pięciu meczów gracie na wyjeździe.
Nie wiem, kto go ustalał i na jakiej zasadzie, ale jest fatalny. Nie ma co się oszukiwać – najważniejsze mecze, które będą decydujące o awansie na mundial, rozegramy na obcych boiskach. Na początku trzeba zdobyć tak dużo punktów, żeby było czego bronić. Wierzę w nasz awans, ale grupa jest bardzo ciężka.

SUPER EXPRESS

Tekst o Martinie Kobylańskim.

– Miałem kilka ofert z klubów Bundesligi, ale Werder interesował się mną chyba od roku. Nie sądziłem jednak, że uda się dopiąć transfer jeszcze tego lata. Na szczęście przedstawiciele Werderu w ciągu kilku dni dogadali się z moim poprzednim klubem Energie Cottbus i ze mną – opowiada Martin „Super Expressowi”.

(…)

Niedawno Martin poleciał z polską kadrą U-19 na dwa mecze do Słowenii. Na pytanie, czy to znaczy, że dokonał już wyboru, w której reprezentacji ostatecznie zagra, odpowiada: – Jeszcze nie, ale szala się przechyla w stronę Polski. Regularnie przyjeżdżam na zgrupowania polskiej kadry i czuję się bardzo dobrze. Jest fajna ekipa i sztab szkoleniowy. Doszli bracia Stępińscy, Gracjan Horoszkiewicz i Karol Linetty z kadry U-17, która zajęła 4. miejsce w mistrzostwach Europy. Teraz także nasza reprezentacja U-19 może osiągnąć coś wielkiego w mistrzostwach Europy – uważa Martin.

PRZEGLÄ„D SPORTOWY

Wywiad z Joachimem Marxem.

Nas interesuje jednak najbardziej sprawa Obraniaka.
Też jestem tym zaskoczony, bo w lidze gra bardzo dobrze, zdobywa ważne bramki, zalicza kluczowe zagrania. Przecież trener Bordeaux Francis Gillot, zresztą mój były piłkarz, powiedział mi, że zażyczył sobie w drużynie Obraniaka, bo wiedział, że ten przyniesie mu realną korzyść. „To dobry interes” – powiedział. I miał rację. Jedyne, co można zarzucać Ludovikowi, to nieregularność. Potrafi zagrać fantastyczny mecz, a potem ma kilka spotkań, w których go nie widać. A gdy wszyscy narzekają, on znowu gra znakomicie, strzela w decydujących momentach, tak jak w Lille, gdy znacząco pomógł drużynie w walce o tytuł, a dzięki jego fantastycznej bramce zespół zdobył Puchar Francji.

(…)

Trener Fornalik powiedział, że może w spokoju pobyć z drużyną klubową.
To błędne rozumowanie. Początkowo myślałem, że to jakaś kara za czerwoną kartkę, ale skoro wiadomo było, że nie zagra z Mołdawią, to była z niego zdjęta presja. I była to świetna okazja, żeby pobył z kolegami, zintegrował się, po prostu był z grupą, pośmiał się, pożartował… No chyba że chodziło o wariant oszczędnościowy i zwolnienie pokoju w hotelu? A jak on się przygotuje lepiej w Bordeaux? We Francji przerwę na kadrę traktujemy jako odpoczynek, bo gra się tu co trzy dni, więc nawet jak wcześniej wróci, nic wielkiego nie zrobi, będzie się relaksował.

(…)

Czy Perquis dobrze zrobił, idąc do Betisu? Czy on w ogóle pasuje do ligi hiszpańskiej?
Zobaczymy, bo na pewno to typ silnego zawodnika, a hiszpańscy napastnicy zazwyczaj są mali, szybcy, zwrotni. Ale w drużynie nie może być samych inżynierów, czasem są potrzebni robotnicy, żeby włożyć głowę w największy tłok. I w Hiszpanii są tacy, choćby Carles Puyol. Na pewno tym transferem zrobił postęp, przejście z ligi francuskiej do hiszpańskiej to krok do przodu, dużo się tam nauczy. Betis w poprzednim sezonie miał okresy, gdy prezentował atrakcyjną piłkę, a Sochaux grało ostatnio o utrzymanie, cudem się udało. Teraz są na ostatnim miejscu, po czterech kolejkach mają zero punktów. Rozumiem zawodnika, że nie chce w takim zespole grać. Wieczna walka o utrzymanie zabija radość z gry w piłkę, zamienia się ona w zwykłą, nużącą pracę. Bo cieszysz się tylko raz, na koniec sezonu. I to tylko jeśli masz szczęście.

GAZETA WYBORCZA

Artykuł o Jorge Salinasie.

Po roku gry w Trenczynie Salinasa zaproszono go na testy do Chelsea i Ajaxu. W Londynie trenował przez tydzień ramię w ramię z Deco, czy Paulo Ferreirą. – W klubie doszli do wniosku, że w ten sposób mogę nabrać doświadczenia i potrenować przez jakiś czas z dużo lepszymi piłkarzami. Nie pojechałem tam z myślą o transferze. Jeśli okazałoby się, że się spodobam to w porządku. Jeśli nie, to i tak na tym zyskam – opisuje to dziś Paragwajczyk.

(…)

– Na Słowacji mało ludzi chodzi na mecze. Ale tu mi się bardzo podoba. Kibice reagują bardzo żywiołowo, tak jak w Paragwaju – mówi. W Warszawie mieszka z dziewczyną. Miasta na razie nie zna za dobrze, ale podoba mu się Starówka. W drużynie bardzo pomaga mu brak bariery językowej. Z trenerami może porozmawiać po hiszpańsku, bo Jan Urban i, oczywiście, Kibu Vicuna mówią w nim biegle. Początkowo bardzo pomagał mu Inaki Astiz. W szatni ma szafkę obok Duszana Kuciaka, z którym może porozmawiać po słowacku. Dzięki trzem sezonom za naszą południową granicą nie ma problemu z tym by zrozumieć język polski.

I tekst o tym, czego dowiedzieliśmy się z meczu reprezentacji PZPN.

Na co selekcjonerowi dwóch napastników?

Trener Waldemar Fornalik obiecywał, że jego piłkarze będą potrafili przemieszczać się po boisku w dwóch ustawieniach i słowa chce dotrzymać (pierwszym ma być 4-2-3-1). Choć taktyka 4-4-2 poniosła klęskę w 45 minutach sparingu z Estonią, we Wrocławiu selekcjoner eksperyment powtórzył. Z podobnym skutkiem i takim samym końcem – również zrezygnował z dwójki napastników po przerwie.

Nie wiadomo tylko, dlaczego w ogóle próbował. W ustawieniu 4-4-2 Polska grać może tylko ze słabeuszami, nie skorzysta trener z niego ani w meczach z Anglią, ani z Ukrainą, mało prawdopodobne, by skorzystał po awansie na mundial. Zdecydowanie bardziej przydałoby się reprezentacji ćwiczenie formacji 4-3-2-1, w której zagrała najlepszy mecz ostatnich lat (z Rosją na ME), i która wydaje się najlepsza na spotkania z faworytami grupy.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...